[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby zaczął teraz strzelać, popełniłby samobójstwo, a to w żaden sposób niepomogłoby Szeolitom.Ostrzegawczy brzęczyk w głowie Drago wył w niebogło-sy, a komandos mógł tylko bezsilnie zaciskać pięści.Wreszcie buteleczki powróciły do rąk smagłego szefa, który przeistoczył sięw rosłego oficera Kruków.Muszę znalezć jakiś sposób, żeby zawiadomić oddział, myślał gorączkowoDrago.Ale żadna z kłębiących się myśli nie podsuwała wykonalnego sposobu.103 Dowódca przemienionych najemników taksował wzrokiem swoich nowychpodwładnych. Przysuńcie się bliżej  nakazał.Posłusznie zbili się w ciasną grupę. Moc!  zawołał, unosząc w górę mały, bury przedmiot, którego Drago niebył w stanie rozpoznać.W tym momencie wszyscy znikli. Szlag!  jęknął Gamerin.Z rozpaczą grzmotnął pięścią w poszycie.Prze-nieśli się za pomocą skrawka latającego dywanu, cennego magicznego przedmio-tu, dostępnego wyłącznie dla najwyższej klasy magów.Mogą się teraz znalezćwszędzie, gdzie zechcą.Porwał się na nogi.Schwycił kryształ z okiem smoka i spróbował go uru-chomić.Urządzenie, drgnąwszy słabo, natychmiast zamarło.Gamerina ogarnęłarozpacz.Namacał w kieszeni klucz Remuela i pędem pognał w stronę bariery.Uderzyłw nią całym ciężarem z takim efektem, jakby grzmotnął w kamienną ścianę.Spró-bował jeszcze raz.Potem kolejny.I następny.Oszalały z wściekłości i rozpaczytłukł zapamiętale o barierę, która pozostawała nienaruszona.W końcu osunął siępo niej zlany potem, ze zmęczenia nie mogąc złapać tchu.Poobijane ręce powolizaczynały puchnąć.Drago zadarł głowę, zmierzył nienawistnym spojrzeniem błękitną kopułę nadsobą.Wstał, nabrał głęboko powietrza i spróbował wzbić się w górę.Wykonałjakiś dziwaczny podskok, lądując ciężko na kolanach.Pozbierał się, wyciągnąłdłonie i począł wodzić palcami po niewidzialnej powierzchni bariery.Uginała sięleciutko, pozwalając zagłębić w sobie palec na niecały centymetr.Potem stawałasię twarda jak stal.Drago westchnął.Machając rozpaczliwie jednym skrzydłem,spróbował podjąć wspinaczkę po gładkiej, magicznej ścianie.Było jeszcze trud-niej, niż się obawiał.Już po paru metrach poczuł rwący ból w dłoniach, sercewaliło mu jak szalone, pot zalewał oczy.W pewnej chwili nie znalazł oparcia dlanóg, palce też zaczęły się ślizgać i Gamerin runął w dół.Trzasnął o ziemię z ta-ką siłą, aż zadzwoniło mu w uszach.Przez chwilę siedział oszołomiony, wreszciewstał, zacisnął zęby i ponownie zaczął się wspinać.Las szumiał, zajęty swoimi sprawami, nie zwracając uwagi na drobną, szczu-płą postać, niezmordowanie pokonującą niewidzialną ścianę.* * * Ssss  szepnął Tafti.Zamarli. Jak tam z przodu? Czysto.104  Słyszeliście coś?Przecząco potrząsnęli głowami. Idziemy  rozkazał Tafti.Czuł niejasny niepokój, jakieś przeczucie katastrofy, którego nie umiał zwal-czyć.Wszystko przebiegało zgodnie z planem, lecz wciąż miał wrażenie, że cośprzeoczył.Za stary jestem na akcje, czy co?  zastanawiał się.Rzucił jeszczejedno posępne spojrzenie w głąb lasu i ruszył.Przysunął się do niego Erel. Gdzie mamy spotkać sukinsynów Kruków? Gdzieś tutaj. Nie widać ich.Może stchórzyli? Tym lepiej  mruknął Tafti. A ty zamknij dziób.Mówiłem, nie robićzbędnego hałasu.Erel zamilkł.* * *Drago, półprzytomny ze zmęczenia, opadł ciężko po drugiej stronie bariery.Bolał go każdy najdrobniejszy mięsień.Spod paskudnie połamanych paznokcisączyła się krew.Komandos dzwignął się na czworaki, potrząsnął głową, żeby rozproszyć tań-czące, czerwone plamy.Wstał z trudem, popatrzył z nienawiścią na las i kulejąc,powlókł się szukać śladów oddziału.* * *Mirael oberwał pierwszy, bo szedł na szpicy.Zdążył usłyszeć wizg pociskui zapaść w ciemność.Zwalił się pod nogi kolegów. Co to, kurwa, jest!  wrzasnął Erel, a jego okrzyk przeszedł w jęk, gdykula rozdarła mu udo. Na ziemię! Kryć się!  krzyknął Tafti.Między pniami drzew mignął czar-ny mundur. To Kruki!  ryknął ktoś głosem wibrującym furią. Pieprzeni zdrajcy! Zabić skurwieli!  podniósł się wrzask. Strzelać!  rozkazał Tafti, ale broń Szeolitów plunęła ogniem, jeszczezanim zdążył wydać komendę.Kule śmigały, drąc liście, huk zagłuszał rozpaczliwy świergot przerażonychptaków, które zerwały się do lotu, podobne do garści rozsypanych po niebie okru-chów.Strzelanina ucichła, gdy komandosi zorientowali się, że nikt nie odpowiadana ich ogień. Uciekają!  wrzasnął triumfalnie Remuel.105  Za nimi, chłopcy!  Taftiego ogarnęło niebywałe podniecenie.Przestałmyśleć.Chciał walczyć.Chciał krwi znienawidzonych Harab Serafel i znów, polatach, mógł jej upuścić. Dorwać drani!Komandosi biegli przez las.* * *Wysoki, szpetny Kruk zatrzymał się.Jego przenikliwe spojrzenie badało zie-lony gąszcz zarośli. Nikogo nie ma  mruknął.Oficer Harab, wielki Głębianin z kwadratową szczęką, wzruszył ramionami. Nie będziemy czekać.Naprzód. Tak, panie.Milczący oddział poruszał się równo jak za pociągnięciem drutu.Ubrani naczarno żołnierze przypominali kolumnę maszerujących mrówek.Odzyskamy tę ich cudowną księgę, a potem ciśniemy ją Baalowi pod nogi,pomyślał oficer z pogardą.A przy okazji splądrujemy posiadłość tej pierzastejglisty.I może nawet kilka sąsiednich.Szpetny zwiadowca uniósł głowę. Słyszę. zaczął, ale nie skończył, bo upadł na suche liście poszyciaz twarzą rozharataną pociskiem.W tej samej chwili dwaj żołnierze uklękli naścieżce.Jeden z rękami przyciśniętymi do brzucha przewrócił się na bok.Materiałmunduru momentalnie nasiąkł świeżą krwią, czerwone krople kapały na ścieżkę. Szeolici!  wycharczał oficer na widok migających wśród liści sylwetekwrogów. Zmierć Synom Gehenny!  ryknęli Harab Serapel, a ich krzyk utonąłw gwizdach pocisków. Uciekają, banda tchórzy! Za nimi! Zaniesiemy Baalowi łby martwych Sze-olitów! Szeol trupy!  zawyli Kruki.* * *Komandosi Królestwa dobiegli do niewielkiej polany.Zdążyli tylko zwolnićprzed wypadnięciem na otwartą przestrzeń, gdy po drugiej stronie pojawiły sięsylwetki Harab Serapel.Nie kilka, tak jak przedtem.Całe mnóstwo.Strzelanina wybuchła w tej samej chwili.Kryjący się za pniami drzew, w go-rączkowo wyszukiwanych wykrotach i jamach Głębianie i skrzydlaci nie dbalijuż, czy przeżyją.Pragnęli tylko zabrać ze sobą w ciemność jak najwięcej wro-gów.To nie była bitwa, lecz bezładna kotłowanina [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •