[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słuchał nieco wychylony z krzesła, a twarz mu ponownie nabiegała krwią, jeszcze nie wiadomo, czy z zainteresowania, czy z gniewu.- Przez stulecia - ciągnął Kocur - Gildii aż nadto starczało sił i mądrości do przeprowadzenia zamachu stanu z dziewięciopalcowym prawdopodobieństwem sukcesu; dziś nie pozostał już ani jeden włosek niepowodzenia na kudłatym łbie ryzyka.Słuszny jest porządek rzeczy, w którym złodzieje rządzą ludźmi.Domaga się tego cała Natura.A poczciwca Karstaka Owartamortesa nie warto nawet zabijać, a tylko pokonać, mieć w garści i rządzić za jego pośrednictwem.Posiadasz płatnych informatorów w każdym arystokratycznym lub majętnym rodzie.Twoja pozycja jest silniejsza niż Króla Królów.Utrzymujesz najemne siły zbrojne, każdej chwili gotowe na twoje skinienie - Bractwo Morderców.My, brać żebracza, jesteśmy furażerami twej Gildii.Ludzie wiedzą, o wielki Krowasie, że złodziejstwo rządzi Nehwonem, powiem więcej, światem, ba, siedzibą bogów najwyższych! I ludzie przystają na to, nie godząc się jedynie z hipokryzją obecnego ładu, z zakłamaniem, że niby to jest inaczej.Ziścij niewygórowane marzenie ludu, o wielki Krowasie! Daj mu ład, w którym zapanuje jawność, uczciwość i prawość, w którym złodzieje rządziliby nie tylko de facto, ale i de iure.Kocur przemawiał z takim zapałem, że chwilami sam wierzył w to wszystko, nawet gdy sobie przeczył.Czterech drabów gapiło się na niego w osłupieniu i z niemałą bojaźnią.Nie trzymali już tak mocno ani Kocura, ani Fafhrda.Ale rozparty w swoim wielkim krześle Krowas odezwał się z flegmą:- W naszej Gildii upojenie alkoholowe nie usprawiedliwia utraty rozumu, lecz stanowi wykroczenie i podlega surowej karze.Jednak doskonale zdaję sobie sprawę z luźniejszej dyscypliny w waszym żebraczym bractwie.I coś ci łaskawie wyjaśnię, ty mały pijany marzycielu.My złodzieje lepiej od ciebie wiemy, że potajemnie rządzimy Lankhmarem, Nehwonem, całym życiem, doprawdy, bo czymże jest życie, jak nie aktem chciwości? A twoja gra w otwarte karty zmusiłaby nas do przejęcia dziesiątków tysięcy przeróżnych i żmudnych zajęć, które dziś za złodziei odwalają inni, i do złamania jednego z najgłębszych praw natury: prawa iluzji.Czy właściciel kramu ze słodyczami oprowadza cię po swojej brudnej piekarni? Czy kurwa na oczach klienta pacykuje sobie zmarszczki i podciąga obwisłe piersi przemyślnymi podwiązkami z gazy? Czy magik wywraca przed kimś swoje ukryte kieszenie? Natura korzysta z subtelnych, dyskretnych środków - niewidoczne nasienie mężczyzny, ukąszenie pająka, niepostrzegalne zarodniki szaleństwa i śmierci, skały zrodzone z niepoznawalnych wnętrzności ziemi, gwiazdy milczkiem płynące po niebie - i my złodzieje bierzemy z niej przykład.- To całkiem ładna poezja, panie - odezwał się Fafhrd z gniewną drwiną w głosie, bowiem arcyplan Kocura wywarł na nim spore wrażenie i nie mógł ścierpieć zniewagi, jaką Krowas wyrządził przyjacielowi, nic sobie nie robiąc z tego wszystkiego.- Tajny tron może stać dość pewnie w spokojnych czasach.Ale - tu Fafhrd zawiesił teatralnie głos - czy nie zachwieje się w chwili, gdy podstępny wróg dąży do unicestwienia Złodziejskiej Gildii na zawsze, gdy spisek grozi jej zmieceniem z powierzchni ziemi?- Co to za pijackie brednie? - spytał Krowas, prostując się w krześle.- Jaki znowu spisek?- Najtajniejszy ze spisków - zachwycony, że odpłaca temu pyszałkowi tą samą monetą, Fafhrd uśmiechnął się od ucha do ucha, uważając też za bardzo słuszne, aby król złodziei spocił się trochę, nim odejmą mu głowę, aby za nieść ją Vlanie.- Nic nie wiem ponad to, że wielu mistrzów złodziejskich ma pójść pod nóż - i niechybnie spadnie twoja głowa.Fafhrd przybrał ze wszech miar szyderczą minę, założył ręce i swobodnie zwiesił swój miecz-laskę w luźnych palcach, na co pozwolił niemrawy chwyt trzymających go drabów.Za chwilę spojrzał wilkiem, pod wpływem szarpiącego bólu, który mu nagle przypomniał o podwiązanej i zdrętwiałej nodze.Krowas uniósł zaciśniętą pięść i sam uniósł się do połowy z krzesła, w czym była zapowiedź jakichś okropności - pewnie rozkazu poddania Fafhrda torturom.Uprzedzając nieszczęście, Kocur rzekł pośpiesznie:- Siedmiu Sfinksów - jak ich nazywają - stoi na czele spisku.Na niższych szczeblach podziemnej organizacji nikt nie zna tych Siedmiu z imienia, choć krążą pogłoski, że kryją się za nimi renegaci Gildii Złodziejskiej, przedstawiciele miast Oool Hrusp, Ilthmaru, Harboriksen, Tisilinilit, dalekiej Kiraai i samego Lankhmaru.Podobno pieniędzy dostarczają im kupcy ze Wschodu, kapłani Wan, czarownicy ze Stepów, popierani przez połowę starszyzny mingolskiej, opisywany w legendach Quarmall, Asasyni Arthy z Sarheenmaru i ni mniej ni więcej, tylko Król Królów we własnej osobie.Pomimo wzgardliwych, a potem gniewnych uwag Krowasa, jego zbiry nadal słuchały jeńca z zainteresowaniem i szacunkiem, nie odbierając mu swobody ruchów.Lawiną swych rewelacji i górnolotną mową Kocur oczarował drabów, głuchych na zbyt chłodne, zbyt cyniczne, i w ogóle za mądre dla nich wypowiedzi szefa.Jak gdyby nie tykając ziemi, do sali wpłynął Hristomilo, przypuszczalnie drobiąc prędkimi, lecz bardzo krótkimi kroczkami, gdyż czarna szata zupełnie nieruchomo zwisała do marmurowej posadzki, a czarodziej sunął szybko.Swoim wejściem wywołał wstrząs.Fafhrd i Kocur wyczuli, że wszyscy obecni w sali wstrzymują oddech, podążając za gościem oczyma, i że czwórce zbirów leciutko drżą zrogowaciałe dłonie.Napięcie i podskórny niepokój dostrzegli nawet we wszechpewnym, znużonym życiem obliczu Krowasa.W swoim pryncypale i w jego korzystających ze sztuki czarnoksięskiej podwładnych czarownik Gildii Złodziejskiej najwyraźniej budził więcej strachu niż miłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]