[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przetopiwszy w tych wierszach niegroźne, a „straszliwe” młodzieńcze oburzenie na „ospały i gnuśny, zgrzybiały ten świat” i rzuciwszy klątwę na całą ludzkość, która o tym na szczęście nie wiedziała — Perz zaczął się śmiać.Ja zetknąłem się bliżej z Perzem w 1908 w Paryżu, kiedy mnóstwo młodych Polaków od pędzla i dłuta, i pióra grało w bilard w knajpie na Montparnassie i zbijało złote polskie bąki.Szalał tam już wtedy Wieniawa, szlachetny w każdej dziedzinie dyletant, jednego miesiąca malarz, drugiego rzeźbiarz, trzeciego próbujący pisania scenariusza do komicznego w owym czasie filmu.Perz, zagadnięty, po co’ się zjawił w Paryżu, odrzekłby zapewne słowami z Wesela: „ja się patrzę i miarkuję…” — Patrzył bystrze, a miarkował wszystko.Blady, łysawy, chudy, z wiecznym uśmiechem na ustach, milczący i przenikliwie mądry.Czasem odezwał się złośliwie, ale czynił to z miną tak niewinną i z takim rozbrajającym humorem, że mu potrzeba było pozwolić na wszystko.Perzyński, wyborny komediopisarz, był odkryciem Tadeusza Pawlikowskiego, wonczas dyrektora teatru krakowskiego.Przedziwna historia tego odkrycia wyglądała tak: w tej samej krakowskiej knajpie przy jednym stoliku pil szampana Pawlikowski w towarzystwie uprzywilejowanych przyjaciół, przy drugim pił podejrzany koniak Stanisław Ostrowski (na kredyt) i młody współpracownik ,,Głosu Narodu”, poeta Włodzimierz Perzyński (na bardzo naciągnięty kredyt).Poeta przyznał się przyjacielowi, lepiącemu w glinie bałwany, że ma dobry temat do komedii.Ostrowski, zacny kompan i wesoły brat–łata, znał Pawlikowskiego, przeto stante pede oznajmił mu, że oto ten Chudogęba, z którym pije fałszywy koniak, posiada prawdziwy talent i że pracuje nad komedią.Pawlikowski przyjrzał się różowym wzrokiem — po szampanie spojrzenie zawsze przybiera tę barwę — obiecującemu młodzianowi i poprosił wdzięcznie, by mu młodzian dał szkic utworu.Przyjemnie zawiany Perz napisał na serwetce z bibułki kilkanaście zdań.Pawlikowski przeczytał uważnie, jeszcze uważniej przyjrzał się Chudogębie i zadowolony, pogładził się po brodzie.W kilka chwil po tym Perz pił już szampana, a na pożegnanie otrzymał od magnata Pawlikowskiego — 400 — słowami: czterysta guldenów zaliczki na komedię pt.Lekkomyślna siostra.Niebo otwarło się nad głodomorem.O świtaniu ptaki na Plantach rozgłośniej śpiewały niż zazwyczaj.Przez dni kilka trwożył się Kraków, że w nim zabraknie czarnej kawy i koniaku.Perz zjadł tego dnia trzy obiady, jeden u Hawełki, drugi u Wencla, trzeci w Saskim.A po tym z furią zabrał się do pisania i stworzył swoje arcydzieło.Zagrane później we wspaniałej obsadzie (żyje z niej tylko Adwentowicz — nieporównany „niebieski ptak Olszowski”) — we Lwowie, przyprawiło nas o obłęd radości.Z Lekkomyślną siostrą pojechał teatr Pawlikowskiego do Kijowa i osiągnął zawrotny zgoła tryumf i u Polaków i u Rosjan.Perz był po siedemkroć razy szczęśliwy.Pojechał też do Kijowa, rzecz dziwna jednakże, że nigdy nie mógł sobie wyraźnie przypomnieć, co się tam z nim działo.A to było jeszcze dziwniejsze, że inni aktorzy też stracili pamięć.„Polski książę meiningeński”, Pawlikowski, starał się coś sobie po powrocie przypomnieć, ale też mu się ,nie udało.Perz, niespodzianie wzbogacony, zaczął podróżować.Był nawet w Egipcie z bardzo zamożnym przyjacielem.z którym po przyjacielsku przesiedział dni kilka w dość niechlujnym egipskim areszcie, taka ich bowiem obydwóch ogarnęła radość życia, że gromadzili przed kawiarnią kilka ulicznych orkiestr i każdej kazali grać co innego, ale równocześnie, mącąc nieznośnie powagę egipskiej stolicy i wywołując ogromne zbiegowisko.Perz miewał dość niezwykłe pomysły… Następnie siedział czas dłuższy, na szczęście już nie na więziennej słomie, w Szwajcarii.Był wtedy żonaty i temu zapewne zawdzięczać należy, że powrócił „na Ojczyzny łono”.Ze Szwajcarii otrzymałem od Perza uszczęśliwioną, radośnie zdyszaną depeszę, w której mi dziękował za recenzję o Szczęściu Frania.Na lwowskiej scenie komedia ta miała równie świetną obsadę, jak Lekkomyślna siostra.Aktorowie grywali z pasją w utworach Perzyńskiego, czując w nich ludzi żywych, nie papierowych.Nieodżałowany Jan Nowacki był Franiem równie wzruszającym swoją śmieszną niedolą, jak później niezrównany w tej roli Jaracz lub Brydziński.Każdy z nich wywiódł z humoru Perzyńskiego ten cień głębokiej melancholii, który się w nim chowa jak w kolczastej skorupie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]