[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednym tygodniu stan bardzo ciężki, w następnym kolejny wiceminister zostaje oskarżony o malwersacje czy coś podobnego.- Ponownie spoważniał.- Ale tym razem to już nie przelewki.Musisz zobaczyć się z nim dzisiaj.Jutro może być za późno.Za dwa tygodnie będzie zdecydowanie za późno.Usta Vorkosigana zacisnęły się.- Czego ode mnie chce? Czy powiedział?- Cóż.Z tego, co mi wiadomo, przeznaczył dla ciebie urząd w rządzie regencyjnym.Ten, o którym ostatnio w ogóle nie chcia­łeś słyszeć.Vorkosigan potrząsnął głową.- Nie sądzę, aby istniało stanowisko rządowe, które mogłoby mnie skusić do powrotu na arenę.No, może.nie.Nawet Minister­stwo Wojny.To zbyt niebezpieczne.Tu prowadzę ciche, przyjemne życie.- Jego ręka ochronnym gestem objęła talię Cordelii.- Założy­liśmy rodzinę.Nie zamierzam narażać moich najbliższych, wstępu­jąc znów pomiędzy politycznych gladiatorów.- O, tak.Wyobrażam sobie ciebie wkraczającego w smugę cie­nia w wieku czterdziestu czterech lat.Ha! Zbierającego winogrona, żeglującego po jeziorze.Ojciec opowiedział mi o twojej żaglówce.A tak przy okazji, słyszałem, że mieszkańcy wioski chcą na twoją cześć zmienić nazwę na Osiadłość Vorkosigana.Vorkosigan prychnął i skłonił się z ironią.Premier odpowiedział podobnym ukłonem.- W każdym razie sam będziesz musiał mu o tym powiedzieć.- Chyba chciałabym zobaczyć tego człowieka - mruknęła Cordelia.- Jeśli to naprawdę ostatnia okazja.Vortala uśmiechnął się do niej i Vorkosigan ustąpił niechętnie.Wrócili do jego sypialni, aby się przebrać.Cordelia założyła najbar­dziej uroczystą ze swych popołudniowych sukien, Vorkosigan - ga­lowy zielony mundur, którego nie widziała od dnia ich ślubu.- Czemu jesteś taki nerwowy? - spytała.- Może po prostu chce się z tobą pożegnać czy coś takiego.- Mówimy o człowieku, który nawet własną śmierć potrafi za­prząc do swych politycznych celów.Pamiętaj o tym.Jeśli istnieje ja­kikolwiek sposób rządzenia Barrayarem zza grobu, mogę się założyć, że on go znalazł.Nigdy nie udało mi się wyjść zwycięsko z żadnej dys­kusji z cesarzem.Oboje w mieszanych nastrojach dołączyli do premiera i polecie­li do Vorbarr Sultany.Rezydencja cesarska była starym budynkiem o niemal muzeal­nych walorach, oceniła Cordelia, wspinając się wraz z towarzy­szami po wytartych przez niezliczone stopy granitowych scho­dach, prowadzących do wschodniego portyku.Długą fasadę ozda­biały ciężkie kamienne rzeźby, każda postać stanowiła odrębne dzieło sztuki.W sumie pałac był dokładnym przeciwieństwem no­woczesnych, pozbawionych wszelkiego wyrazu ministerstw, wyrasta­jących na wschodzie parę kilometrów dalej.Wprowadzono ich do komnaty stanowiącej połączenie sali szpi­talnej i wystawy antyków.Wysokie okna wyglądały na eleganckie ogrody i trawniki po północnej stronie rezydencji.Mieszkaniec komnaty leżał w wielkim rzeźbionym łożu, odziedziczonym po rozmiłowanych w splendorze przodkach.Jego ciało w kilkunastu miej­scach przebijały pospolite plastykowe rurki, które utrzymywały go przy życiu.Ezar Vorbarra był najbielszym człowiekiem, jakiego Cordelia kiedykolwiek widziała.Białym niczym prześcieradła, białym jak jego włosy.Jego skóra na zapadniętych policzkach była biała i pomar­szczona, białe ciężkie powieki opadały na orzechowe oczy.Corde­lia widziała już kiedyś podobne oczy, a raczej ich niewyraźne odbi­cie w lustrze.Śnieżnobiałe dłonie pokrywała siatka niebieskich żyłek.Zęby, widoczne gdy się odzywał, zdawały się żółte na tle ogól­nej bieli.Vortala i Vorkosigan uklękli przed łóżkiem na jednym kolanie; Cordelia po sekundzie wahania poszła w ich ślady.Cesarz gestem bardziej przypominającym drgnięcie ręki odesłał doglądającego go lekarza, który skłonił się i wyszedł.Przybysze wstali, Vortala sztywno, Vorkosigan swobodnie.- Witaj, Aralu - powiedział cesarz.- Powiedz mi, jak wyglądam.- Bardzo źle.Vorbarra zachichotał, jednak po sekundzie śmiech przeszedł w kaszel.- Jakież to odświeżające.Pierwsza szczera opinia od wielu tygo­dni.Nawet Vortala owija wszystko w bawełnę.- Jego głos załamał się i cesarz wypluł wielką kulę flegmy.- W zeszłym tygodniu wysikałem resztkę melaniny.Ten przeklęty doktor nie pozwala mi już nawet za dnia wychodzić do ogrodu.- Prychnął; trudno stwierdzić, czy miał to być wyraz dezaprobaty, czy próba głębszego oddechu.- A więc to jest ta Betanka, tak? Podejdź tu, moja panno.Cordelia zbliżyła się do łóżka ł biały starzec zmierzył ją uważnym spojrzeniem.- Komandor Illyan opowiadał mi o tobie.Kapitan Negri także.Wiesz, oglądałem twoje akta ze Zwiadu oraz raporty, zawierające zdumiewające wymysły twojej pani psychiatry.Negri chciał nawet ją zaangażować po to, by dostarczała jego sekcji nowych pomysłów.Vorkosigan jak to Vorkosigan, powiedział mi znacznie mniej.- Ce­sarz urwał, jakby zabrakło mu powietrza.- Wyznaj mi, tylko szcze­rze.Co właściwie w nim widzisz? Załamanego - jak to brzmiało? - aha, płatnego mordercę?- Wygląda jednak na to, że Aral coś panu powiedział - odparła, ze zdumieniem słysząc własne słowa w jego ustach.Przyjrzała mu się z ciekawością dorównującą jego własnej.Pytanie wymagało szczerej odpowiedzi i Cordelia sformułowała ją z wysiłkiem.- Przypuszczam, że widzę w nim samą siebie albo kogoś bardzo podobnego.Oboje szukamy tego samego, choć nazywamy to inaczej i czerpiemy z różnych źródeł.Mam wrażenie, że on nazywa to hono­rem.Ja określiłabym to jako łaskę Boga.Zazwyczaj jednak z naszych poszukiwań wracamy z pustymi rękami.- Ach, tak.Przypominam sobie z twoich akt, że wyznajesz rodzaj teizmu - stwierdził cesarz.- Osobiście jestem ateistą.To prosta wia­ra, ale w ostatnich czasach stanowiła dla mnie wielką pociechę.- Mnie także nieraz pociągała jej prostota.- Hm - uśmiechnął się na te słowa.- Bardzo interesująca od­powiedź w świetle tego, co mówił o tobie Vorkosigan.- A co to było? - spytała Cordelia zaciekawiona.- Musisz zapytać jego.To była poufna rozmowa.Określił cię bar­dzo poetycko.Zaskoczył mnie.- Najwyraźniej zadowolony odprawił ją i wezwał z kolei Vorkosigana, który stanął przed nim w agresywnej postawie na baczność.Jego usta wykrzywiały się ironicznie, lecz w oczach Cordelia dostrzegła wzruszenie.- Jak długo mi służysz, Aralu? - spytał cesarz.- Dwadzieścia sześć lat od chwili otrzymania patentu.Czy może masz na myśli ciało i krew?- Zawsze uważałem, że wszystko zaczęło się od dnia, kiedy od­dział starego Yuriego zamordował twoją matkę i wuja.Tej nocy, gdy twój ojciec i książę Xav przybyli do mnie, do sztabu Zielonej Armii, aby przedstawić swoją osobliwą propozycję.Pierwszego dnia Wojny Domowej Yuriego Vorbarry.Zastanawiam się, czemu nie nazwano jej Wojną Domową Piotra Vorkosigana? Cóż, trudno.Ile miałeś wte­dy lat?- Jedenaście.- Jedenaście.Ja byłem w wieku, w którym ty jesteś teraz.Dziw­ne.Zatem służysz mi swym ciałem i krwią przez.a niech to, przez te wszystkie lekarstwa nie potrafię jasno myśleć.- Trzydzieści trzy lata.- Boże.Dziękuję ci.Nie zostało już zbyt wiele czasu.Z cynicznego wyrazu twarzy męża Cordelia domyśliła się, iż Vor­kosigana nie przekonały słowa cesarza na temat jego słabnących mocy umysłowych.Starzec ponownie odchrząknął.- Od dawna zamierzałem spytać cię, co powiedzieliście sobie z Yurim dwa lata później, kiedy wreszcie dorwaliśmy go w tamtym starym zamku.Ostatnio bardzo interesują mnie ostatnie słowa cesa­rzy.Książę Vorhalas uważał, że się z nim bawiłeś.Vorkosigan na moment przymknął oczy, jakby poczuł dawno zapomniany ból.- Bynajmniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •