[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdziwie niczego nie wymyśliła, nic zgoła nie chciała, nikogo w szczególności nie pionowała, a że wykorzystuje własną omylność, że wskutek łańcucha nieporozumień komunikacyjnych od ameby wychodzi, a w tasiemca lub człowieka trafia — przyczyną temu fizykalna natura samej bazy materialnej łączności…A więc ona trwa w błędzie — bo nie maże inaczej — na wasze szczęście.Nie mówiłem zresztą niczego, co byłoby dla was nowością.Owszem — chciałbym poskromić zapał takich teoretyków waszych, którzy poszli za daleko i mówią, że skoro Ewolucja to przypadek złapany przez konieczność i konieczność na przypadku jadąca, człowiek powstał najzupełniej przypadkowo i mogło go równie dobrze nie być.A więc — w postaci aktualnej, tej, co tu się ziściła, mogło go i nie być, to prawda.Lecz jakaś forma, pełzaniem poprzez gatunki, musiała Rozumu dojść z prawdopodobieństwem tym bliższym jedności, im dłużej trwał proces.Jakkolwiek bowiem nie zamierzył was, jakkolwiek wykonywał indywidua ubocznie, spełnił warunki hipotezy ergodycznej, która twierdzi, że jeśli układ trwa przez czas dostatecznie długi, to.przechodzi przez wszystkie stany możliwe, bez względu na to, jak nikłe są szansę ziszczenia pewnego osobliwego stanu.O tym, jakie gatunki wypełniłyby niszę Rozumu, gdyby się ingressus tam nie powiódł pramałpom, będziemy może rozprawiali innym razem.Tak więc nie dajcie się zastraszyć uczonym, którzy przypisują konieczność życiu, a przypadkowość Rozumowi; był wprawdzie jednym z mało prawdopodobnych stanów, więc późno powstał, lecz wielka jest cierpliwość Przyrody; nie w tym, to w następnym miliardoleciu zdarzyłoby się owo gaudium.Wiec cóż? Niepodobna szukać winnego — tak samo jak zasłużonego; powstaliście, bo Ewolucja jest graczem niedoskonale porządnym, bo mało, że błądzi błędami, lecz nie ogranicza się do żadnej taktyki— wyróżnionej, licytując się z Naturą: obstawia wszystkie dostępne pola na wszelkie możliwe sposoby.Ale — powtarzam — mniej więcej już to wiecie.To jednak tylko część — i dodam, wstępna — wtajemniczenia.Jego całą treść, dotąd odsłoniętą, tak można ująć lapidarnie: Sensem przekaźnika jest przekaz.Albowiem ustroje służą przesłaniu, a nie na odwrót; ustroje poza procedurą łącznościową Ewolucji nie znaczą nic — są bez sensu, jak książka bez czytelników.Co prawda, zachodzi też odwrotność: Sensem przekazu jest przekaźnik.Lecz te oba człony nie są symetryczne.Albowiem nie każdy przekaźnik jest właściwym sensem przekazu, lecz taki i tylko taki, który będzie dalszemu przekazowi wiernie służył.Nie wiem — wybaczcie — czy to nie za trudne dla was? A więc — przekazowi wolno w Ewolucji błądzić, jak się tylko da; lecz wara przekaźnikom! Przekaz może oznaczać walenia, sosnę, rozwielitkę, stułbię, ćmę, pawiana — jemu wszystko wolno — bo jego partykularny, to znaczy gatunkowo konkretny, sens jest nieistotny całkiem: tu każdy jest umyślnym na posyłki dalsze, więc każdy dobry.On jest chwilowym wsparciem, i wszelka bylejakość jego nic nie szkodzi — dość na tym, oby kod podał dalej.Natomiast swoboda analogiczna nie jest dana: im błądzić już nie wolno! A więc jako do czystego funkcjonalizmu zredukowana, do łych pocztowych służb, nie może być treść przekaźników dowolna; jej ośrodek zawsze wyznacza obowiązek narzucony — obsługiwania kodu.Niech się spróbuje przekaźnik zrewoltować, wykraczając za obręb tych służb — a sczeźnie natychmiast w bezpotomstwie.Więc dlatego właśnie przekaz może się przekaźnikami posługiwać, a one nim nie mogą.On jest graczem, one tylko kartami w rozgrywce z Natura, on to autor listów, zniewalających adresata, by podał treść dalej.Wolno mu ją wykoślawiać — byle tylko podał! I właśnie przez to sens cały w podawaniu dalej; nieważne kto, jaki to czyni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]