[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dla mnie istotna jest rozbieżność między ich wielkością a prędkościami, jakie osiągają.Swoimi helikopterami potrafią w ciągu kilku minut przelecieć nad obszarem, który zamieszkuje sto tysięcy ludzi.Wydaje mi się, że tylko dzięki temu udało im się przekroczyć ocean.- Po tym spostrzeżeniu profesor sięgnął do kieszeni po kolejne ciasteczko.Po raz pierwszy Hal zauważył, że składają się one z białej masy, która, sądząc po zjadanych przez profesora ilościach, rozpływała się chyba bardzo szybko w ustach.Od dalszych rozważań został nagle uwolniony.Brzęcząc, nadleciał minihelikopter Geli.Natychmiast wznowiono łączność radiową.Gela podnieconym głosem mówiła:Nasz rząd prosi o krótkie spotkanie jutro o dziesiątej waszego czasu.Jednocześnie chcielibyśmy prosić o wykorzystanie w tym celu waszej techniki.Wybierzcie miejsce spotkania.Niestety, ze względów bezpieczeństwa nie może się ono odbyć pod naszym zadaszeniem.- Ach - westchnął rozczarowany profesor, kiedy Hal przekazał mu słowa Geli.- Zapytaj ją o transoptery.Hal powtórzył to pytanie.- Ależ oczywiście - odparła Gela.- Możecie zainstalować transoptery i nawet wchodzić tam po kolei, ale po odpowiednim przygotowaniu.Profesor skinął głową.Obliczał coś w myślach, po czym odparł:- Rozmiar buta czterdzieści dwa to około dwudziestu tysięcy milimetrów kwadratowych.Na każdym z nich mógłby znajdować się jeden mikroczłowiek, nie mówiąc już o innych istotach i rzeczach.W porównaniu z tym nawet ruch wielkomiejski u nas może wydać się niczym.A więc bardzo mi przykro, ale ja tam nie wejdą.Hal skinął głową na znak zgody.Jemu również te wszystkie przygotowania wydały się zbyt skomplikowane.Gela wzbiła się wyżej i zawołała po chwili:- Wasi ludzie już są!Pierwszy przedarł się przez zarośla, niczym słoń, Gwen.Za nim biegły spocone Ewa i Res, taszcząc części przyrządów.Z tyłu nadbiegło jeszcze dwóch techników z resztą aparatury.Gwen ogarnął sceptycznym spojrzeniem szklarnię, wybrał z jednego z nośników kawałek rdzy, zamyślił się, po czym spróbował zajrzeć do wnętrza domu.Ślepe okna uniemożliwiły mu ten zamiar.Hal i profesor zdążyli się już o tym przekonać.- Dajcie tu transopter z obiektywem o zmiennej ogniskowej! - zawołał tuż obok nich jeden z techników, uderzając przy tym pięścią w krokiew.Budowla zadygotała, posypała się rdza.- Człowieku, uważaj! - zawołał Fontaine.Gela słyszała widocznie wszystko dzięki mikrofonowi Hala.Roześmiała się.- To nie takie straszne - powiedziała.- Znamy już sytuację i pomyśleliśmy o środkach zaradczych.Zobaczycie sami! Jedynie siła powierzchniowa lub nacisk na dach mogą być groźne.Inna sprawa, że to nie będzie się trzymało wiecznie! - Gela spoważniała.- To był jeden z powodów, dla których chcieliśmy się z wami skontaktować.- Odbudować coś takiego byłoby drobnostką - zauważył Gwen.- Pytanie tylko, czy oni tego chcą?- Rozejrzyjcie się po zachodniej części wyspy, za szklanymi budowlami; znajduje się tam jakieś podupadłe osiedle, którego przeznaczenie było dla nas prawdziwą zagadką.Ale coś takiego przydałoby się nam.Podczas gdy technicy zajęli się montowaniem transoptera na ścianie, w miejscu wskazanym przez Gelę, reszta, z profesorem na czele, podążała w ślad za wolno lecącym przed nimi helikopterem Geli.Nie było to wcale łatwe, śledzić wzrokiem tak mikroskopijny punkt.Kilkakrotnie profesor potykał się o leżące wokoło kamienie.Klął cicho, ale robił wszystko, aby nie stracić kontaktu.Gela prowadziła ich wokół kompleksu szklarni.Cierpliwie czekała, aż z trudem przedostaną się przez krzaki i gruzy.Kiedy dotarli na tyły szklarni, znaleźli się na górnej krawędzi kotliny o spadzistych zboczach.Ruiny udostępniały widok na morze.Według Hala znajdowali się teraz mniej więcej w środku wyspy.- To wygląda na jakieś historyczne budowle - zawołała Djamila na widok ruin, ciągnących się przed nimi w dół zbocza.- Tam z tyłu.zupełnie jak dla siedmiu krasnoludków!- Tylko że tu było ich trochę więcej niż siedmiu - zauważył Hal.- To te maluchy - zamyślił się.- Kiedy mieszkania stały się dla nich za duże.- Nie - przerwała mu Djamila.- Kiedy oni stali się za mali do tych mieszkań, do stworzonych przez siebie środowisk.- Tak, tak - przyznał szorstko Hal.- W każdym razie po przygotowaniu nowego, jeszcze mniejszego środowiska, musiał przeprowadzić się cały naród.Tyle wysiłku! I to - zaczął obliczać - raz, dwa.pięć razy, o ile można tu mieć pewność!Przed nimi rozciągało się rumowisko, zajmujące większą powierzchnię niż cały kompleks szklarni.Tu i ówdzie wznosiły się resztki murów i filary, delikatniejsze od tych, jakie Hal widział u swojego syna w modelu starodawnego pociągu.- Wygląda na to, że te domy ze szkła to ich najnowsze mieszkanie - stwierdził Fontaine.- Ostatnie schronienie, jeżeli to tak można nazwać.- Owszem - potwierdziła Gela, która przysłuchiwała się rozmowie.- Ale jednocześnie jest to nasz najdłużej trwający etap: trzy razy dłuższy niż wszystkie poprzednie okresy razem wzięte.- A domy? - zapytała Djamila.- One już stały gotowe do zasiedlenia.Zobaczycie potem trzy segmenty, różniące się od siebie przeznaczeniem, taki układ zastaliśmy już tutaj, a wszystko z najlepszego materiału, odpornego na korozję Jedno musieliśmy zrobić: domy zamieszkiwały dzikie szczepy groźnych mikrobów.Trzeba je było zniszczyć.- Nieprawdopodobny wysiłek, budowa tych formacji - stwierdził Gwen.Gela wyjaśniała dalej:- Związek pomiędzy istnieniem tych ruin a rozwojem naszego narodu zrozumieliśmy dopiero po przejrzeniu dokumentów, tak długo dla nas niedostępnych, i oczywiście po nawiązaniu kontaktu z wami.Na pewno trudno wam będzie wyobrazić sobie, jak zareagował naród na odkrycie prawdy.Bez wątpienia przeważająca większość jest za odwróceniem kierunku rozwoju.Ale są i inni, którym taka perspektywa nie trafia do przekonania.Są też wśród nas grupy radykalne, które domagają się, aby zaniechać wszystkiego, czym zajmowano się do tej pory, i natychmiast przystąpić z waszą pomocą do procesu powiększania.Inni znowu żądają więcej informacji na wasz temat, aby móc podjąć ostateczną decyzję: czy warto wrosnąć w wasz świat tak gwałtownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]