[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzięła udział w pogrzebie pierwszej ofiary, gdy lato prze­chodziło w jesień.W ciągu dnia w powietrzu wciąż pachniało latem, jednak noce zaczynały być coraz chłodniejsze.Po ce­remonii udała się na Łąkę Towarzyszy i dosiadła Rolana, nie troszcząc się o jego osiodłanie.Tym razem nie ruszyli na włóczęgę wolnym kłusem, coś jakby ciągnęło ich w określo­ny zakątek Łąki.Łąka Towarzyszy nie była, jakby na to wskazywała nazwa jednym, płaskim kawałkiem murawy.Było to kilka akrów częściowo zalesionych pagórków, ze Stajniami na niepogodę, stodołą i spichlerzem z paszą, szopą na uprząż, która w rze­czywistości była sporych rozmiarów budowlą z kominkiem w każdym rogu.W samym sercu okolicy znajdował się Gaj - miejsce, gdzie pojawili się pierwsi Towarzysze, i gdzie stała dzwonnica z Dzwonem Śmierci.Były tam strumienie i stawy, którym wody dostarczało kilka źródeł, zaciszne, ocienione zagajniki i wolne przestrzenie.Talia, kierując się swym instynktem trafiła do jednego z tych zacisznych zakątków: nad malutki staw na dnie równie malutkiej dolinki, nad którym wierzby zwieszały gałęzie o złotych liściach.Siedział tam, wbijając nieruchome spojrżenie w powierzchnię wody, Herold, a zatroskany Towa­rzysz trącał go pyskiem po ramieniu.Talia zsunęła się na ziemię i usiadła obok niego.- Chciałbyś porozmawiać? - zapytała po długiej chwili milczenia.Wrzucił kawałek kory do stawu.- Znalazłem go.To znaczy, Gerricka.- Źle?- Nawet nie wiem, jak zacząć opowiadać.Cokolwiek go zabiło, nie mogło być nawet istotą ludzką, w najmniejszym stopniu.A najgorsze to.- Mów dalej.- To był mój obwód.Gdybym nie złamał nogi, to ja byłbym na jego miejscu.Może.- Masz wątpliwości?- Coś dziwnego się dzieje na Zachodniej Granicy, zwłaszcza w moim obwodzie.Próbowałem go ostrzec, ale tylko się zaśmiał mówiąc, że byłem tam zbyt długo.Może, gdybym ja tam był.Sam nie wiem.Talia nie przerywała milczenia wiedząc, że nie powiedział jeszcze wszystkiego.- Nie mogę zasnąć - dodał w końcu Herold i rzeczy­wiście był bardzo mizerny na twarzy.- Za każdym razem, gdy przymykam powieki, widzę jego twarz, taką jak w chwili, kiedy go znalazłem.Krew.ból.Niech to Tuzin Piekieł pochłonie! - Uderzył pięścią obok siebie w ziemię.- Dlaczego musiało to spotkać Gerricka? Dlaczego? Nigdy nie widziałem nikogo, kto by tak kochał życie.Dlaczego to właś­nie on musiał umrzeć w ten sposób?- Żałuję, że nie mogę ci na to odpowiedzieć - odparła Talia.- Myślę, że dowiadujemy się “dlaczego” tylko wte­dy, gdy dosięga nas nasz własny los.- Jej głos powoli zamierał, gdy szukała słów pocieszenia.- Zatem na pewno Gerrick wykorzystał każdą chwilę życia, które, jak sam po­wiadasz, tak bardzo kochał.- Wiesz, masz rację.Zwykle wytykałem mu to, czasami tylko się śmiał odparowując, że skoro nie wie, co na niego czeka za rogiem, zamierza wycisnąć z każdej chwili wszys­tko.Przysięgam, miewałem wrażenie, że próbuje żyć za trzech naraz.Pamiętam, raz zdarzyło się.Snuł swoje wspomnienia, jedno za drugim, czasami nie­mal nieświadomy obecności Talii, jakby był zainteresowany tylko uchem, w które mógłby wlewać słowa.Przerwał do­piero, gdy zupełnie zaschło mu w gardle, uzmysłowiwszy sobie z przestrachem, że mówił dobrych kilka godzin.- Panie Gór, cóż ja ci opowiadam?! - zakrzyknął spo­strzegłszy, że jego słuchaczem jest niedorosła dziewczynka.- Przepraszam.Jak masz na imię?- Talia - odpowiedziała i uśmiechnęła się widząc, jak lekko rozszerzają mu się oczy, gdy ją rozpoznał.- Nie ma za co.Jedynie słuchałam, lecz dzięki temu pamiętasz swojego przyjaciela żywego, a nie umarłego.Czy to nie są lepsze wspomnienia?- Tak - odrzekł zamyślony.- Tak.Napięcie zniknęło z jego twarzy, a Talia przestała odczu­wać rozdzierający smutek, który zawiódł ją aż tutaj.Pozostał żal, to prawda, który jednak nie mógł już stać się jego obsesją i opętaniem.- Muszę już iść, a ty powinieneś się przespać, zanim się rozchorujesz, - Gdy wskakiwała na grzbiet Rolana, na­potkała spojrzenie wzniesionych oczu Herolda, w których odbijała się cała wdzięczność, jaką czuł do niej.- Dziękuję, Osobisty Królowej - powiedział po pro­stu, ale z tonu jego głosu można było wyczytać znacznie więcej.Następny Herold padł ofiarą lawiny, ale ukochaną, którą pozostawił, trzeba było przekonać, że nie podjął się ryzyka z powodu kłótni, do jakiej wcześniej doszło między nimi.Zabrało to całą noc, a Talia pojawiwszy się na porannych zajęciach wyglądała tak marnie, że Nerrissa, która już była Heroldem, rozkazała jej wracać do łóżka i odwołała wszelkie poranne prace.Za trzecim razem znów trzeba było podtrzymać na duchu Selenay, miotaną poczuciem winy, iż wysłała Herolda - tym razem młodą i niedoświadczoną kobietę - by poradziła sobie z czymś, co było ponad jej siły: załagodziła gwałtowną waśń między dwoma rodami pośledniejszej szlachty na Wschodzie, która przemieniła się w otwartą wojnę.Próbując pogodzić skłócone strony, nadmiernie odsłoniła się i trafiła ją zabłąkana strzała.Gdyby miała więcej doświadczenia, nie wystawiłaby się tak nieostrożnie na strzał.Oczywiście, wy­syłając Beryl, Selenay nie mogła wiedzieć, że waśń stała się aż tak zażarta, lecz teraz poniewczasie wydawało jej się, że powinna to była przewidzieć.Lecz za czwartym razem, tuż po Śródzimowych feriach, osobą potrzebującą pociechy była sama Talia, gdyż Herol­dem, który odszedł od nich na zawsze, był Jadus.Obudziwszy się od razu poczuła, że wydarzyło się coś złego, i że dotyczy to Jadusa.Straciła ledwie tyle czasu, by narzucić opończę na koszulę i już biegła do jego pokoju.Prawie zderzyła się z Uzdrowicielem, który właśnie stamtąd wychodził.Jego oczy powiedziały jej wszystko.- Jadus opuścił nas w ciszy - powiedział - nic na to nie wskazywało, po prostu nie przebudził się.Zniknął i jego Towarzysz, najpewniej w tej samej chwili.Zapewnienie o spokojnej śmierci Jadusa w najmniejszej mierze nie przyniosło jej pocieszenia.Powróciła do swojej izby i usiadła na brzegu łóżka, wpa­trując się w krzesło, na którym spędził tyle nocy, pilnując jej podczas choroby.Pomyślała o wszystkim, co miała mu do powiedzenia, a czego nie powiedziała: ile znaczył dla niej, ile się od niego nauczyła.Teraz było na to za późno - za późno, by mu podziękować.- Kochanieńka.dowiedziałam się.- Obok niej pojawiła się Keren; Talia nawet nie zauważyła, kiedy drzwi się otworzyły.Gdy patrzyły na siebie w milczeniu, zaczął bić Dzwon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •