[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy kiedykolwiek cenił wszystko, co ma, równiewysoko, jak Isabel umiała docenić tę odrobinę, jaka163 przypadła jej w udziale?Czy kiedykolwiek cieszył się chwilą, tak jak Isabelcieszyła się nią obecnie? Spojrzał wstecz na trzydzieścipięć lat swego życia.Szarość, nuda, zwyczajność aż dobólu.Nigdy nie było w jego życiu nic szalonego, nigdy nierozbrzmiewał w nim szczery śmiech, nigdy radość nierozpalała jego serca.Jeszcze siedem dni temu uważał się zabogacza; patrząc obecnie na Isabel, słysząc jej niski,gardłowy śmiech, czuł się nędzarzem.Wszystko, co cenił -pozycja, majątek, obowiązki - przypominało więzienie.Czyżby przez wszystkie te lata był w błędzie?O szczęście! Celem jesteś naszego żywota!Czytał wszystkie dzieła Pope'a, a jakoś przeoczył tentryumfalny okrzyk.Szczęście.On, ze swoją posiadłością,stadniną, z którą żadna inna nie mogła się równać, wielkimdomem i sztywną, nienaganną służbą nie wiedział oszczęściu nic, podczas gdy Isabel - bez dachu nad głową,bez rodziny czy jakichkolwiek innych akceptowanych formstabilizacji - wskakiwała radośnie w każdą rolę, jakąprzychodziło jej zagrać, i nie pomijała ani jednej uncjiszczęścia, jaką oferowało jej życie.Właściwie lubił te jej maskarady, wyzwania, jakiesię z nimi wiązały, zabawę, jakiej dostarczały.Na początkuich znajomości próbowała od czasu do czasu wciągnąć ijego w tę zabawę, on jednak odmawiał.no, w każdymrazie do niedawna.Uśmiech zaigrał na wargach księcia.Odgrywanie roli znieważonego pana Beasley'a,besztającego tego łamagę porucznika, było wręcz.rozkoszne.Oczy księcia rozszerzyły się ze zdumienia, gdydokonał tego zaskakującego odkrycia.A więc, być może,był jeszcze dla niego ratunek.164 Markiza odwołano na bok, musiał bowiem spotkaćsię z agentem nieruchomości, jego małżonka zaprosiła więcsir Howarda jako partnera do wista.Posłusznie zająłmiejsce przy stoliku, ale jego myśli bujały daleko od kart.Kiedy parę godzin pózniej udawali się na kolację, markizażartobliwie skarciła go za brak koncentracji, w następstwieczego przegrała do księcia i księżnej dwieście funtów.- Ale przecież North.to znaczy sir Howard nigdynie przegrywa w karty! - zawołał markiz, który szedł zanimi.- To uroda twojej żony mnie rozpraszała, Beaufort, idlatego nie byłem w stanie jasno myśleć - odparł gładkoBrett.- Właśnie dlatego Kate i ja jesteśmy tak dobranymipartnerami przy karcianym stoliku - powiedział markizjowialnie.- Ona tak dekoncentruje przeciwników, że tracąkontrolę nad swoimi posunięciami.Wygrałem dzięki niejdwa razy tyle, co przegrałem w czasach kawalerskich.- Ku pożytkowi twoich spadkobierców, bezwątpienia - mruknął Brett, podprowadzając markizę dokrzesła.- Złośliwy się pan zrobił, odkąd widzieliśmy sięostatnim razem, sir Howard - zauważyła markiza zfiglarnym uśmiechem.Brett usiadł po jej prawej ręce, za drugą towarzyszkęmając lady Adelle.Jego obowiązkiem było zabawiać obiepanie, wywiązał się jednak z tego zadania nieszczególnie.Przez cały bowiem czas umysł księcia zajęty byłanalizowaniem paru kwestii, które dotąd bynajmniej go niezaprzątały.Wtem dał się słyszeć wybuch perlistego śmiechu.Uniósł głowę.Wdowa Beaufort, o przybranych rubinami165 białych włosach, siedziała naprzeciwko, trzęsąc się ześmiechu, obok niej zaś Isabel, z chochlikami w oczach,szeptała jej na ucho jakąś najwyrazniej skandalicznąhistorię.Markiza była wychowana na wsi i podobnie jak jejsyn nie grzeszyła nadmierną bystrością.Dwuznaczneżarciki były dla niej niczym greka.Isabel podbiła jej serceopowieścią o człowieku z Sussex, który tak pragnąłzwyciężyć w lokalnych wyścigach koni, że trzymałswojego czworonożnego zawodnika w salonie, bo w stajnibyły przeciągi.Od tej pory wdowa nie odstępowała Isabelna krok, Isabel zaś wydawała się w pełni zadowolona ztego stanu rzeczy.Nikt, jak sądził książę, nie mógł czuć się dobrze uboku tej nudziary dłużej niż kwadrans, toteż w pełnidoceniał fakt, że Isabel tak wytrwale dotrzymywała jejtowarzystwa.Gdy wdowa przez chwilę zaszczyciła swojąuwagą Jamiego, który siedział po jej lewej stronie, Isabelzwróciła się do gospodyni przyjęcia:- Pani teściowa, madam, poinformowała mnie, żemarkiz starał się o panią cały rok, zanim wreszcie zgodziłasię pani go poślubić.- A jakże! - w orzechowych oczach markizy zaigraływesołe ogniki.- Miałam chęć odpowiedzieć  tak już napierwszą propozycję, jaką.uczynił mi po tygodniuznajomości, ale uważałam, że nie należy okazywaćnadmiernego zapału.Mężczyzni lubią walkę, no i chciałam,by doceniał fakt, że należę do niego.- I niewątpliwie tak jest, madam - zapewniła jąIsabel.- Ale czyżby to oznaczało, że wszystkie te stareporzekadła o polowaniu na mężczyznę, dopóki wreszcie niezłowi on kobiety, były prawdziwe?- Kto panu zdradził ten kobiecy sekret?166 - Mój wuj jest niezwykle doświadczony, jeśli chodzio tajemnice tego świata - mruknęła Isabel, błysnąwszyokiem w kierunku Bretta.Czyżby zamierzała uczynić ten posiłek dalszymciągiem jego pokuty?- A więc to pani wybrała markiza na męża?- Naturalnie - odparła markiza.- Był tak odmiennyod innych mężczyzn.- Bogatszy?Książę Northbridge zbladł nad swoimi szparagami.- Ależ skąd! - zaśmiała się perliście markiza.-Miałam wystarczająco duży posag.Mogłabym poślubićnędzarza a i tak żylibyśmy dostatnio.Zresztą wcześniejinteresował się mną książę, dwóch hrabiów, wicehrabia.Mogłam wyjść za każdego z nich.Nawet pełen rezerwyksiążę Northbridge tańczył ze mną raz i drugi na przyjęciuw Almack's.- No nie! - mruknęła Isabel.- I nie rzuciła się pani naniego?- Nie wystąpił z żadną propozycją.- Był idiotą, madam - powiedziała Isabel zprzekonaniem.- Całkowitym idiotą.- O, tak - odparła markiza, spoglądając zrozbawieniem na księcia.Chcąc nie chcąc, musiał równieżsię uśmiechnąć.- Istotnie, był.Niemniej nie sądzę, bymkiedykolwiek za niego wyszła.Był zanadtosamowystarczalny, rozumie pan.Nie potrzebował mnie, aja lubię być potrzebna.- I dlatego markiz Beaufort?- Był kompletnie zabłąkany na morzu tego świata,biedactwo.I uwielbiał mnie.To mocne połączenie.Proszęzapamiętać moje słowa, panie Langford: mało która kobieta167 oprze się temu, że jest uwielbiana i potrzebna.Rzuciłabymmu się do stóp, gdybym nie była dostatecznie rozsądna.- Sądzę, markizo, że sprawiła pani, iż to on rzucił siędo stóp pani?- Naturalnie, panie Langford [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •