[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A ponieważ stanowią głównie dekorację, nie ma sensu znosić hałasu, jaki wyczynia-ją.Dawno temu założono hamulce na mechanizmy. Kiedyś robiono tu film  dodał,kiedy skręcali, zostawiając park za sobą. Kto? Jakieś duże studio. Hollywoodzkie? Zapomniałem jakie. Jak się nazywało? Nie pamiętam. Kto grał? Nikt znany.Holly zapisała sobie w pamięci ten film, podejrzewając, że był ważniejszy dla Jimai dla miasteczka, niż to wyjawił.Coś w niedbałym sposobie mówienia i w lakonicznychodpowiedziach na szybko następujące pytania obudziło w niej czujność.Na samym końcu przejechał obok garażu Zacca w południowo-wschodnim kącieSvenborga.Duża budowla z falistej blachy spoczywała na cementowej podmurówce.Przed nią stały dwa zakurzone samochody.Budynek był w swej historii kilkakrotniemalowany, ale pędzel nie tknął go od dawna.Wyłaziły liczne pokłady wcześniejszychwarstw farby, miejscami widać było też rdzę, co dawało efekt niezamierzonego kamu-flażu.Spękany asfalt z frontu roił się od dziur wypełnionych żwirem.Dookoła rosła wy-schnięta trawa i chwasty.179  Chodziłem do szkoły z Nedem Zackiem  powiedział Jim. Jego ojciec, Vernon,miał wtedy ten garaż.Taki interes nigdy nie mógł zapewnić fortuny, ale kiedyś prezen-tował się lepiej niż teraz.Wielkie drzwi, odsuwane na boki jak w hangarach samolotowych, były otwartei wnętrze zalegały cienie.Tylny zderzak starego chevroleta pobłyskiwał tępo w pół-mroku.Mimo że garaż był zapuszczony, nic w nim nie sugerowało niebezpieczeństwa.A jednak kiedy Holly zaglądała przez otwarte drzwi hangaru w mroczną głębię, poczu-ła, jak przebiegają po niej wyjątkowo nieprzyjemne dreszcze. Ned to był nędzny skurwiel, szkolny bandzior  powiedział Jim. Jak chciał,mógł dziecku zamienić życie w piekło.Zawsze się go bałem. Jaka szkoda, że wtedy nie umiałeś tae kwon do, mógłbyś skopać mu tyłek.Nie uśmiechnął się; patrzył na garaż.Wyraz twarzy miał dziwny, niepokojący. Tak.Szkoda.Kiedy znów spojrzała na garaż, zobaczyła, jak mężczyzna w dżinsach i bawełnianejkoszulce wychodzi z najgłębszej ciemności w szarą poświatę, omijając powoli tył swo-jego chevroleta.Wycierał ręce o szmatę.Znajdował się tuż za linią wpadającego słońca,więc nie mogła dostrzec jego twarzy.Paroma krokami okrążył samochód i znów znikłw mroku, nie bardziej materialny niż duch na rozjaśnionym księżycem cmentarzu.Nie wiadomo skąd wiedziała, że tamta widmowa sylwetka należała do Neda.Dziwne,to Jim się go kiedyś bał, ale właśnie Holly poczuła, jak żołądek się jej zwija i wilgotniejąręce.W tym momencie Jim nacisnął gaz i odjechali sprzed garażu, kierując się z powro-tem do miasta. Co on ci zrobił? Nic, na co miałby ochotę.To był najzwyklejszy mały sadysta.Od tamtych czasówsiedział kilka razy.Ale wydaje mi się, że wrócił. Wydaje ci się? Skąd wiesz? Po prostu to poczułem  odpowiedział, wzruszając ramionami. Poza tym tojeden z tych facetów, którzy nigdy nie wpadają w za duże sprawy.Ma diabelne szczęście.Jeśli już mu się powinęła noga, to zawsze na głupstwie.Jest głupi, ale cwany. Dlaczego chciałeś tu przyjechać? Wspomnienia. Większość ludzi, jak już wspomina, to dobre rzeczy.Na to Jim nie odpowiedział.Jeszcze zanim pojawili się w Svenborgu, zamknął sięw sobie, przypominał żółwia stopniowo wycofującego się do skorupy.Nieomalże po-wrócił mu ponury, pełen dystansu nastrój, w jakim zastała go wczoraj po południu.W trakcie krótkiej przejażdżki nie odniosła wrażenia, by małe miasteczko emano-wało bezpieczeństwem i ludzką życzliwością, raczej poczuła, że znalazła się na zabitym180 deskami krańcu świata.Nadal była w Kalifornii, najgęściej zaludnionym stanie kraju,nie dalej niż sto kilometrów od Santa Barbara.Sam New Svenborg miał dwa tysiąceludzi, był większy niż przeciętne osady  benzyna-i-bufet , rozsiane wzdłuż dróg mię-dzystanowych.Poczucie izolacji wypływało raczej ze stanu psychicznego niż realiów,ale nie mogła się od niego uwolnić.Zatrzymali się przy Centrum, skupisku obiektów handlowych, które obejmowałostację benzynową, mały sklepik z artykułami sportowymi dla wędkarzy i biwakowi-czów i dobrze zaopatrzony sklep spożywczy z artykułami delikatesowymi, piwem i wi-nem.Holly napełniła zbiornik forda przy samoobsługowym dystrybutorze, a potem do-łączyła do Jima, który robił zakupy w sklepiku z artykułami sportowymi.Miejsce było zawalone towarem, który wysypywał się z półek, zwisał z sufitu i le-żał na pokrytej linoleum podłodze.Sztuczne przynęty kiwały się na wieszaku przydrzwiach.Powietrze było przesycone wonią gumowych butów.Jim zgromadził już na ladzie doskonałe lekkie śpiwory z materacową nadmuchiwanąpodkładką, lampę Colemana, ogromną lodówkę turystyczną, dwie silne latarki z zapa-sem baterii i parę innych artykułów.Przy kasie, nieco dalej, stał brodacz w okularachgrubych jak butelkowe szkło i podliczał zakupy.Jim czekał z otwartym portfelem. Myślałam, że jedziemy do wiatraka  rzekła Holly. Jedziemy  potwierdził Jim. Ale jeśli nie chcesz spać na drewnianej podłodze,bez żadnych wygód, będzie to nam potrzebne. Nie myślałam, że zostaniemy tam na noc. Ani ja.Dopóki nie wszedłem tu i nie usłyszałem, jak zamawiam te rzeczy. Nie moglibyśmy pojechać do motelu? Najbliższy mamy w Santa Ynez. To cudowna trasa  powiedziała; wolała zmienić miejsce, niż spędzić noc w wia-traku.Jej opór tylko częściowo wynikał z faktu, że stary wiatrak nie zapowiadał się na luk-susowy lokal do spania.Był on przede wszystkim miejscem akcji koszmarów sennychich obojga.Poza tym od chwili, kiedy zjawiła się w Svenborgu, czuła wokół siebie ja-kieś.zagrożenie. Coś się szykuje  powiedział. Nie wiem co.Po prostu.coś.W wiatraku.Czujęto.Doczekamy się.jakichś wyjaśnień.Ale to może trochę potrwać.Musimy przygoto-wać się na czekanie, uzbroić w cierpliwość.Choć to Holly zasugerowała wyjazd do wiatraka, nagle odechciało się jej wyjaśnień.We własnej niewyraznej wizji przyszłości przeczuwała nadciągającą nie wiadomo skądtragedię, krew, śmierć i ciemność.Natomiast wydawało się, że Jim zrzucił ciążący mu jak ołów niepokój i nabrał no-wego rozpędu.181  Dobrze robimy, że tam jedziemy.Czuję to, Holly.Rozumiesz mnie? Przekazanomi, że dobrze zrobiliśmy, przyjeżdżając tu, że czeka nas coś strasznego, tak, coś możewstrząsnąć nami jak cholera, może znajdziemy się w poważnym niebezpieczeństwie, alewyjdziemy z tego silniejsi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •