[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi, pilnujący Graya, twarz miał ostrą, kostyczną; czarne oczy patrzyły ze szczuplej twarzy ostro i z wyrzutem.Siedzieli w milczeniu, to mogłem zrozu­mieć, ale Gray nie odzywał się także i nie patrzył mi w oczy.Cisza skończyła się dopiero wtedy, kiedy za oknem po lewej stronie raptem urwała się ściana światła.Skończyły się budynki, wzrok grzęznął w ciemnościach rozciągających się na wiele kilometrów w głąb.Nie było widać krańca czarnej pustki.Niemal jednocześnie kierowca, towarzysz Graya i ten siedzący obok mnie oznajmili nam, że właśnie Odkrywka.- Teraz to już bliżej niż dalej - dodał szofer radośnie uśmiechnięty, odwracając na chwilę twarz w tył Wozu.- Może zdążycie jeszcze, panowie, na projekcję.- Uhm, dojeżdżamy - potwierdził chudy z ponurymi oczami, siedzący przy Grayu.Dopiero teraz poprzez szybę, w której odbijały się światła domów stojących z prawej strony, co bardzo utrudniało obserwację, dostrzegłem powtarzające się w ciemnościach zarysy jakichś konstrukcji oświetlonych dziesiątkami małych punktów świetlnych.Te wyglądało jak powiększone wielo­kroć świąteczne choinki, jak budowlane dźwigi, jak wy­rzutnie na kosmodromie.- Przyjrzyjcie się, panowie - zawołał szofer.- Widać wielkie koparki.Przez bramę opatrzoną wielkim napisem ODKRYWKA Samochód wjechał na teren przemysłowych zabudowań.Stało tu na wysokich słupach kilka rtęciowych lamp nieznacznie zaledwie rozpraszających ciemności.Odkrywka zostawała gdzieś z tylu, samochód zdawał się zawracać, kluczył na wąskich dojazdowych dróżkach i po chwili spo­między przemysłowych baraków błysnęły na powrót nieco teraz wyraźniejsze światła koparek.- Wysiadamy - zadysponował siedzący przy mnie tłu­ścioszek.Staliśmy przed trzypiętrowym budynkiem z jedną obszer­ną klatką schodowa pod sporym daszkiem.Światła w budynku były wygaszone.Miało to jakieś sto metrów szero­kości.Budynek przypominał szkołę, do której chodziłem w dzieciństwie.-Tu będziecie mieszkać - oznajmił opiekun Graya.­Nie macie żadnych bagaży oprócz tej torby?- Przecież widzisz - powiedziałem z wyrzutem.- Wzięli mnie z rana, jak stałem.Mój tłuścioszek zwrócił się do Graya.- Torba nie będzie ci przeszkadzać, co? - Gray skinął mu głową.- To dobrze.Podskoczymy jeszcze na pokazy filmowe, a potem dopiero rozlokujemy was na noc.Zresztą nic się chyba nie zmieni, będziecie spać w tym budynku do końca turnusu.Obaj zawołali szofera i powiedzieli, żeby był gotów na rano o dziewiątej.Kierowca wsiadł do szoferki, Wóz zawrócił i pojechał w stronę bramy.W budynku naprzeciwko, podobnym do tego, pod którym stanęliśmy, światła paliły się w kilku oknach.Weszliśmy doń po schodkach.Przy wejściu nie było nikogo.W lewo i prawo rozciągał się szeroki korytarz.Tłuścioszek pociągnął mnie w prawo.Gray ze swoim ruszyli za nami.Po kilkuna­stu krokach staliśmy przed drzwiami, zza których dochodziły dźwięki ostrej rytmicznej muzyki w wykonaniu zespołu, któ­rego nazwę przypomniałem sobie bez przyjemności.Może dlatego, że śpiewali i grali w nim sami mężczyźni trochę za bardzo podobający się Kay.Weszliśmy do środka.Na małym ściennym ekranie tańczyły barwne esy - floresy.Poza tym w pomieszczeniu było ciemno.Świetlisty ostrosłup kończący się na ekranie miał swój wierzchołek w stojącym na stole terkotliwym projektorze.W salce na krzesłach i stołach siedziało dwadzieścia, a może nawet trzydzieści osób.Chyba była wśród nich parę dziewczyn.Znalem ten obraz z ekranu, a w każdym razie wielokrotnie oglądałem już rzeczy w tym typie.Pokazywali to, co jakiś czas w godzinach wieczornych na trzecim programie w audycjach poświęconych filmowej Awangardzie.Ekran pulsował płaskim obrazem pozbawionym głębi, roiły się pełza­jące barwne linie zapisów oscylatorowych; na to nałożono pojawiające się na chwilę, zbyt krótką, zgrafizowone w czer­wieni sylwetki nagich kobiet poruszających się bardzo Ero­tycznie.Zciemnienia i rozjaśnienia ekranu, rytmiczne zmiany kształtów i kolorów - nie było w tym, nie licząc oczy­wiście tańczących kobiet, niczego porywającego ani zaska­kującego.- Dobre, nie? - trącił mnie w bok tłusty konwojent.Wydało mi się w ciemnościach, że widzę drwiący, ironicz­ny uśmiech Graya.Usiedliśmy.Na górnej szpulce projektora zastało jeszcze trochę taśmy.Świetlne podrygi urwały się dość niespodzie­wanie, zapanowała cisza skrzypnęło parę krzeseł.Rozpoczęła się projekcja nowego kawałka utrzymanego w ciem­nej, szaroniebieskiej tonacji.Film robiony był kamerą z ręki, w kadrze widać było nogi i stopy operatora.Te stopy kroczyły po jakimś wysypisku, po jakichś śmieciach, obraz drgał, więc nie można było przyjrzeć mu się dokładnie.W kadr nie wchodziło nic poza podłożem i stopami.Operator maszerował bardzo długo i stopniowo traciłem nadzieję, że pojawi się na ekranie coś jeszcze.O tym samym świadczyła coraz cieńsza warstwa taśmy pozostająca na górnej szpulce.Grat niecierpliwie wiercił się na swoim krzesełku i pisał coś w małym notesie.- Jakie było nazwisko autora tego filmiku? - zapytał swego chudzielca głosem dziwnie służalczym.Zrobiło mi się przykro i głupio.Taśma już się kończyła.Raptem operator podniósł ka­merę i zatoczył nią obszerny krąg.Wysypisko zdawała się nie mieć końca, rozciągało się aż po horyzont [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •