[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiedziała mi owszystkich swoich kłopotach tych jej nigdy nie brakuje.Zresztą zawsze miała skłonności do54narzekania, a tym razem wydobyła z zanadrza cały zapas nowych kataklizmów.I co ty na to, AnnoMarch? Lou Carroll albo pani Baxter, tak ją chyba powinnam nazywać znajduje się właśnie w hoteluJoela Kenta w Oriental i umiera na suchoty; w każdym razie pani Joelowa tak twierdzi. Lou Carroll umierająca w Oriental! krzyknęła pani March. Tak.Zjawiła się tam, Bóg wie skąd, jakiś miesiąc temu było to tak niespodziewane, że równiedobrze mogła spaść z nieba, tak mówiła pani Joelowa.Mąż Lou umarł, choć kiedy żył i tak miała z nimkrzyż pański, a biedna jest jak mysz kościelna.Zamierzała przyjechać tutaj, powiedziała pani Joelowa,ale kiedy dotarła do Oriental, nie była w stanie zrobić ani kroku dalej i Kentowie musieli ją zatrzymać.Ztego, co powiedziała pani Joelowa, wywnioskowałam, że jest trochę niespełna rozumu, okropnie tęsknido domu do tego właśnie domu rodzinnego.Zdaje się, że są z nią same kłopoty, a pani Joelowa nienależy do osób, które chciałyby to znosić.No przecież! Musi bardzo ciężko pracować, a chora osoba whotelu na pewno jest jej nie na rękę.Wygląda na to, że masz swoją zemstę, Anno, mimo że nie kiwnęłaśnawet palcem.I pomyśleć na co przyszło Lou Carroll!Następny dzień był chłodny i deszczowy.Postrzępione, gołe drzewa na starych gruntach Carrollówchwiały się i gięły szarpane gwałtownymi atakami wichury.Co i raz strugi deszczu zacinały w okna.PaniMarch wzdrygnęła się, gdy wyjrzała na dwór i z wdzięcznością wróciła do swego przytulnego kącikaprzy kominku.Nagle wydało jej się, że słyszy ciche pukanie do frontowych drzwi, poszła więc sprawdzić: Wraz z ichotwarciem dziki powiew wiatru wdarł się do środka, a skurczona postać, opierająca się o jedną zeżłobionych kolumn na klasycystycznym ganku zdawała się ginąć cała w jego gwałtowności.To byłakobieta, ta postać na ganku, a jej wymizerowana twarz, gdy podniosła ją ku pani March, miała żałosnywyraz. Pani z pewnością mnie nie zna powiedziała, starając się by zabrzmiało to godnie. Nazywam sięBaxter.Ja, ja mieszkałam w tym domu dawno, dawno temu.Pomyślałam, że przyjdę tu dzisiaj ipopatrzę.Nagły napad kaszlu przerwał jej słowa; drżała niczym listek. O mój Boże! wyrwało się pani March. Nie chce mi pani chyba powiedzieć, że szła pani tutaj zOriental pani, chora kobieta! Na miłość boską, proszę wejść, szybko.Przemokła pani do suchej nitki!Nieomalże wciągnęła swego gościa do holu i poprowadziła do salonu. Proszę siadać.Przysuniemy ten duży fotel do ognia o tak.Proszę mi dać swój czepek i szal.Wyjdętylko na moment, by Hannah przygotowała pani coś gorącego do picia. Jest gani bardzo uprzejma wyszeptała kobieta. Nie znam pani, ale przypomina mi pani kobietę,którą znałam, gdy byłam dziewczynką.Nazywała się Bennett i miała córkę, Annę.Czy wie pani, co się znią stało? Ja zapominam.Ja zapominam teraz wszystko., Jestem March ignorując pytanie, krótko odparła gospodyni. Nie sądzę, by słyszała pani kiedyś tonazwisko.Otuliła szczupłe ramiona kobiety swym własnym, ciepłym szalem.I zaraz pospieszyła do kuchni,skąd wkrótce wróciła niosąc tacę z jedzeniem i gorący napój.Przysunęła do fotela gościa mały stolik ipowiedziała uprzejmie: A teraz musi pani coś zjeść, moja droga, a ten napar malinowy szybko panią rozgrzeje.To okropnydzień na wyprawy dla kogoś takiego jak pani.Dlaczego, na Boga, Joel Kent pani nie przywiózł? Nie wiedzieli, że wychodzę szepnęła pani Baxter z lękiem. Ja, ja uciekłam.Sara nie pozwoliłabymi wyjść, gdyby się dowiedziała.A ja tak bardzo chciałam tu przyjść.To tak cudownie być znowu wdomu.Pani March obserwowała swego gościa podczas posiłku.Było dostatecznie jasne, że umysł, a raczejpamięć kobiety zawodziła.Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ten dom nie należy już do niej.Chwilamiwydawała się całkowicie zanurzona w przeszłości.Raz czy dwa zwróciła się do pani March: mamo.Wkrótce dało się słyszeć ostre pukanie do drzwi frontowych.Pani March przeprosiła i wyszła.Naganku stały Teodozja Stapp i kobieta, której pani March nie rozpoznała na pierwszy rzut oka wysoka,napastliwa osoba, której zimne, czarne oczy badawczo sprawdziły każdy kąt holu za plecami pani March,nim ktokolwiek zdołał wypowiedzieć choćby słowo. Na Boga! wysapała pani Stapp i umknęła do środka przed ostrym wiatrem. Straciłam oddech;pani March, pozwoli pani, że przedstawię panią Kent.Szukamy pani Baxter.Uciekła i pomyślałyśmy, żeprawdopodobnie jest tutaj.Czy tak?55 Jest w moim salonie cicho odparła pani March. A nie mówiłam? pani Kent zwróciła się z pretensją do pani Stapp.Jej ostry, wysoki głos działałpani March na nerwy. To przekracza wszelkie pojęcie! Wymknęła się dziś rano, kiedy byłam zajęta wkuchni.I pomyśleć, że szła sześć mil w tym wietrze! Nie mieści mi się w głowie, że to zrobiła.Niewierzę, że jest choć w połowie tak chora, jak udaje.Mam tu wóz, pani March, i będę pani bardzozobowiązana, jeśli poinformuje ją pani, że przyjechałam, by zabrać ją do domu.Czeka nas zapewneburzliwa scena. Nie widzę żadnego powodu do sceny stanowczo zareagowała pani March
[ Pobierz całość w formacie PDF ]