[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WiÄ™dÅ‚y, zapadaÅ‚ysiÄ™ w sobie, wytryskiwaÅ‚y pÄ™kami nowych liÅ›ci już od poczÄ…tku skażonych chorobÄ…, bla-dych i poskrÄ™canych.Kielichy kwiatów otwieraÅ‚y siÄ™ niczym wrzody przeżarte trÄ…dem,sÄ…czÄ…c gÄ™stÄ…, cuchnÄ…cÄ… ciecz, umieraÅ‚y i natychmiast ożywaÅ‚y w kolejnych mutacjach.Drzewa kÅ‚oniÅ‚y siÄ™ ku ziemi, z pÄ™kajÄ…cych wzdÅ‚uż pni wystrzeliwaÅ‚y pokryte Å›luzemwici nowych gaÅ‚Ä™zi, obrastaÅ‚y parchami pÄ…ków.ydzbÅ‚a trawy skrÄ™caÅ‚y siÄ™, zetlaÅ‚e, kÅ‚Ä™-biÄ…ce niczym glisty.WszÄ™dzie unosiÅ‚ siÄ™ ciężki smród rozkÅ‚adu.W powietrzu trzepotaÅ‚ygnijÄ…ce za życia, nieÅ›miertelne motyle, szarpane spazmami nieustannych przemian, po-dobne do strzÄ™pów zepsutego miÄ™sa.Wyżej, pod szarym niebem, w szalonym krÄ™gufruwaÅ‚y ptaki, wciąż nabrzmiewajÄ…ce i zapadajÄ…ce siÄ™ stwory o niezliczonej iloÅ›ci roz-wartych dziobów, wytrzeszczonych Å›lepi i sypiÄ…cej siÄ™ chmary pierza.Przez upiornÄ…Å‚Ä…kÄ™, na której staÅ‚ Daimon, przebiegÅ‚a w dziwacznych, spazmatycznych podskokach760piÄ™cionoga sarna, okryta liszajem setek Å›lepych, zasÅ‚oniÄ™tych bielmem oczu, a AnioÅ‚ZagÅ‚ady pojÄ…Å‚ wreszcie, gdzie siÄ™ znajduje. Na Jasność wyszeptaÅ‚. To Eden Siewcy.Niebo odpowiedziaÅ‚o mu gÅ‚osem jak wicher: DZIEAO STWORZENIA! DZIEAO STWORZENIA, PROCHU! ZMIECIU,KTÓRY PODNIOSAEZ RK NA MOC!Wicher szarpnÄ…Å‚ kalekimi drzewami, zdmuchnÄ…Å‚ tumany pyÅ‚u.SchwytaÅ‚ w objÄ™ciakalekie ptaki, cisnÄ…Å‚ o ziemiÄ™.PotężniaÅ‚.WyrywaÅ‚ garÅ›cie zakażonych pÄ™dów blusz-czu, Å‚amaÅ‚ poskrÄ™cane gaÅ‚Ä™zie, wyÅ‚, w strasznym, niszczycielskim szale unicestwiajÄ…cswój karykaturalny Eden.WzbijaÅ‚ tumany kurzu, oÅ›lepiaÅ‚ Daimona, zbijaÅ‚ z nóg.AnioÅ‚ZagÅ‚ady krztusiÅ‚ siÄ™ pyÅ‚em, przewracaÅ‚ i wstawaÅ‚, boleÅ›nie obijaÅ‚ siÄ™ o pnie, walczÄ…co każdy oddech.CaÅ‚e niebo zwinęło siÄ™ nagle, zmieniÅ‚o w szary pÅ‚aszcz okrywajÄ…cy gigantycznÄ… syl-wetkÄ™ bez twarzy.Nie byÅ‚o już ogrodu, mgÅ‚y ani ciemnoÅ›ci, tylko pÅ‚omienie, czerwonei czarne, taÅ„czÄ…ce w szalonym wirze, w otchÅ‚ani nieskoÅ„czonej wiecznoÅ›ci.%7Å‚ar w jed-761nej chwili przepaliÅ‚ Daimona na wylot, wyżarÅ‚ mu oczy, zwÄ™gliÅ‚ wnÄ™trznoÅ›ci, skruszyÅ‚kikuty spopielaÅ‚ych czÅ‚onków.Wiatr ognia miotaÅ‚ pÅ‚onÄ…cym AnioÅ‚em ZagÅ‚ady jak iskrÄ…. POWSTRZYMAJ MNIE TERAZ, POWSTRZYMAJ, ODPRYSKU JASNOZCI,SKORO CI ZABIAEM! ryczaÅ‚ triumfalnie pÅ‚omieÅ„.W morzu bólu i ognia Daimon go usÅ‚yszaÅ‚. Nie możesz tego zrobić wyszeptaÅ‚y z wysiÅ‚kiem zwÄ™glone wargi. Bo Panjuż mnie zabiÅ‚, wieki temu.PrzybyÅ‚em do ciebie martwy. JA JESTEM TWOIM PANEM! zawyÅ‚ wiatr, a w jego gÅ‚osie pojawiÅ‚a siÄ™ nutaniepokoju.Frey przypomniaÅ‚ sobie przepowiedniÄ™ i sÅ‚owa JagniÄ™cia. Umrzesz po wielokroć,Abbaddonie.I martwy, pÅ‚onÄ…cy anioÅ‚ poczuÅ‚ przypÅ‚yw nadziei. Nie przepuszczÄ™ ciÄ™ powiedziaÅ‚. Jestem twojÄ… zamkniÄ™tÄ… bramÄ….TwojÄ…klÄ™skÄ…. PRZEKLTY zatrzÄ™sÅ‚a siÄ™ wieczność. NIKT NIE POKONA BOGA!762 Jasność pokona wszystko wyszeptaÅ‚ Frey. ZDRAJCO! zawyÅ‚ olbrzymz pÅ‚omieni i ciemnoÅ›ci. POCHAON CI! ZwiatÅ‚o rozprasza cienie wymamrotaÅ‚ ostatnim wysiÅ‚kiem Niszczyciel, rycerzPaÅ„skiego Gniewu, a gigantyczna jak galaktyka pięść rozwarÅ‚a siÄ™, by go zmiażdżyć.Witaj, niebycie, pomyÅ›laÅ‚ po raz ostatni Daimon, czujÄ…c, jak ciemność ogarnia go,wlewa siÄ™ w duszÄ™, gasi bezlitoÅ›nie Å›wiadomość, rozszarpuje na strzÄ™py niczym drapież-ca ofiarÄ™.Mrok eksplodowaÅ‚ bólem, a AnioÅ‚ ZagÅ‚ady, zamiast pogrążyć siÄ™ w Å›mierci,zadrżaÅ‚ czujÄ…c potężne uderzenie mocy.PÅ‚ynęła z niego i przez niego, ogromna, nie-powstrzymana, oÅ›lepiajÄ…ca jak sama Jasność.PorwaÅ‚a Daimona, szarpnęła nim, unio-sÅ‚a w górÄ™.RozpiÄ™ty w Å›rodku sÅ‚upa Å›wiatÅ‚a anioÅ‚ przeżywaÅ‚ niekoÅ„czÄ…cÄ… siÄ™ agoniÄ™,rozdarty JasnoÅ›ciÄ…, pulsujÄ…cy jak serce.I staÅ‚ siÄ™ sercem, zródÅ‚em życia ogromnej jakKosmos istoty, zbudowanej z oÅ›lepiajÄ…cego blasku.I widziaÅ‚, jak Ciemność zadrżaÅ‚a, skuliÅ‚a siÄ™ w mroku, próbujÄ…c otulić siÄ™ nim jakpelerynÄ….A gigant Å›wiatÅ‚oÅ›ci, którym AnioÅ‚ ZagÅ‚ady byÅ‚ i nie byÅ‚ równoczeÅ›nie, szedÅ‚zagarniajÄ…c w siebie czerÅ„, która zaczynaÅ‚a lÅ›nić niczym gwiazdy.SzedÅ‚ ku swemu763mrocznemu bratu, ku kalekiemu blizniakowi, którego pokochaÅ‚ tak bardzo, że wreszciemógÅ‚ go zabić.Olbrzym ze Å›wiatÅ‚a rozÅ‚ożyÅ‚ ramiona, jakby chciaÅ‚ objąć giganta z pÅ‚omieni i mroku,i wyrzekÅ‚ cicho jedno sÅ‚owo. Meth.Niebem, ziemiÄ…, Å›wiatÅ‚em i ciemnoÅ›ciÄ… wstrzÄ…snÄ…Å‚ krzyk.Jasność zderzyÅ‚a siÄ™z Mrokiem i eksplodowaÅ‚a.OÅ›lepiajÄ…cy, biaÅ‚y i bÅ‚Ä™kitny bÅ‚ysk rozprysnÄ…Å‚ siÄ™ jak fa-jerwerk, jedyny, prawdziwy, zwyciÄ™ski.A pulsujÄ…cy strzÄ™p, który niegdyÅ› byÅ‚ AnioÅ‚em Miecza, zapadÅ‚ w niebyt, czujÄ…c, żetym razem Å›mierć, która otwarÅ‚a siÄ™ przed nim, jest prawdziwa.* * *ObÅ‚ok, koÅ„ Gabriela, wyglÄ…daÅ‚ jak krwawy rumak z apokalipsy.Regent KrólestwawalczyÅ‚ ostatkami siÅ‚.KrwawiÅ‚ z trzech gÅ‚Ä™bokich ran, mgÅ‚a zasnuwaÅ‚a wzrok.Obokwciąż jeszcze broniÅ‚ siÄ™ Nuriel.Ponad czarnÄ… lawinÄ… wojsk Siewcy powiewaÅ‚ biaÅ‚y i zÅ‚o-ty sztandar.Wyhaftowane poÅ›rodku oko patrzyÅ‚o na regenta surowo.764Wybacz, myÅ›li Gabriel.Nie zwyciężyÅ‚em.ZawiodÅ‚em.Zdaje mu siÄ™, że wszystkowokoÅ‚o zwalnia.Ruchy stajÄ… siÄ™ powolne, bitewna wrzawa cichnie, zamiera.Pozostajetylko dzwiÄ™czÄ…ca cisza.Gabriel chwieje siÄ™ w siodle, ciosy miecza sÅ‚abnÄ….Wszystkozasnuwa dym.Jak przez mgÅ‚Ä™ archanioÅ‚ widzi, że koÅ„ pod Lebesem, Wielkim ChorążymKrólestwa, pada z przetrÄ…conym karkiem.AnioÅ‚ wali siÄ™ na ziemiÄ™, wypuszcza z rÄ…kdrzewce. ChwaÅ‚a Królestwa pÅ‚ynie majestatycznie w powietrzu, rozsiewajÄ…c blask.Za chwilÄ™ sztandar runie w bÅ‚oto i posokÄ™.UÅ‚amki sekund sÄ… jak wieczność. Aszmo-daiiii! rozlega siÄ™ wysoki, wibrujÄ…cy krzyk.SmagÅ‚a rÄ™ka o zÅ‚otych paznokciach chwyta drzewce, podrywa w górÄ™.Wielka cho-rÄ…giew Nieba furkocze na wietrze, uniesiona rÄ™kÄ… dżinna w zielono-zÅ‚otych barwachAsmodeusza.Teraz już zewszÄ…d sÅ‚ychać wibrujÄ…cy wrzask: Aszmo-daiiii!!! Aszmo-daiiii!!!MaÅ‚e bojowe smoki, zielone i zÅ‚ote, atakujÄ… z powietrza.MigajÄ… krzywe szable dżin-nów.Asmodeusz naciera na jezdzców atakujÄ…cych Gabriela, rozcina heÅ‚my, strÄ…ca z sio-deÅ‚.FioÅ‚kowe oczy siÄ™ Å›miejÄ…. Aszmo-daiii! wyjÄ… dżinny.765 ChwaÅ‚a Królestwu! krzyczy garstka ocalaÅ‚ych aniołów, krzyczÄ… salamandrybroniÄ…ce furty.Odsiecz nie uratuje obroÅ„ców, nie przesÄ…dzi o losach bitwy, ale napeÅ‚nia serca na-dziejÄ…, ramionom dodaje siÅ‚y. Aszmo-daiiii!Nikt nie spodziewa siÄ™ fali oÅ›lepiajÄ…cego bÅ‚Ä™kitu, która nagle zalewa caÅ‚e pole bi-twy.AtakujÄ…cy i obroÅ„cy, GÅ‚Ä™bianie, skrzydlaci, żoÅ‚nierze Siewcy porzucajÄ… broÅ„, leżąw bÅ‚ocie i krwi, twarzami ku ziemi, nie myÅ›lÄ…c, nie rozumiejÄ…c, nie mogÄ…c drgnąć.ZwiatÅ‚o jest krzykiem.Ze szczeliny w niebie pÅ‚ynÄ… zmiennoksztaÅ‚tne, przejrzyste kÅ‚Ä™bybÅ‚Ä™kitnej materii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]