[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy śmierć przyjdzie do takiego człowieka, kłoni mu się głęboko do kolan i mówi: „Pójdźmy już!” - On zasię pyta: ?Czy daleko?” „Jeszcze dalej…” - odrzeknie mu śmierć.?Pozdrowiona więc bądź w domu moim jak siostra, co brata swego przyszła nawiedzić! Pozwól mi tylko, o śmierci, uśmiechnąć się”.Wzdryga się śmierć, na uśmiech bowiem trzeba czekać nieraz lat sto albo nieraz l więcej, więc mu patrzy w oczy długo i badawczo, waży w myśli, potem mówi: „Widzę duszę twoją, a na dnie jej samym jest uśmiech, przeto go wydobądź z toni, jak rybak perły wynosi z topieli, i umrzyj…” - Tedy umiera ten człowiek jak dziecko, któremu się śnią kwiaty i błękitne ptaki, słońce albo serce matczyne.Jak ów umarły wyglądał mędrzec w tej chwili, z twarzy zaś padł złoty odblask na wielką nędzę jego ciała i jego szat, tak że cały był w pozłocie i jakby wyniesiony ponad ziemię.Takim go znalazł wielki wezyr, który przyszedł, aby w imieniu kalifa wezwać mędrca na sądy; pochylił się nad nim i zanim dotknął jego ramienia, rozmyślał:- Możeż to być, aby ten ogon wielbłądzi był mędrcom, który sądzić ma ludzi dostojnych? Tak to będzie, że rzezimieszek, co ukradł muła, i przez niego będzie sądzony, w pysk mu plunie i prosić będzie, aby go powieszono bez sądu, byle z ust tego zdechłego szakala nie słyszeć wyroku.Kalif rozum zgubił dawno, teraz zaś zgubił oczy albo mu je ukradł szeik, który kradnie wszystko, co tylko błyszczy… Ciekaw też jestem (myślał wezyr uśmiechając się z zadowoleniem), co byś, wieprzu, kazał uczynić ze mną, gdybyś miał nade mną władzę?- Kazałbym cię powiesić! - rzekł nagle mędrzec, który oczy otwarł przed chwilą, od powiadając na pytanie, które chyba Allach słyszał (gdyż dzień był pogodny i żadnej na świecie nie było wrzawy), lecz go nie mógł słyszeć on, nie było bowiem powiedziane słowami, lecz wyrażone wielką tajemnicą myśli.Zatoczył się wielki wezyr, jak raniony z nagła zwierz, i pobladnął tak bardzo, jak trwożliwa kobieta, której nagle odkrył ktoś łono; oczy mu wyszły na wierzch, usta zaś otwarły się szeroko, tak że można było ujrzeć dwa zielonego koloru zęby, nie tak piękne jako dwa szmaragdy, lecz przez swą opuszczoną samotność dostojne.- Zmartwiał w trwożliwym ruchu i tak trwał długo, zanim jeden zielony ząb uderzył o drugi, chcąc szczęknąć; słychać było jednak tylko charczenie z gardzieli, jakie często wśród księżycowej ciszy pustyni wydaje parszywy szakal, dławiąc się kością zdechłego konia, potem dopiero jedno słowo, drugie z otchłani ciągnąc za turban, dobyło się na wargi.- Co… wiesz… o mnie?Uśmiechnął ale stary człowiek.- Łaski! - jęknął wezyr - słyszysz szelest myśli i jesteś najmędrszym wśród ludzi.Oo! oo! - lecz ja myślałem tak umyślnie (dodał chytrze), chcąc się przekonać, czy naprawdę, jak słyszałem, czytasz myśli i widzisz wnętrze serca; spojrzyj jednak głębiej jeszcze, a ujrzysz, że mam dla ciebie wielką cześć i gotów ci jestem dać dziesięć nie obrzezanych cekinów, abyś wiedział, jak cię miłuję.- Wielki wezyrze - odparł mu mędrzec nie widziałem twoich myśli, lecz widziałem twoje oczy, ty bowiem myślisz oczyma.Powiedz mi teraz, po co przyszedłeś?- Kalif ciebie przyzywa, abyś rozsądził wielką sprawę; jeśli jest taka twoja wola, podnieś szlachetne swoje ciało i każ mu się udać na dziedziniec, gdzie władca mój pali fajkę i głęboko rozmyśla.Ostrzegam cię, że jest zły, a oczy jego ciskają błyskawice, kazał bowiem przed godziną zarżnąć kucharza, znalazłszy w smakowitej potrawie szmat starego turbanu żółtego koloru, którego najbardziej sułtan nie znosi.Pójdź ze mną, panie!Rzekłszy to, zgiął się w pokorze i szedł naprzód, za nim zaś stąpał stary człowiek, niosąc na twarzy swój uśmiech, jak zbiedzony niewolnik, co niesie szczęśliwą wieść swojemu panu, strapionemu bardzo.Ujrzał kalifa siedzącego z pochyloną głową, nad którą sługa powiewał ogromnym wachlarzem strusich piór, odpędzając słońce i muchy; wielu dookoła stało dostojników pysznych bardzo i ‘srogich, każdy zaś miał diament w spięciu turbanu albo inny bezcenny kamień, jak gdyby słońce rozbili młotem na okruchy i każdy jedną słoneczną wziął część.Wszyscy „wydęli usta z wielką pogardą na nowego patrząc ulubieńca, co się właśnie zbliżył do pańskiej osoby bez trwogi na twarzy i czci mu nie oddawszy w pokłonie, rzekł:- Oto jest sędzia - kalifie, każ teraz ze swego orszaku wystąpić złoczyńcom.Słysząc słowa tak bezczelne, ten i ów sięgnął po kindżał, inny zaś począł targać czarną brodę, jak wiejska kobieta targa len, wielu jednak spojrzało z trwogą na kalifa, przybladłszy.Temu się jednak podobały owe słowa, gdyż ? wielki kłąb dymu wypuścił z ust, a z dymem te pomieszał słowa:- Sądzić będziesz w moim obliczu pięć niewiast, które były w haremie sługi mojego Hassana.- Czemuż ten ich nie osądził, jeśli uczyniły cokolwiek złego?- Albowiem się obwiesił z rozpaczy; kazałem jednak już umarłemu dać sto bambusów, albowiem nie zapłacił był podatku, co powinien był uczynić przed śmiercią.- Cóż zaś uczyniły jego żony?- Pięć żon Hassana oddało sromotnie swoje ciało innemu, co może zaświadczyć czcigodny Abd ul Moshed, który się jednak nie zjawił, dziwnej bowiem dostał choroby: oto się zamknął w stajni ze swoim osłem i z nim tylko rozmawia, zaś od czasu do czasu wyrywa sobie brodę, niezmierną jakąś tknięty rozpaczą.Czy pojąłeś sprawę?- Nie mógł jej pojąć Hassan i dlatego się obwiesił, lecz nie moje to były żony, więc ją rozumiem i chętnie rozsądzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •