[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałem, że mi kondensator pęknie.Chodzę do niego teraz w każdą drugą niedzielę miesiąca.Bardzo ładny grób.z widokiem na rzekę.Sam go wybierałem.Ale nie o tym chciałem mówić.Ośmielę się doradzić panu akonitynę.Jest to trucizna efektowna i potężna.Wystarczy dziesięć kropli…CLEMPNER: Akonityna.mówisz?… Może być… Rzeczywiście! Myślałem o tym.Jak ty się właściwie nazywasz?ROBOT: Graumer, panie! Ale jeśli pan sobie życzy, mogę się nazywać zupełnie inaczej.Może coś z kwiatów? Na przykład Hiacynt… Jak się będzie panu podobało?CLEMPNER: Nie.dlaczego?… Może być Graumer.GRAUMER: Dziękuję.CLEMPNER: Graumer!GRAUMER: Słucham pana…CLEMPNER: W przyszły piątek, uważasz…GRAUMER: Tak jest!CLEMPNER: …Urządzam małe przyjęcie dla czterech osób.Dwa małżeństwa… Nie wiem tylko, czy lepiej, żeby był zimny bufet, czy raczej ciepła kolacja, hm?GRAUMER: Będą to zapewne goście pierwszej klasy?CLEMPNER: Tak.Mój wydawca i inspektor Donnel, obaj z żonami…GRAUMER: Inspektor policji?CLEMPNER: Tak.A co?GRAUMER: I jest pana przyjacielem? O, to doskonałe! Co podać? Uważam, że jedno ciepłe danie, a potem pewnego rodzaju zimną suitę gastronomiczną.Może mi pan to pozostawić.Nie zawiodę.Smakowało panu?CLEMPNER: Owszem…GRAUMER: Widzę, że chciałby pan jeszcze pisać, ale nie doradzam.Pan ma podkrążone oczy.Pierwszy wieczór zawsze jest wyczerpujący dla nowego pana.Dla początkującego zwłaszcza… Dlatego pozwoliłem sobie posłać już łóżko.Proszę pozwolić… Prowadzi go do sypialni, słychać przez otwarte drzwi jego głos.Tak… Zaświecimy małe światełko… Drugą nogawkę proszę… A teraz robot opowie panu kilka usypiających historyjek.Dawno temu.kiedy nie było jeszcze nawet elektryczności, żył sobie za górami pewien dobry, gruby pan, który miał parowego robota.Rano robot szedł do lasu po chrust, po grzybki na śniadanie…CLEMPNER umęczonym głosem: Daj mi… spokój…GRAUMER: Pewnego dnia zjawił się w lesie zły monter z wielkimi obcęgami.Schował się za drzewem, a kiedy robot podszedł do niego, powiedział: „Jestem sierotą i nie mam nic na świecie oprócz tej pary obcęgów”…Światło w sypialni gaśnie, Graumer pojawia się w gabinecie.Zamyka cicho drzwi, podnosi z podłogi swoją oliwiarkę, śrubokręt i zwijając długi sznur mówi: Ślicznie.Śpi jak dzieciątko… I nawet obyło się bez sznura…IIClempner siedzi na fotelu, czytając gazetę, sięga do stolika, na którym stoją alkohole, ale nie może dosięgnąć flaszki, a nie chce mu się wstać.CLEMPNER: Graumer!GRAUMER wchodząc: Słucham pana.CLEMPNER: Daj mi pić!GRAUMER: To, co zawsze?CLEMPNER: Tak.Graumer nalewa, podaje.CLEMPNER: Możesz iść.Graumer stoi.CLEMPNER: No.co znowu?GRAUMER: Panie, dzwonił pan człowiek Higgins, że będzie miał w klubie odczyt o literaturoznawstwie wczesnej epoki wiktoriańskiej.Powiedziałem, że pan bardzo żałuje, ale będzie miał, niestety, w tym samym czasie konferencję z profesorem Chadwickiem.CLEMPNER: Dobrze.Słuchaj, nie wiesz czasem, gdzie jest gumowa mata z łazienki? Nie mogłem jej nigdzie znaleźć.GRAUMER: Pozwoliłem ją sobie zabrać.CLEMPNER: Zabrałeś matę?! Graumer, stajesz się niemożliwy !GRAUMER: Pociąłem ją na kawałki i podkleiłem sobie podeszwy, żeby cicho stąpać, bo pan uskarżał się na mój żelazny chód.Postaram się o inną matę.CLEMPNER: Na drugi raz masz mnie przedtem spytać o pozwolenie.Podaj mi płaszcz.Wychodzę.GRAUMER przynosi kapelusz, płaszcz, ubiera Clempnera.Mam nadzieję, że wróci pan dzisiaj w lepszej formie aniżeli wczoraj.CLEMPNER: Na co ty sobie pozwalasz?GRAUMER: Ośmielę się zauważyć, że tak zwane picie w kratkę jest szkodliwe.Ale nie tylko o to chodzi.Ani mój nieboszczyk pan Burman, ani profesor Chadwick nie pili nigdy rumu po ginie.Proszę nie brać mi tego za złe.ale to jest w złym tonie.CLEMPNER: Przestań! Nie chcę nic słyszeć o twoich nieboszczykach panach.Byli.umarli, nie ma ich, kropka, a teraz ja jestem twoim panem i mnie masz słuchać.Obejdę się bez twoich rad.GRAUMER: Jak pan uważa.Proszę tylko pilnować się przy prowadzeniu auta.bo jest dziś dosyć gęsta mgła.Clempner wychodzi.Robot stoi chwilą nieruchomo, jakby nasłuchując.Pisarz odjeżdża.Robot siada wygodnie przy biurku, przysuwa sobie telefon, nakręca numer.Halo! Czy to firma farmaceutyczna „Trompkins”? Mówi Clempner z ulicy Różanej.Tak, tak, to, co zamówiłem wczoraj, dostałem już.Chodzi o nowe zamówienie.Potrzebuję dziesięciu litrów roztworu fizjologicznego i jednego kilograma fosforu.Ale ten fosfor musi być absolutnie czysty.Chemicznie czysty.Co? Dobrze.Proszę mi to przysłać jutro rano.Możliwie wcześnie.Mój robot odbierze wszystko.Co? Tak jak poprzednio.Proszę zapisać to na mój rachunek.Wstaje zadowolony, wchodzi do sypialni, rozkłada stolarski metr i, pogwizdując, przymierza go do lóżka, jakby brał miarę z niewidzialnego człowieka, leżącego na łóżku.Wraca do gabinetu, nakręca numer.Halo! Pracownia doktora Spidera? Mówi Clempner.Panie doktorze, ten szkielet, który zamówiłem u pana.musi mieć metr siedemdziesiąt pięć, a nie siedemdziesiąt dwa.Co? Tak.I żeby był w doskonałym stanie! Nie, żadnych sprężynek.Sprężynki nie są mi potrzebne.Złożę go sobie sam.Odkłada słuchawkę, podchodzi do kontaktu, rozgląda się, wtyka dwa palce do dziurek kontaktu i wstrząsa nim radosny dreszcz.Wydaje taki odgłos, jak człowiek, który napił się wódki.Jeszcze raz pociąga z kontaktu elektryczność.Odrobinę chwiejąc się zaczyna śpiewać:Miała baba robota, robota, robota,wsadziła go do błota, do błota, bęc!Jeszcze raz pociąga z kontaktu.Idzie chwiejnie ku drzwiom, śpiewa:O, mój miły robocie, robocie, robocie,robocie, co ty robisz w tym błocie?…Ze słowami pieśni na ustach schodzi do piwnicy.Słychać stamtąd tajemnicze syczenie, bulgotanie i brzęczenie.IIIPrzyjęcie w jadalni Clempnera.Clempner siedzi miedzy Panią Donnel i Panią Gordon.Gordon i Donnel przy małym stoliku grają w karty, ale niezbyt uważnie.Już jest po kolacji, Graumer podaje kawę.PANI GORDON: Jak państwo zamierzają spędzić w tym roku wakacje?PANI DONNEL: Nie wiemy jeszcze.Myśleliśmy o Księżycu, ale…PANI GORDON: Ach.Księżyc! Ludzie całkiem poszaleli na jego punkcie.Osobiście nie ciągnie mnie tam całkiem.Ten upał za dnia…PANI DONNEL: Tak.Zwłaszcza przy obecnych cenach powietrza.Czy pani wie, ile mój znajomy płacił za kilo tlenu, i to po sezonie? Pięćdziesiąt dolarów!Graumer wychodzi.PANI GORDON do Clempnera: Zauważyłam, że ma pan nowego robota? Jak się sprawuje?CLEMPNER: Graumer? A, nie.nie narzekam.Znośny.Zupełnie znośny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]