[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drugiejstronie ogromnej winnicy Dion zobaczył dom i przylegający do niego budynek wytwórniwin.Zagwizdał.- Aau - powiedział.Penelope zachichotała.- Nigdy czegoś takiego nie widziałem - wyznał.Popatrzył na wysokie jońskie kolumny, które tworzyły perystyl oddzielający wytwórnięod parkingu.Za nimi w nierównym szeregu wznosiły się trzy neoklasycystyczne budowle.Poczyniono ustępstwa na rzecz nowoczesności - kiedy podeszli bliżej, dostrzegł metaloweurządzenia klimatyzacyjno-grzewcze, odblaskowe szyby okienne, wyraznie oznakowanewyjścia awaryjne - lecz z daleka cały kompleks wyglądał zupełnie jak starożytne greckiemiasto na wzgórzu.Dom w plantatorskim stylu, chociaż nieco odsunięty od wytwórni iwyraznie amerykański, również zawierał elementy dawnej architektury i nie psuł ogólnegowrażenia.76Dion pomyślał o małym domku, który wynajmowali z matką.Nigdy sobie nie wyobrażał,że można mieszkać w takim pałacu.Spojrzał na Penelope.Dzielące ich różnice nagle wydałysię ogromne.Uśmiechnęła się do niego.Próbował jej odpowiedzieć uśmiechem, próbował wymyślić coś do powiedzenia, żebynie zabrzmiało głupio.Odchrząknął.- Któregoś dnia przeglądałem turystyczną mapę winnic, ale nie widziałem na liściewaszej wytwórni.- Nie wpuszczamy turystów - wyjaśniła.- Nie pozwalamy zwiedzać wytwórni.- Naprawdę? - zdziwił się Dion.Wytwórnia wyglądała jak zbudowana specjalnie dlaturystów.Ze swoją pseudogrecką architekturą i malowniczym położeniem stanowiła natu-ralną atrakcję turystyczną, znacznie bardziej interesującą niż Edinger, Scalia czy inne prze-ciętne wytwórnie, które zwiedzało się z przewodnikiem.Zmarszczył brwi.- Więc czemu towygląda tak.Czemu to tak wygląda?Penelope wzruszyła ramionami.- Tak chciały kobiety z syndykatu.Dion ponownie spojrzał na kompleks i nagle przestało mu się podobać.Podziw i zainte-resowanie, które odczuwał jeszcze przed chwilą, zniknęły.Zalała go fala wstrętu, odraza taksilna, że niemal fizyczna.Szybko odwrócił wzrok, ale Penelope zdążyła zauważyć jego minę.- Co się stało? - zapytała.Zbył ją machnięciem ręki.- Nic - odparł.Ale popatrzył jeszcze raz na budynki wytwórni win i poczuł strach.Gęsia skórka wystą-piła mu na ramionach i przypomniała o równie irracjonalnej reakcji na wzgórzu w zeszłymtygodniu.Zakaszlał, żeby ukryć zdenerwowanie.- Chodz.Penelope kiwnęła głową i ruszyła przodem.Minęli rządki winorośli i szeregi zbieraczy,przecięli parking i krótką ścieżką dotarli do domu.Strach odpłynął równie szybko, jak siępojawił, i zanim weszli na frontowe schody, zamienił się we wspomnienie.- Nie ma to jak w domu - powiedziała Penelope.Dion popatrzył na dwupiętrową rezydencję.- Zawsze tu mieszkałaś?- Przez całe życie.- Widać masz dużą rodzinę.- Nie.Tylko ja i matka.- Twój ojciec nie.?77- Nie.Pokręcił głową.- Tylko wy dwie w tym wielkim domu?- No, nie tylko.Moje inne.kobiety z syndykatu też tutaj mieszkają.Dion przytaknął bez słowa.Penelope przystanęła u stóp schodów na ganek i odwróciła się do niego.- Wiem, co gadają w szkole - powiedziała cicho - ale nie jestem lesbijką.Dion poczuł, że się czerwieni.- Nie mówiłem, że jesteś.- Ani żadna kobieta z syndykatu.- Teraz mówiła stanowczym tonem, z poważnym wy-razem twarzy.Pomimo całej nieśmiałości, pomimo wcześniejszej niepewności wydawała siębardzo dorosła jak na swoje lata, znacznie bardziej dojrzała i opanowana niż inne dziewczę-ta w jej wieku.- Słuchaj - zaczęła.- Wiem, jak to wygląda w oczach nabuzowanych hormo-nami chłopaków, ale syndykat to tylko przedsiębiorstwo handlowe, nic więcej.Wszystkiemieszkamy w tym samym domu, ale dlatego, że jest duży i wygodny.Nasza wytwórnia tonie jakiś seksklub czy filia Playboya.Nic takiego się tutaj nie dzieje.Przyznaję, że wszystkiekobiety to zdeklarowane feministki, ale wbrew powszechnym opiniom nie ma w tym niczłego.Są agresywne, bo muszą.Prowadzą firmę.I wszystkiego dokonały same.Nikt im niepomagał, nikt ich nie zachęcał, nikt nawet nie chciał ich zatrudnić, kiedy na początku szu-kały pracy w innych wytwórniach.Odniosły sukces wbrew mężczyznom i nie dla mężczyzn,ale to nie znaczy, że są lesbijkami.Urwała, żeby złapać oddech.Dion uśmiechnął się do niej łagodnie.- Nie obchodzi mnie, czy są lesbijkami - powiedział.- Ale gdybym myślał, że ty jesteślesbijką, nie przyjechałbym tutaj.Teraz nadeszła jej kolej, żeby się zarumienić.Oboje milczeli przez chwilę.Dionowi spociły się ręce, więc wytarł je ukradkiem o dżinsy.Powiedział to.Zdobył się na odwagę.Wyraził na głos to, co myślał, i teraz ona wiedziała napewno, że jest nią zainteresowany.Oblizał wargi.Co ona powie? Jak zareaguje? Milczeniesię przeciągało i nagle Dion nabrał pewności, że popełnił błąd, że za wcześnie odkrył karty.Penelope najwyrazniej postanowiła udawać, że nie słyszała jego uwagi.- Chce ci się pić? - zapytała głosem łagodniejszym niż wcześniej, wypełnionym uczu-ciem, którego nie potrafił określić, ale z niewiadomych powodów to go podniosło na duchu.Nie patrząc na niego, gestem zaprosiła go do środka.- Mamy sok w lodówce.Dion poczuł lekkie rozczarowanie i jednocześnie ulgę.Jeśli go nie zaakceptowała, toprzynajmniej nie odrzuciła.Ciągle jeszcze miał szansę i na razie to mu wystarczyło.Kiwnąłgłową.78- Super - powiedział.Weszli do środka.Wewnątrz dom wyglądał mniej imponująco niż z zewnątrz.Zamiast nietykalnych anty-ków o wartości muzealnej, jakich się spodziewał, zobaczył mieszaninę mebli i stylów, wwiększości współczesnych, nielicujących z okazałą fasadą.Dom jednak był wygodny, pokojeciepłe i przytulne.W pokoju rodzinnym, zdominowanym przez szerokoekranowy telewizor,płachty dzisiejszej gazety zaścielały niski stolik do kawy z drewna i białych płytek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]