[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mów wreszcie, co takiegozauważyłeś? Pozwól, daj mi skończyć.Kocham cię& Ale nie o mnie przecież tu chodzi: główne osoby tonasz syn i ty sama.Bardzo być może, raz jeszcze powtarzani, że słowa moje wydadzą ci sięniewłaściwe i zupełnie bezpodstawne; może są wynikiem pomyłki& W takim razie przepraszamcię.Ale jeżeli sama czujesz, że mają jakieś, choćby najmniejsze podstawy, to proszę cię, zastanówsię i rozmów się ze mną tak, jak ci serce podpowie&Karenin bezwiednie mówił całkiem nie to, co sobie z góry przygotował. Nie mam nic do powiedzenia.A zresztą& powiedziała nagle prędko, z trudnościąpowstrzymując uśmiech doprawdy, czas już spać.Aleksy Aleksandrowicz westchnął i nic już nie mówiąc więcej udał się do sypialni.Gdy weszła tam z kolei Anna, leżał już w łóżku.Wargi miał surowo zaciśnięte, a oczy jego niepatrzyły w jej stronę.Położyła się na swoim miejscu oczekując, że mąż raz jeszcze się odezwie.Lękała się, że przemówi do niej, a zarazem pragnęła tego.Ale Karenin milczał.Długo czekałależąc nieruchomo, zapomniawszy już całkiem, o mężu.Myślała o kimś innym, widziała go przedsobą i czuła, jak niepokój i występna radość napełniają jej serce& Nagle usłyszała równy ispokojny świst przez nos.W pierwszej chwili śpiący jak gdyby sam zląkł się tego dzwięku,zatrzymał się, przeczekał dwa oddechy, po czym świst rozległ się w nowych, miarowych jużodstępach. Pózno& Pózno już, pózno szeptała Anna z uśmiechem.Długo leżała nieruchomo zotwartymi oczyma, których blask zdawało się jej sama dostrzegała w ciemnościach.XOd tego wieczoru zaczęło się dla Karenina i jego żony nowe życie.Nie zdarzyło się nicosobliwego.Anna, jak zwykle, bywała w towarzystwie, a zwłaszcza często u księżnej Betsy, iwszędzie spotykała Wrońskiego.Karenin o tym wiedział, lecz nic nie mógł na to poradzić.Wszystkie jego usiłowania, by doprowadzić do jakichś wyjaśnień, natrafiały u niej na nieprzebytymur pogodnego niezrozumienia.Pozornie wszystko było niezmienione, lecz wewnętrzne ichstosunki zmieniły się całkowicie.Karenin, człowiek tak niezachwiany, gdy chodziło o działalnośćpaństwową, tu czuł się bezradny.Ze zwieszoną kornie głową, jak wół, czekał na uderzenie obucha,który czuł to był nad nim wzniesiony.Ilekroć zaczynał o tym myśleć, zdawał sobie sprawę,że trzeba by raz jeszcze spróbować, że dobrocią, czułością, namową można by ją jeszcze uratować,skłonić do opamiętania, i co dzień postanawiał się z nią rozmówić.Skoro tylko jednak zaczynałmówić, czuł, że duch przewrotności i fałszu, który ją opętał, opanowuje również i jego, tak żemówił z nią nie o tym i nie takim tonem, jakim zamierzał.Wpadał mimo woli w swój zwykływobec niej ton, jakby podrwiwając z kogoś, kto by tak mówił naprawdę.W tym tonie niepodobnabyło powiedzieć jej tego, co należało.XITo, co przez cały prawie rok stanowiło dla Wrońskiego jedyne pragnienie jego życia, to, cozastąpiło mu wszelkie dawne pragnienia, a o dla Anny było niemożliwym, przerażającym, a przezto samo tym bardziej czarującym marzeniem o szczęściu spełniło się.Stał nad nią blady, zdrgającą dolną szczęką i błagał, by się uspokoiła.Nie wiedział, ani dlaczego rozpacza, ani jak jąukoić. Anno! Anno! prosił drżącym głosem. Anno, na miłość boską!Ale im głośniej przemawiał, tym niżej opuszczała swą niegdyś dumną, radosną, teraz zhańbionągłowę i cała chyliła się i nieomal zsuwała z kanapy, na której siedziała, na podłogę do nógWrońskiemu.Byłaby upadła na dywan, gdyby nie to, że ją trzymał. Boże mój, przebacz mi! szlochała przyciskając, jego ręce do piersi.Czuła się tak bardzo występna i winna, że nie pozostawało jej nic innego, jak korzyć się i prosićo przebaczenie, a że nie miała odtąd w życiu nikogo poza nim, do niego zwracała swe błaganie.Widok jego budził w niej uczucie poniżenia podobne do fizycznego urazu i nie była w staniepowiedzieć nic więcej.On zaś czuł w tej chwili to, co zapewne czuje morderca na widok ciała,które pozbawił życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]