[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszył więc nagle pełen otuchy, że wreszcie zwierzy się komuś,że odda sam siebie w bezpieczne, opiekuńcze ręce.I niech go szybko skażą, a za morderstwa jest czapa,więc niech go skażą i powieszą od razu na amen.Tylko po co było to wszystko przechodzić, żeby terazumrzeć jak zbrodniarz.Ale to już nie jego sprawa, on nie wie, nawet się nie domyśla.Jakiś Bóg bierze za toodpowiedzialność, jacyś bogowie, bywalcy uczt z oliwkami i winogronami, niech im będzie.Zorientował się, gdzie jest, po Górze Anny.Był daleko od miasteczka, jakieś sześć kilometrów.Nieopodalbiegł stary szlak turystyczny i jeszcze w zeszłym roku chodził tu z młodzieżą.W dole płynął strumień, a nadnim stał niezwykły, kamienny, łukowaty mostek.Na mapie był oznaczony jako Most Księgowego.Tak,wiedział, gdzie jest.Ten złożony z kilku domów przysiółek to Pietno.Stąd prowadzi droga prosto do szosyi do miasta.Przyspieszył kroku i potem zaczął biec.W Pietnie tuż za mostem, na małym podmokłym błoniu stała grupa milczących ludzi.Gdy zobaczyli ErgoSuma, poruszyli się i między ich nogami Ergo Sum zobaczył wielkie ciało martwej krowy.Leżała na bokuz rozprutym brzuchem, po mokrej od krwi trawie ciągnęły się wnętrzności.Ergo Sum odruchowo złapał sięza usta, ale nie potrafił się już zatrzymać, musiał tam podejść.Ludzie odstąpili mu kawałek miejsca.Wszyscy mieli szare, brzydkie twarze, siwoszare włosy i spierzchnięte wargi. Pies zagryzł krowę , powiedział stary z niesymetryczną twarzą. Pies Bobola , dodała kobieta z maleńkim dzieckiem. To nie mój pies.Był przywiązany.To był chyba Bobol, ale zaraz rzucił się do niego wiórowaty facet z papierosem: Gówno, dopiero teraz go przywiązałeś. Bobol nie pilnuje swoich psów.Nawet nie wie, ile ich ma , stwierdził stary i spojrzał na Ergo Suma.Ergo Sumowi zrobiło się słabo, bo już wiedział, co się stało.Chyba nawet znajdował w myślach jakieś śladynocnych wspomnień albo może mu się zdawało.Byłby krzyknął, wrzasnął, zawył, ale chwycił się za gardło.Był to niezwykły gest, bo ludzie popatrzyli na niego z ciekawością.Wtedy z grupki oderwał się Bobol, którywyglądał jak krasnal  był mały, krępy i zarośnięty.Zdecydowanie podszedł do dużego czarnego psa nakrótkim łańcuchu.Pies zaskomlił i przypadł do ziemi, pewnie węchem poczuł swoją śmierć.Bobol podniósłgrube polano, zamachnął się i rąbnął go w łeb.Pies krzyknął tak przenikliwie, że niektóre kobiety drgnęły,a potem miękko przewrócił się na bok i znieruchomiał.Spod głowy zaczęła płynąć krew.Wtedy Ergo Sum uklęknął na mokrej trawie, przy ciele krowy i między nogami szarych ludzi  i zaczął łkać.Ludzie patrzyli na niego zdziwieni i wymieniali między sobą ironiczne spojrzenia.Ich stalowe oczybłyszczały. Człowieku, wezże się w garść.Nad czym pan płaczesz, nad krową czy psem? Ludzi pan nie żałujesz? Ergo Sum podniósł oczy do twarzy starego i szukał w nich współczucia.Może nawet myślał, że go tenmężczyzna przytuli do piersi, a jego brudna kapota zbierze z twarzy Ergo Suma łzy.Ale oczy chłopa były jaknoże.Szedł już główną ulicą, ale był jeszcze na przedmieściu.Mijał zamkniętą o tej porze knajpę  Lido i strzępkijego myśli fruwały wokół Platona.%7łe był mądry i spokojny jak grecki bóg, nie, to złe porównanie, greccybogowie nie byli bowiem mądrzy i spokojni.Ale świat był wtedy inny, nie wiadomo, za czyją sprawą, słońceświeciło na złoto i brzoskwiniowo, oliwkowe drzewa zieleniły zbocza, ludzie mieli jasne skóry i białe szaty.Tawizja nasuwała się na martwą krowę, zabitego psa i twarze tych ludzi w Pietnie.Jedno mieściło sięw drugim, nie wiadomo jak, ale tak właśnie było.Jedno było częścią drugiego.Platon i jego rękapodnosząca do złotych ust oliwkę oraz Pietno stanowiły prolegomenę do przyszłości Ergo Suma.Ludzie oglądali się za nim, ale ich nie doceniał  robili to dyskretnie, spod oka, pewnie tak, żeby go niekrępować.Kilka razy usłyszał:  Upił się! Pan profesor się upił.Zaciskał zęby i już był na skrzyżowaniu przyświętym Nepomucenie, kiedy przyszło mu do głowy, żeby się umyć przed pójściem na milicję, więcautomatycznie skręcił w stronę domu.Drzwi klatki schodowej zamknęły się za nim miłosiernie.Ergo Sumprzycisnął brudne pięści do oczu, bo czuł, że nie będzie umiał zatrzymać łez.Co zrobiłby Platon w takiejsytuacji? Czy to w ogóle możliwe?  Zabiłby się , odpowiedział sobie Ergo Sum.Podciąłby sobie żyły jakPetroniusz, zrobiłby to na uczcie, wśród przyjaciół, w jasnych przestrzeniach, gdzie złote powietrze, wino,oliwki i tak dalej.Umierając żartowałby, jak Sokrates.Ach, jak bardzo Ergo Sum potrzebował śmierci.Pojawiła mu się jako obraz jego samego dyndającego nasznurku na werandzie.Ale Ergo Sum ani się nie zabił, ani nie poszedł na milicję.Krzesło w kuchni, to samo, do którego takstarannie się przywiązywał, miłosiernie przyjęło jego zmęczone tą straszną nocą ciało.Siedział na nim bezruchu do rana.Rano umył się tylko, spakował do tekturowej walizki parę spodni, trochę bielizny i sweter, zamknął swojemieszkanie na klucz, a potem z powrotem ruszył za miasto, do Pietna.Tam udało mu się przekonaćkarłowatego Bobola, że każdy chłop potrzebuje silnego parobka, choćby po to, żeby zakopywać padlinę.Bobol patrzył na niego podejrzliwie, ale gdy wyszło na jaw, że parobek nie chce pieniędzy, tylko kąta dospania i coś do jedzenia, zgodził się i jego szare oczy zabłysły przebiegle jak u wilka.%7łycie w połowie odbywa się w ciemnościTak jest, czy się o tym wie, czy nie.Czy się to akceptuje, czy nie.Czy się z tym zgadza, czy nie.Alewiększość ludzi pamięta noc tylko z powodu bezsenności.Gdy ma się mocny sen, w ogóle nie wie się, co tojest noc.Ergo Sum stał się Bronisławem Sumem, panem Bronkiem.Z ulgą powitał to nowe normalne imię.Ludziew Pietnie poprzedzali to imię słowem  pan , bo wciąż miał jeszcze delikatne ręce i siwe skronie.Tylko Bobolwołał na niego Bronek, gdy trzeba było wyrzucać gnój z obory, nosić wodę dla krów, przewracać siano,które w Pietnie nigdy nie mogło wyschnąć do końca z powodu niewiarygodnej wilgotności terenu.Pan Bronek musiał teraz wstawać o świcie i doić krowy.Nauczył się od razu  trzeba było tylko zobaczyćwymiona krowy jako mięsiste zbiorniki z płynem i palcami delikatnie wypychać je w dół, aż biały strumyczekzadzwonił o ścianki wiadra.Potem pił to mleko, było ciepłe i pachniało gnojem.To było jego śniadanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •