[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przysiągłem sobie, że nie zapomnę nic, co widzę; wówczas, jeśli ktoś wyłupi mi oczy, na całe życie zachowam w pa­mięci obraz wszystkiego, co zdążę zobaczyć.5.Do mnie należało zastawianie wnyków na ptaki, które Lech sprzedawał w okolicznych wioskach.Jako łowca ptaków nie miał sobie równych.Pracował sam.Mnie przygarnął dlate­go, że byłem bardzo mały, bardzo chudy i bardzo lekki.Mogłem więc umieszczać sidła tam, gdzie Lech nie sięgał lub nie dawał rady: na cienkich gałęziach drzew, w gęstych kępach pokrzyw i ostów, na podmokłych wysepkach pośród ba­gien i moczarów.Lech nie miał rodziny.Jego chatę wypełniały klatki z ptakami przeróżnych gatunków, od zwykłego wróbla po mądrą sowę.Wieśniacy płacili Lechowi za ptaki towarami, zaopatrując go w mleko, masło, śmietanę, sery, chleb, kiełbasę myśliwską, bimber, owoce, a nawet w płótno.Otrzymywał te podstawowe artykuły w pobliskich wioskach, które obchodził z klatkami, wychwa­lając urodę oraz zdolności śpiewacze schwytanych przez siebie ptaków.Twarz Lecha pokrywały piegi i pryszcze.Wieśniacy wierzyli, że takie twarze mają ci, którzy wykradają z gniazd jaskółcze jaja, natomiast potomstwo.Jedno z piskląt było jakieś niewydarzone, o płaskim dziobie i krótkich, koślawych nóżkach.Tata Bocian oskarżył żonę o cudzołós­two i chciał natychmiast zabić małego bękarta.Mama Bocian uważała, że dziecko powinno pozostać w gnieździe.Rodzinna sprzeczka ciąg­nęła się kilka dni.Wreszcie bocianica, żeby uratować życie gąsiątka, wytoczyła je ostrożnie na kryty strzechą dach, z którego - nie czyniąc sobie najmniejszej krzywdy - spadło na stertę siana.Wydawało się, że krok ten położył kres całej sprawie i przywrócił małżeńską harmonię.Jed­nakże kiedy nadszedł czas odlotu, wszystkie bociany jak zwykle zebrały się na naradę.Po dyskusji zdecydowano, że bocianica winna jest cudzołóstwa i nie ma prawa towarzyszyć mężowi.Zapadł wyrok.Zanim ptaki odleciały w równym szyku, rzuciły się na niewierną małżonkę, ataku­jąc ją dziobami i skrzydłami.Legła martwa blisko krytej strzechą chałupy, na której dachu miesz­kała wraz z mężem.Obok jej ciała wieśniacy znaleźli roniącą gorzkie łzy brzydką gąskę.Jaskółki także wiodły ciekawe życie.Ulubione ptaki Najświętszej Panienki były zwiastunkami wiosny i radości.Jesienią podobno odlatywały daleko od siedzib ludzkich i przycupywały, zmę­czone i senne, na trzcinach porastających odległe moczary.Lech mówił, że obsiadają trzcinę tak gęsto, że w końcu łamie się pod ich ciężarem, pogrążając je w wodzie.I tak już pozostają przez całą zimę, bezpieczne w lodowym świecie.Kukanie kukułki mogło oznaczać wiele rzeczy.Człowiek, który słyszy je wiosną po raz pierwszy, musi natychmiast zacząć pobrzękiwać drobnymi i przeliczyć wszystkie pieniądze, jakie ma w kieszeni, żeby zapewnić sobie posiadanie przez cały rok przynajmniej identycznej sumy.Zwłaszcza złodzieje powinni baczyć na to, kiedy po raz pierwszy słyszą kukanie.Jeśli wcześniej, niż na drzewach pojawią się liście, lepiej zrezyg­nować z planowanych kradzieży, bo się nie powiodą.Lech darzył kukułki szczególną sympatią.Uważał je za ludzi przemienionych w ptaki - szlachciców daremnie błagających Pana Boga, aby przywrócił im ludzką postać.O ich her­bowym pochodzeniu miało świadczyć to, jak postępują z młodymi.Kukułki, mówił Lech, nigdy się nie trudzą chowaniem własnego potom­stwa.Wynajmują pliszki, żeby karmiły ich małe i się nimi opiekowały, same zaś tylko latają po lesie, wzywając Wszechmogącego, by znów prze­istoczył je w szlachciców.Lech ze wstrętem odnosił się do nietoperzy, które uważał za pół ptaki, pół myszy.Widział w nich wysłanników złych mocy, szukających nowych ofiar, i wierzył, że potrafią się wczepić człowiekowi we włosy i nasączyć jego umysł grzesznymi żądzami.Jednakże nawet z nietoperzy był pewien pożytek.Któregoś dnia Lech złapał na strychu jednego do siatki.Schwytanego poło­żył wraz z siatką na mrowisku za chałupą.Nazajutrz pozostał tylko biały szkielet.Lech zebrał dokładnie wszystkie kości i wyjął z nich obojczyk, który odtąd nosił na piersi.Resztę kości zmełł, a proszek zmieszał ze szklanką gorzałki, którą dał do wypicia swojej ukochanej.Tym sposobem, jak twierdził, zapewnił sobie, że będzie go pragnęła coraz goręcej.Lech uczył mnie, że człowiek powinien bacz­nie obserwować ptactwo i wyciągać wnioski z jego zachowania.Jeśli się ujrzy ptaki różnych gatunków lecące tłumnie na tle zachodzącego na czerwono słońca, należy wiedzieć, że na ich skrzydłach jadą złe moce szukające dusz potępień­ców.Kiedy wrony, gawrony i kawki gromadzą się na polu, zebranie to zwołuje czart, który usiłuje wpoić im nienawiść do innych ptaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •