[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy Valdemar nie jest tym samym dla heroldów?Nie po raz pierwszy widziała Sokolich Braci w takim stanie.Magowie, nawetnie do końca wyleczony Gwiezdne Ostrze, każdego dnia narażali się na niebez-pieczeństwo, chroniąc Dolinę i usiłując uzdrowić kamień.Tego dnia sama Elspethprzekonała się, jakie zagrożenia niesie z sobą patrol na granicy.Była też świadkiem najgorszego prócz śmierci losu, jaki może spotkaćSokolego Brata: Widziała to, co się stało z Jutrzenką.Pewnego razu Kethra po-prosiła ją o pomoc w zabiegach, jakim poddawała Gwiezdne Ostrze, gdyż mag,z którym zwykle współpracowała, był zbyt wyczerpany.Stary mag przebył wtedymęczarnie; Kethra wyjaśniła jedynie, że jest to nieodzowna część kuracji.Elspethdotąd nie lubiła tego wspominać; choć tłumaczyła sobie, że to dla dobra pacjenta,czuła się ciągle jak pomocnik kata. My, heroldowie, jesteśmy rozpieszczani zdała sobie sprawę, zatrzymującsię na chwilę, by przerzucić ciężar na drugie ramię. Mamy wszystko, czego namtrzeba: gotowe kwatery, służbę.Tayledrasi mają Doliny, my komnaty w ko-legium.Im służą hertasi, nam ludzie.Oni dostają gotowe pożywienie i ubranie,my także.A wszystkie te ułatwienia nie rekompensują niebezpieczeństw i zmę-czenia.Dotarła do stóp drzewa, na którym mieszkała; stłumione głosy i chlupot wodyświadczyły o gościach korzystających z jej zródła.Powiesiła siodło i uprząż naporęczy schodów i wspięła się na górę.Według Mrocznego Wiatru każdy dysponujący odpowiednią mocą mógłbystworzyć Dolinę, która właściwie była wielką cieplarnią, z osłonami magiczny-mi zamiast szkła.A co jest takiego niezwykłego w cieplarni?Otworzyła drzwi ekele i spojrzała w dół ze szczytu schodów.Dzięki lekcjomKero, poświęconym taktyce i strategii, zauważyła jeszcze coś.Ekele nie służyły tylko jako egzotyczne schronienia kochanków.Zbudowanoje na wzór obronnych domostw tervardi i najlepiej było to widać w budowlachpoza Doliną: po podniesieniu drabinki właściwie nie dało się ich zdobyć.Nawetprzed ogniem chroniły je zaklęcia i pas przezroczystej farby na pniach, sięga-124jący dwukrotnej wysokości człowieka.Nawet ekele Elspeth mogło zamienić sięw twierdzę wystarczyło tylko zniszczyć schody.Gwena musiała szybko odnalezć hertasi, gdyż wewnątrz czekała już taca z je-dzeniem oraz czajnik z gorącą, ziołową herbatą.Elspeth wzięła chleb i mięsoi padła na posłanie. Moi rodacy snuła dalej swe rozważania budują mury obronne, Tayle-drasi chronią się wysoko na drzewach.To tylko różnica w założeniach.Bardziejprzypominają heroldów niż zwykłych mieszkańców Valdemaru; myślą raczej ka-tegoriami uniku niż trwania na posterunku do ostatka.Skończyła jedzenie i zdjęła brudne, poplamione krwią ubranie.To krew dy-heli, nie jej lub Mrocznego Wiatru, lecz i tak należało się jej pozbyć.Mogłabywykorzystać do tego magię, ale uznała to za marnotrawstwo.Mogła wrócić doubrań zwiadowcy, na pewno bardziej przydatnych do biegania po lesie, ale owi-nęła się ręcznikiem i zeszła w dół, do stawu.Sama czy w towarzystwie, musiałasię wykąpać.W końcu zasłużyła na kąpiel tak jak ci, których spotkała; przecieżspędzili dzień w ten sam sposób.Należało się jej nieco luksusu.Wszystkim sięnależało.ROZDZIAA DZIEWITYVree siedział nieruchomo na ramieniu Mrocznego Wiatru, kiedy przekracza-li osłony strzegące wejścia do Doliny, chociaż dotąd wolał przebywać poza nią.Rozszalała energia kamienia-serca bardzo mu przeszkadzała, jak i innym ptakomtowarzyszącym zwiadowcom.Jednak dodatkowe tarcze wokół kamienia zdawałysię przynosić efekt.Dobrze się czujesz? spytał na wszelki wypadek Mroczny Wiatr. Możemywrócić; zwołam spotkanie zwiadowców w ekele; magowie będą musieli wspiąćsię po linie zamiast po schodach, ale wszyscy powinni się pomieścić.Ekele, mamnadzieję, wytrzyma takie obciążenie.Vree przechylił głowę i ziewnął. Zwietnie.Dobrze odparł sennie.Jedzenie niedługo?Niedługo.Jak tylko dotrzemy na miejsce.Ptaki pozostałych zwiadowców są na pewno równie głodne; hertasi zatroszcząsię i o nie, i o ludzi.Miało to być pierwsze od długiego czasu spotkanie dziennych zwiadowcówi magów-zwiadowców.Burzowa Chmura zwołał podobne zebranie nocnych straż-ników Doliny.Mroczny Wiatr uprzedził, że ma coś ważnego do omówienia, niewgłębiał się jednak w szczegóły.Był przedstawicielem zwiadowców w Radziek Sheyna w najgorszym dla klanu okresie: kiedy Gwiezdne Ostrze, kierowanyprzez Zmorę Sokołów, doprowadził do rozdzwięku między magami a resztą, osła-biając klan, by wróg mógł ich łatwiej zniszczyć.Mroczny Wiatr zdecydował sięna to, wiedząc, że nikt inny nie odważy się sprzeciwić jego ojcu, który przewodziłRadzie.Niestety, nie zawdzięczał nowej pozycji swej sile, lecz raczej słabości po-zostałych.Czasem potrafił wpłynąć na ojca, czasem dawał sobą kierować, co byłotak samo bolesne.Teraz, gdy wrócił do magii, nie mógł dzielić czasu pomiędzy przyjaciół zwia-dowców a ćwiczenia magiczne musiał się jednego wyrzec.Nadszedł czas nazmiany teraz musiał tylko przekonać o tym resztę.Na ogół strażnicy nie ubie-gali się o władzę.Najlepszym miejscem na spotkanie byłaby polana, na której odbyła się nie-dawno uroczystość, lecz według Mrocznego Wiatru leżała ona zbyt blisko kamie-126nia, niezależnie od wszelkich tarcz, jakimi go chroniono.Wybrał więc małą łączkęwokół najwyższego drzewa w Dolinie, wykorzystywaną przez zwiadowców jakomiejsce pokazów tanecznych.Kiedy na nią dotarł, zastał widok przypominający uroczystość klanową, choćbez tańca i muzyki.Brakowało także fantazyjnych kostiumów odświętnych, a roz-mowy toczyły się przyciszonymi głosami.Ptaki siedziały na przenośnych żerd-kach, korzeniach i konarach.Większość zajęta była jedzeniem, inne wpatrywałysię w kupki piór i futra, resztki z obiadu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]