[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądali jak bliźniacy.Z pewnością mieli podobne charaktery, podobne ambicje.Z miejsca można było poznać, że są policjantami, agentami tajnej służby.- Co? - powtórzył, wstając sztywno.- Rozmawiam ze sobą.Przepraszam, ale tak już jest.Taki nawyk.- Mówienie do siebie? - powiedział wysoki i zaprzeczył ruchem głowy.- Nie sądzę.- Miał szorstki akcent, wąskie usta i złowieszczy uśmiech.- Sądzę, że rozmawiałeś z kimś innym, prawdopodobnie z innym szpiegiem, Keogh.Harry cofnął się dwa kroki.- Naprawdę nie rozu.- zaczął.- Gdzie jest nadajnik, Herr Keogh? - zapytał niski.Podszedł i kopnął w ziemię, gdzie przed chwilą jeszcze siedział Harry.- Tutaj? Zakopany w ziemi? Przesiadujesz tu codziennie godzinami i gadasz do siebie? Uważasz nas za głupców?- Posłuchajcie - tłumaczył się Harry, wycofując się - to pomyłka.Ja - szpiegiem? To nieporozumienie, jestem turystą.- Tak? - powiedział wysoki.- Turystą? W środku zimy? Jaki turysta siedzi na cmentarzu dzień w dzień i rozmawia ze sobą.Stać cię na więcej, Herr Keogh.A nas na jeszcze więcej, według naszych danych jesteś agentem brytyjskiego wywiadu, a także mordercą.Pójdziesz z nami.- Nie idź z nimi, Harry! - to głos Keenana Gormleya przyszedł z nikąd nieproszony do umysły młodzieńca - Uciekaj, człowieku! Uciekaj!- Ale jak? - szepnął.- O, Harry, mój synu! - krzyknęła matka.- Proszę uważaj!Niższy wyciągnął kajdanki.- Ostrzegam pana, Herr Keogh, przed próbą oporu.Jesteśmy z kontrwywiadu, z Grenzpolizei i.- Uderz, go Harry! - ponaglił Graham „Sierżant” Lane.- Wiesz, jak poradzić sobie z tymi facetami, załatwiasz ich, zanim oni załatwią ciebie.Uważaj, są uzbrojeni!Niższy podszedł o trzy kroki, trzymając przed sobą wyciągnięte kajdanki.Harry przybrał obronną pozycję.Wysoki również podszedł.- Co to ma znaczyć? - ryknął.- Stawiasz opór.Wiedz, Keogh, że mamy rozkaz wziąć ciebie żywego, bądź martwego!Już chciał zapiąć kajdanki na nadgarstkach Harry’ego, gdy ten w ostatniej chwili odrzucił je, wykonał półobrót i uderzył Niemca piętą wyprostowanej nogi.Cios trafił w klatkę piersiową, złamał żebra.Szpicel krzyknął z bólu i padł na ziemię.- Nie wygrasz, Harry! - naciskał Gormley.- Nie tak!- On ma rację - dodał James Gordon Hannant.- To twoja ostatnia szansa, Harry.Musisz z niej skorzystać.Nawet jeśli zatrzymasz tych dwóch, i tak przyjdą inni.Nie tędy droga.Musisz użyć swojego talentu.Jest większy niż podejrzewasz.Nie nauczyłem cię wiele matematyki, pokazałem tylko jak wykorzystać to, co w tobie siedzi.Twój potencjał jest niezmierzony.Człowieku, znasz wzory o jakich mi się nawet nie śniło.Sam mi to powiedziałeś, synu, pamiętasz?Zawiłe równania natychmiast pojawiły się na ekranie umysłu.Metafizyczna jaźń sięgnęła fizycznego świata, żądna nagiąć go do swoich potrzeb.Słyszał w oddali jęk szału bólu powalonego szpicla, kątem oka dojrzał, jak wyższy sięga do płaszcza po rewolwer z krótką lufą.Otwarte, ponad obrazem rzeczywistości, drzwi do czasoprzestrzeni Möbiusa były już w jego zasięgu, ich ciemne progi zapraszały do środka.- Jest! - krzyknął Möbius - którekolwiek z nich!- Nie wiem dokąd prowadzą! - wykrzyknął Harry.- Powodzenia! - powiedzieli Lane, Gormley i Hannant jednocześnie.Rewolwer wyższego szpicla wypluł ogień i ołów.Harry obrócił się, poczuł na szyi gorący podmuch, kula przebiła kołnierz płaszcza.Zakręcił się, skoczył i kopnął wysokiego.Uderzeniem zmiażdżył twarz Niemca.Szpice] padł, broń poleciała na bok.Przeklinał, pluł krwią i zębami.Podpełzł do rewolweru, chwycił w obie ręce, wstał, kiwając się na nogach.Harry kątem oka wytropił drzwi na wstędze Möbiusa.Blisko, wystarczyło sięgnąć ręką.Wysoki mamrotał niezrozumiale, wycelował broń.Harry odkopnął rewolwer, chwycił Niemca za ramię, wytrącił z równowagi i rzucił.przez otwarte drzwi.Szpicel.zniknął.Znikąd dobiegło echo słabego wrzasku.Krzyk potępionego, jęk zagubionej duszy, zatraconej na zawsze w nieskończonej ciemności.Keogh słuchał i zadrżał, ale tylko na chwilę.Jęk zanikał, usłyszał komendy, chrzęst biegnących po żwirze butów.To nadciągali następni Niemcy, przeskakiwali groby, otaczali go.Keogh już wiedział, że to ostatnia chwila, by skorzystać z drzwi.Zraniony mężczyzna trzymał rewolwer w drżących dłoniach.Miał wystraszone oczy.nie był pewien, czy warto nacisnąć spust i strzelić.Harry nie dał mu czasu na zastanowienie.Znów odkopnął broń, zatrzymał się jeszcze na ułamek sekundy, na ekranie jaźni przewijały się fantastyczne wzory.Niemcy byli coraz bliżej.Pierwszy pocisk wyrwał kawałek marmuru z nagrobka.Nad grobem Möbiusa pojawiły się drzwi.„Teraz” - pomyślał Harry i rzucił się w bezdenną otchłań.Miotający się na zimnej ziemi, niemiecki szpicel patrzył, jak Keogh znika w kamieniu.Podbiegli inni, dyszeli ciężko, zatrzymali się.Trzymali broń gotową do otwarcia ognia.Rozglądali się podejrzliwie dookoła.Jeden z nich wskazał drżącym palcem na nagrobek Möbiusa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •