[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z ciężarem w wielkiej foliowej torbie wsiadła do windy, wjechała na swoje piętro, lewą ręką wygrzebała z kieszeni klucze i otworzyła drzwi.Coś pchnęło ją okropnie z tyłu, z impetem wrzucając do wnętrza mieszkania.Nie potknęła się i nie przewróciła, tylko popędziła przez cały przedpokój i zatrzymała się na przeciwległej ścianie, waląc w nią torbą, której, mimo jej wagi, nie wypuściła z ręki.Znieruchomieć z zaskoczenia nie zdążyła, to miała jeszcze przed sobą, odwróciła się błyskawicznie, torba odbiła się od ściany, Elunia uczyniła ruch ku przodowi, ujrzała napastnika, potwora w czarnym worku na głowie, i teraz już swoim zwyczajem zamarła.Zamarła jednak niedokładnie.Przeszło osiem kilogramów torby przy jej ruchu również nabrało impetu, poleciało dalej, pociągając ją za sobą i z całej siły waląc w goleń potwora, który znalazł się tuż przy ofierze.Potwór wrzasnął i zamiast uszkodzić Elunię, chwycił się za nogę.Każda normalna jednostka skorzystałaby z okazji i uciekła, a co najmniej zaczęła krzyczeć.Elunia jednakże, rzecz oczywista, ustabilizowała się w swojej skamieniałości, torba bowiem, załatwiwszy sprawę, nie wykazywała dalszego pragnienia ruchu i wisiała w jej dłoni spokojnie.Gdyby spróbowała uciekać, napastnik zmobilizowałby się, ale goleń jest to miejsce bolesne.Widząc nieruchomość ofiary, przez chwilę zajął się sobą, stał przy ścianie na jednej nodze, usiłując rozmasować drugą i mamrocząc pod nosem wyszukane inwektywy.Miał pretensję, zamierzał rąbnąć ją od razu w chwili pchnięcia, ale popędziła przed siebie zbyt szybko i uniknęła ciosu, kretynka jakaś, powinna była upaść.Stał tak przez całe sześć sekund, aż szczęknęła klamka u drzwi i w przedpokoju pojawił się Kazio.Ocenił sytuację jednym rzutem oka.Z torbą w ręku i bez najmniejszych zmian w konfiguracji Elunia przeczekała cały spektakl, jaki rozegrał się w jej przedpokoju.Kazio zareagował błyskawicznie, napastnik również.Z tym że Kazio starał się go uszkodzić, zarazem zdzierając mu z głowy maskowanie, napastnik zaś, rozpaczliwie broniąc osłony, starał się tylko uciec.Co mu się w pełni powiodło.- A miałem złe przeczucia i okazuje się słusznie - zaczął Kazio z satysfakcją, zamknąwszy już drzwi i wydłubując Eluni torbę z kurczowo zaciśniętej dłoni.- Puść to już, oddaj mi, to za ciężkie dla ciebie.Nic ci nie zrobił? Cholera, młotek miał, Paramonow w ucho pluty, jakaś łajza, tyle że ta ozdoba na łbie.Oddaj mi to, mówię.Dopiero pozbawiona oręża Elunia pozwoliła się uruchomić.Kazio odwiesił jej palto i zaniósł zakupy do kuchni.W trakcie uspokajającego przemówienia nalał jej potężny kielich koniaku, Elunia wypiła medykament bez protestu, aczkolwiek odzyskawszy zdolność ruchu, szybko odzyskała także właściwą ilość równowagi.- Wcale nie przestałam być głodna - oznajmiła z lekkim zdziwieniem.- Kaziu, zjedzmy coś.Flaki, chcesz? Flaki najłatwiejsze do podgrzania.- Nawet gówno zjem, jeśli ci to sprawi przyjemność.To chwała Bogu, że nie straciłaś apetytu, oznaka zdrowego organizmu.Co to w ogóle było? Domyślasz się, dlaczego cię to bydlę napadło?- Domyślam.Czekaj, kurczaka na dół, niech się przez noc rozmrozi, jutro go uduszę.Otwórz to.Do flaków mamy piwo.Nie podziękowałam ci jeszcze.- Za co?!- Uratowałeś mi życie, mam wrażenie.- Tobie? Ja sobie twoje życie uratowałem i nie masz mi za co dziękować! Ten garnek będzie dobry.?Dopiero po dwudziestu minutach, siedząc już przy flakach i piwie, Elunia poczuła się naprawdę nieswojo.Kazio wystąpił w charakterze wysłannika opatrzności, rycerza, podpory życiowej, nie wiadomo czego tam jeszcze, wszystkiego, powinna mu być wdzięczna, jest wdzięczna, oczywiście, ale co z nim teraz zrobić? Zdecydowała się przecież na Stefana! Z Kaziem musi zerwać, jak można zerwać z kimś, kto człowiekowi uratował życie?! A nawet jeśli nie życie, taż pewnością pieniądze.Co ona ma zrobić, nieszczęsna, to chyba klątwa jakaś.?!- No więc mówili mi o tym - odpowiedziała wreszcie na pytania Kazia.- Może się zdarzyć, że jakaś mafia pilnuje wygranych, jadą za takim i odbierają mu pieniądze.Czasem nawet kasyno ich odwozi, to znaczy daje samochód i ochronę.- Wygrałaś dzisiaj?- Wygrałam, ale niedużo.Już wygrywałam znacznie więcej i nikt na mnie nie napadał.Dlatego się dziwię.- Ja się wcale nie dziwię, bo tu nie idzie o takie drobne zyski.Mówiłem ci, za dużo wiesz o tej całej aferze i ktoś sobie wykombinował, że dobrze byłoby cię wyciszyć radykalnie.Pretekst z wygraną całkiem niezły, ale to by znaczyło, że mają wtyczkę w kasynie.Przyglądał ci się ktoś, jak wygrywałaś?- Nie wiem.Z daleka mogła się przyglądać cała wycieczka.Zauważa się tylko tych, co stoją za plecami, ale akurat nikt mi nie stał.Skąd się tu w ogóle wziąłeś?- Spod kasyna właśnie.Mówiłaś, że tam będziesz, podjechałem popatrzeć, jak tam wygląda, bo dawno nie byłem, i w tym momencie odjeżdżałaś, więc pojechałem za tobą.Zakłopotana Elunia pomyślała, że jutro zapewne będzie odjeżdżać ze Stefanem i Kazio to zobaczy.No i dobrze, niech zobaczy, już mu przecież dała do zrozumienia.-.i nie ja jeden.Jechał za tobą peugeot.A ja za nim.Tu cię doprowadził, zwolnił, jak parkowałaś, i pojechał dalej, a ja wysiadłem.Mam jego numer, na wszelki wypadek.Zniknęłaś mi z oczu, nie wiedziałem, że pójdziesz do sklepu, bo bym ci pomógł z tą torbą.Elunia zachichotała.- Okazuje się, że torba się przydała.Samej by mi nie przyszło do głowy walić go w nogę.Ani w głowę.- Szkoda.Potem cię zobaczyłem, pojechałem na górę drugą windą, a on tam chyba na ciebie czatował.Ten jego wór na łbie nic ci nie mówi?- Mówi.Takie same miewają ci.od wymuszeń czekowych.Ale może to taka moda.- Może i moda, ale ja wolę być ostrożny.- A ten numer peugeota jaki był?- WZR 2218.Zapisz sobie i daj temu twojemu gliniarzowi.Też na wszelki wypadek, bo może to niewinny człowiek, który tu mieszka.Chociaż ja w żadną niewinność nie wierzę.Ku zdziwieniu i wielkiej uldze Eluni Kazio nie postanowił u niej zostać.Zachował się jakoś' inaczej niż zwykle, jak dobry kolega, przyjaciel, kuzyn, a nie jak gach, ewentualnie narzeczony.Pomógł jej pozmywać po flakach i oznajmił, że idzie do domu.Ona ma tylko porządnie zamknąć drzwi, nie otwierać nikomu, a pod ręką mieć telefon i tasak do mięsa.Jutro dostarczy jej gaz i ma nadzieję, że w razie czego zdoła go użyć.Czas do pierwszej w nocy spędziła przy pracy.Nie upierała się już przy topieniu okrętów i rozbijaniu samolotów, przeciwnie, doskonale jej wychodziło spokojne morze i pogodne niebo.Przydały się nawet aktualne komplikacje w życiorysie, dodały bowiem reklamowym prospektom wigoru i wręcz sensacyjności.Zrobiła tyle, że na jutro zostało jej bardzo mało roboty.* * *W promiennym humorze zadzwoniła nazajutrz o poranku do Bieżana.- Ta pani babcia to diament najczystszej wody - oznajmił jej na wstępie.- W życiu bym nie przypuszczał, to złoto, a nie kobieta.Mam tego dupka żołędnego, jeszcze mu tylko muszę udowodnić, a to już mięta.Przy okazji rozpozna pani jego zdjęcie z profilu, ewentualnie nawet faceta w naturze, ale nie będę pani niepotrzebnie narażał.Co pani ma nowego?- Napad - odparła radośnie Elunia, dumna z babci.- Na mnie.Jeden w worku na głowie, ale to był ten z małym numerem butów i wystającymi kostkami.Uprzytomniłam to sobie dopiero dzisiaj rano i dlatego do pana dzwonię, bo przedtem naprawdę myślałam, że chciał mi wyrwać wygraną z kasyna.- Napad? Cholera.I jak pani z tego wyszła?- Bardzo ulgowo.Akurat zjawił się znajomy.Przypomniała sobie nagle, że udział Kazia powinna ukrywać, żeby nie narażać go na to świadkowanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]