[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— To nielogiczne.Przecież czytał pan zapiski Donattiego.— I dopiero wtedy stały się one dla mnie jasne.Obłąkańczy bełkot, oderwane zdania, na pozór bezsensowne wzmianki o odległych miejscach i terminach.To wszystko nagle nabrało sensu.Nawet w najbardziej prywatnych notatkach Donatti nie napisał niczego wprost; jego strach był zbyt wielki.Wszystko zostało sprowadzone do tego pociągu.I tego, co przewoził, cokolwiek to było.— Pan nie wie, co ten pociąg wiózł?— Z czasem się dowiedziałem.Dowiedziałbym się szybciej, ale Brevourt odmówił spotkania się ze mną.Kilka miesięcy potem umarł.Udałem się do więzienia, gdzie przebywał Gaetamo.Opluł mnie przez metalową siatkę, szarpiąc ją gołymi rękami, aż pociekła z nich krew.Ale wtedy znałem już źródło.Wiedziłem o Konstan-tynie.Patriarchacie.Uzyskałem audiencję u jednego ze Starszych.Był już niezwykle sędziwy i udzielił odpowiedzi na moje pytanie.Pociąg z Salonik wiózł dowody na obalenie Filioąm.— I to wszystko? Monsignore Land uśmiechnął się.— Z teologicznego punktu widzenia to wystarczy.Dla tego starca i jego odpowiedników w Rzymie dokumenty te ucieleśniały triumf i kataklizm.— A nie przedstawiają tego? — spytał Victor, obserwując bacznie gościa, koncentrując się na niezachwianym spojrzeniu orzechowych oczu.— Nie.Kościół nie jest już Kościołem minionych wieków, nie jest nawet Kościołem minionych pokoleń.Najprościej ujmując sprawę, nie zdołałby przetrwać, gdyby tak było.Są w nim starzy ludzie trzymający się kurczowo tego, co według nich nie podlega żadnej dyskusji.na ogół jest to wszystko, co im pozostało; i nie ma powodu, by odzierać ich z tych przekonań.Łaskawie, mandaty czasu się zmieniają; nic nie pozostaje tak, jak było.Z każdym rokiem, w miarę jak opuszcza nas stara gwardia, Kościół coraz szybciej wkracza w dziedzinę społecznej odpowiedzialności.Jest w jego władzy czynić niezwykłe dobro, dysponuje wszystkim, co potrzeba — zarówno w kategoriach duchowych, jak i czysto pragmatycznych — by ulżyć ogromnym cierpieniom.Mówię o tym z pewną znajomością rzeczy, sam bowiem należę do tego ruchu.Mamy zwolenników w każdej diecezji na całej kuli ziemskiej.To nasza przyszłość.Teraz idziemy ze światem.Victor odwrócił wzrok.Ksiądz skończył; nakreślił obraz sił działających na rzecz dobra w przygnębiająco niedoskonałym świecie.Victor ponownie spojrzał na Landa.— A zatem nie wie pan dokładnie, co takiego zawierają dokumenty z Salonik?— Jakie to ma znaczenie? W najgorszym wypadku przyczynek do teologicznej dysputy.Doktrynalne niejednoznaczności.Istniał pewien człowiek i nazywał się Jezus z Nazaretu.albo jak chcieli Esseńczycy Archanioł Światłości.i mówił z głębi serca.Jego słowa dotrwały do naszych czasów, historycznie poświadczone przez aramejskich uczonych i biblistów, zarówno chrześcijańskich, jak i niechrześcijańskich.Co za różnica, czy będziemy go nazywać cieślą, prorokiem czy też Synem Bożym? Ważne jest to, że głosił prawdę taką, jaką ją widział, jaka została mu objawiona.Liczy się tylko jego szczerość, jeśli pan woli, a ta nie podlega dyskusji.Victorowi zabrakło tchu w piersiach.Jego myśli skierowały się znów ku Campo di Fiori, ku staremu mnichowi od ksenopitów, który mówił o pergaminie wyniesionym z rzymskiego więzienia.“To, co zawiera ten pergamin, przekracza wszelkie wyobrażenia.musi zostać odnaleziony.i zniszczony.bo niczego nie zmienia, a jednak zmienia wszystko." Zniszczony.“Ważne jest to, że głosił prawdę, jaką ją widział, jaka została mu objawiona.Liczy się tylko jego szczerość, a ta nie podlega dyskusji".A może jednak?Czy ten uczony ksiądz, ten dobry człowiek siedzący naprzeciw niego, zdoła spojrzeć w oczy temu, czemu trzeba będzie spojrzeć? Czy zwracanie się do niego z tą prośbą było uczciwe?“Niczego nie zmienia, a jednak zmienia wszystko".Cokolwiek ta sprzeczność miała znaczyć, trzeba wyjątkowych ludzi, by wiedzieli, jak w tej sytuacji postąpić.Sporządzi dla swych synów ich listę.Ksiądz prałat Land był pierwszym kandydatem.C/ztery potężne wirujące nad głową łopatki wyhamowały z wolna i znieruchomiały.Lotnik z obsługi otworzył luk i szarpnął dźwignię, która wyrzuciła spod podwozia schodki.Major Andrew Fontine stanął w promieniach porannego słońca i zszedł po metalowych stopniach na lądowisko helikopterów w bazie Powietrznych Sił Zbrojnych “Kobra" w Phan-Thiet.Miał dokumenty dające mu prawo pierwszeństwa w korzystaniu ze środków transportu oraz dostęp do ściśle chronionych składów.*· na nabrzeżu.Weźmie jeden z oficerskich dżipów i natychmiast pojedzie do portu.Obejrzeć szafę na dokumenty stojącą w magazynie numer cztery.Znajdowały się w niej archiwa Korpusu Oko; i miały w niej nadal pozostać, w najbezpieczniejszym miejscu w całej Azji Południowo-Wschodniej, musiał tylko sprawdzić, czy nikt się do nich nie dobrał.Potem czekały go jeszcze dwa etapy podróży: na północ, do Da Nang, a potem znów na południe, obok Sajgonu, w głąb Delty.Do Can Tho.W Can Tho stacjonował kapitan Jerome Barstow.Marty Greene miał rację — to Barstow sypnął Korpus Oko.Pozostali byli co do tego zgodni — Barstow zachowywał się jak ktoś, kto dał się złamać.Widziano go w Sajgonie w towarzystwie wojskowego prawnika, niejakiego Tarkingtona.Nietrudno było zrozumieć, co się działo; Barstow przygotował się do obrony, a to znaczyło, że będzie zeznawał.Barstow nie wiedział, gdzie znajdują się kartoteki Korpusu Oko, ale je widział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]