[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On naprawdę powinien się dowiedzieć, co go czeka jako shay'a'chem.Nie sądzą, abyśmy mogli sobie pozwolić na zaniedbanie uświadomienia mu tego.W tej sprawie jeszcze są z tobą porozumiem.Hm.odwalaj wszystkie swoje przedpołudniowe zajęcia.Jestem zbyt zmęczona i odnoszę wrażenie, że i ty nie zasnąłeś dziś zbyt wcześnie.Ponownie Savil poczuła łagodny śmiech Tylendela i ich myśli zatraciły kontakt.Savil poddała się zupełnie swemu wyczerpaniu i zapadła w sen, na który tak naprawdę straciła już ochotę.Ale nim zasnęła, przez głowę przemknęła jej ostatnia myśl.Co ja powiem Withenowi?Uniósłszy głowę, Tyłendel oparł ją na łokciu i popatrzył na drzemiącego u jego boku chłopca.Odpoczynek załagodził już ślady wielu godzin rozdzierającego serce płaczu.Zrelaksowany, uwolniony od swej maski, Vanyel wyglądał teraz niczym niewinne, śpiące dziecko.którym zresztą wcale nie był, o czym Tyłendel miał okazję przekonać się w dość intymnych okolicznościach.Nie był nim w najmniejszym stopniu, pomijając może jego bezbronność.- Van - szepnął, kładąc rękę na ramieniu chłopca.Mimo zapewnień przekazanych swej mentorce, Tyłendel czuł lekki dreszcz niepewności.- Czy mógłbyś się przebudzić?Vanyel poruszył się, zmarszczył nos i lekko uchylił powieki, a kiedy zobaczył, kto leży obok niego, jego twarz rozpromienił serdeczny uśmiech.Pozbawiony swej pozy obojętności, stał się równie czarujący jak piękny.- Hm? - odezwał się mrużąc oczy, a Tyłendel poczuł w sobie wzbierającą falę wdzięczności i ulgę, że jednak nie powtórzy się to, co zakończyło jego niesławny romans z Nevisem.- Chciałbyś mieć sublokatora? - Ciebie.dlaczegóż to?Uśmiechnął się.Wiedział już, że trzeba Vanyelowi dawać do zrozumienia, jeśli coś jest tylko żartem, bo inaczej brał wszystko zbyt poważnie.- Wygląda na to, że Savil chciałaby odzyskać swój pokój.Mówi, że dla gości.Poza tym lubię twoje towarzystwo.Odpowiedź Vanyela, choć nie wyrażona słowami, była stanowcza i bezsprzecznie oznaczała zgodę.- Mamy - rzekła surowo Savil - kilka problemów.Podczas porannej toalety odbyła już w myśli zapowiedzianą naradę z Tylendelem.Myślomowa to przyjemna rzecz, pozwala zająć się kilkoma sprawami naraz.Gruntownie rozważywszy całą sprawę zadecydowała, że jej rozmowa z Vanyelem powinna mieć miejsce w jego pokoju.Przy odrobinie szczęścia, może tam będzie się czuł bardziej pewnie.Savil wybrała sobie najwygodniejsze krzesło w całej izbie.To przywilej wieku - tłumaczyła sobie, czekając, aż obydwaj młodzieńcy sami zajmą miejsca.Nie pytając o pozwolenie Vanyela, Tylendel przysiadł na brzegu łóżka, a Vanyel usadowił się na podłodze, usiadłszy ze skrzyżowanymi nogami.Ach, ta łatwość przystosowywania się ludzi młodych! Gdybym i ja wciąż mogła taka być! - pomyślała Savil.Sposób, w jaki chłopcy usiedli, podniósł ją na duchu.Vanyel usadowił się u stóp Tylendela, poniżej niej i swego kochanka.Mogło to wskazywać, że porzucił pozę aroganckiej wyższości.Bardzo ją to zaciekawiło.Czy posiadanie stałego partnera - zastanawiała się - mogłoby skłonić Lendela, aby zaczął myśleć o czymś innym niż jego brat bliźniak i ta przeklęta waśń.Z drugiej jednak strony ten chłopiec jest tak zgłodniały uczuć, że to wszystko może go wpędzić w inne tarapaty.- Tak, istotnie mamy tutaj kilka problemów do rozwiązania - powtórzyła.Tylendel przyjął te słowa potakującym skinieniem głowy.Vanyel zaś zrazu wydawał się zakłopotany, potem zamyślił się.- Pierwszy problem to twój ojciec, Vanyelu.- Przerwała.Vanyel zagryzł wargi.- Jestem pewna, że zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli twój ojciec się o tym wszystkim dowie, z pewnością nie będzie uradowany.Vanyel chrząknął i pochylił głowę, na moment ukrywając twarz.Kiedy ponownie ją uniósł, malował się na niej znużony, ironiczny półuśmiech, który wyrażał tyle samo bólu, co rozbawienia.Był to zdecydowanie najszczerszy wyraz twarzy, jaki Savil do tej pory u niego widziała.- “Nie będzie uradowany” to mało powiedziane, ciociu - odparł pocierając palcem skroń.- Ojciec.bogowie, nie potrafię przewidzieć, co zrobi, ale wpadnie we wściekłość, to jest pewne.- Wezwie cię do domu, Van - odezwał się Tylendel matowym głosem.- Może to zrobić, ponieważ nie jesteś pełnoletni, nie zostałeś Wybrany i nie należysz do Bardicum.- A ja nie mogę cię przed nim obronić - westchnęła Savil, szczerze żałując, że nie jest w stanie tego zrobić.- Przez jakiś czas, dzięki temu, że ojciec oficjalnie powierzył cię mej opiece, mogę go trzymać na dystans; ale tylko przez kilka miesięcy.Wówczas, cóż, znam twego ojca i mogę ci powiedzieć, co zrobi.Myślę, że zamknie cię w areszcie domowym na okres wystarczająco długi, aby wszyscy o tobie zapomnieli, aż wreszcie znajdzie jakiegoś uległego księdza i wyśle cię do świątyni, najprawdopodobniej bardzo odległej, o szalenie ścisłej regule kontaktów ze światem zewnętrznym.Istnieje, przykro mi to mówić, kilka sekt, które utrzymują, że shay'a'chern są plugawymi wykolejeńcami.Członkowie takiej sekty będą bardzo szczęśliwi, mogąc cię ,,oczyścić” dla Withena i jego złota.A według praw tego królestwa, żadne z nas nie będzie władne im w tym przeszkodzić.Vanyel skinął potakująco głową.Patrząc w jego zatrwożone oczy, Savil wywnioskowała, że Vanyel sam snuł już takie domysły, z innych powodów jednakże.- Czy mógłbym w takim razie coś zrobić? - zapytał z cicha.- Oczywiście - odparła Savil.- Inaczej nie rozmawiałabym teraz z tobą.Rozwiązanie to jednak nie przypadnie ci do gustu.Jest ono proste, acz niesłychanie przykre.Za progiem tego pokoju, Vanyelu, nic nie może się zmienić.- Ależ.- Vanyel odwrócił się, aby zobaczyć, co Tylendel o tym myśli.Ten zaś pokiwał głową, absolutnie zgadzając się z Savil.- Savil ma rację - rzekł ze smutkiem.- Ależ.- zaprotestował Vanyel, błagalnie wyciągając ku niemu dłoń.Widząc jednak, że Tylendel potrząsa tylko głową, zwrócił swe bolejące spojrzenie ku Savil.- Mardik i Donni są dyskretni i sądzę, że można zaufać też Margret.Będzie trzymała język za zębami, nawet pod groźbą tortur
[ Pobierz całość w formacie PDF ]