[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-- Nic ci się nie stało?- W porządku, proszę pana - odkrzyknął pielęgniarz.- Zaraz będę z powrotem!- Co to było? - spytał Jack Hughes.- Błyskawica-która-widzi - odparł szaman.- To właśnie zabiło twoich przyjaciół, Harry.Spodziewałem się, że Misquamacus spróbuje czegoś takiego, gdy tylko Wolf oddali się ode mnie, więc odchyliłem ją.- Uderzyła cholernie blisko - stwierdził Jack.- Ważne, że chybiła, a nie o ile - zauważyłem.Zapalnicz­ka nie dawała już prawie światła i wytężałem wzrok by zobaczyć, co się dzieje w pokoju Karen.Słyszałem jakieś szurania i stuki, lecz nie widziałem niczego.Znów okryła nas ciemność.Trzymaliśmy sobie nawzajem ręce na ramionach, by się nie rozdzielić.Pomagało to także skoncentrować nasze myśli na powodzeniu zaklęć Śpiewającej Skały, gdy tylko będzie je rzucał.W całkowitej czerni czujnie nadstawialiśmy uszu na najlżejszy nawet szmer.Po chwili usłyszeliśmy, że Misquamacus intonuje jakieś zaklęcie.- Co on robi? - szepnął Jack.- Coś, czego się bałem - odparł Śpiewająca Skała.- Przyzywa indiańskiego demona.- Demona? - nic dowierzał Jack.- To nie jest dokładnie demon w europejskim sensie, lecz jego indiański odpowiednik.Jeden z pradawnych.- Czy wiesz, którego konkretnie przywołuje? - spytałem.Śpiewająca Skała wsłuchał się uważnie w chrapliwą, niewy­raźną inkantację.- Nie wiem.Używa imienia z języka swego plemienia.W całej Ameryce Północnej demony są te same, lecz każdy szczep nazywa je po swojemu.Imię tego, o którego mu chodzi brzmi chyba Kahala, albo K'malah, Nie jestem pewien,- Jak możesz walczyć z demonem, jeśli nie wiesz z którym masz do czynienia?Wyobraziłem sobie posępną, pooraną zmarszczkami twarz Śpiewającej Skały.- Nie mogę - odrzekł.- Muszę poczekać, aż się objawi.Wtedy zobaczę.Skupieni blisko siebie czekaliśmy na przybycie pradawnego upiora.W ciemności widzieliśmy blade migotanie zielonkawe­go światła z pokoju Karen i wijącą się smugę białego dymu.- Czy tam się pali? - zdziwił się Jack.- Nie - wyjaśnił Śpiewająca Skała.-- Z tego dymu formuje się manitou.To coś w rodzaju ektoplazmy z europej­skiego spirytyzmu.Zielony blask znikł i usłyszeliśmy dobiegające z pokoju dźwięki.Najpierw zgrzyt, jakby twardych szponów drapiących powierzchnię podłogi, później głos Misquamacusa.Mówił przez co najmniej parę minut, a potem, ku memu przerażeniu, ktoś mu odpowiedział skrzeczącym, nieziemskim głosem, gar­dłowym i ostrym.- Każe demonowi nas zniszczyć - szepnął Śpiewająca Skała.- Teraz, cokolwiek się stanie, trzymajcie się blisko i nie próbujcie uciekać.Jeśli pobiegniecie, wyjdziecie spod mojej osłony.On was dostanie.W mózgu zadźwięczał mi wers ze “Starego marynarza" -- o człowieku, który raz się obejrzał, a potem już nie odwraca głowy “bo wie, że tuż za nim kroczy demon straszliwy".Odgłos zgrzytania szponów po podłodze zbliżał się do nas.W mroku dostrzegłem wysoki, czarny cień stojący w drzwiach.Zdawał się podobny do człowieka, a jednocześnie zupełnie odmienny.Wytężyłem wzrok i dostrzegłem coś jakby łuski i szpony.- Co to jest.? - syknął Jack.- Demon, którego my nazywamy Jaszczurem--z-Drzew- odparł Śpiewająca Skała.- To zły manitou puszcz, lasów i wszystkich drzew.Misquamacus wybrał go pewnie dlatego, że wie, iż pochodzę z równin i nie potrafię okiełznać demonów lasu.Mroczna istota ruszyła w naszą stronę.Z jej gardła wydo­bywał się cienki, owadzi świergot.Śpiewająca Skała natych­miast sypnął proszkiem, prysnął magicznym płynem i za­grzechotał kośćmi.Demon zatrzymał się nie więcej niż pół, może metr przed nami.- Udało się - stwierdził Jack.- Powstrzymał go pan.- Nie zabije nas, gdyż moja magia jest dla niego za silna- Śpiewająca Skała z trudem chwytał oddech.- Ale od­mawia powrotu w otchłań bez ofiary,- Ofiary? Czegóż on chce, do diabła!- Kawałka żywego ciała.To wszystko.- Co? - jęknąłem.- Jak możemy mu go dać?- To może być cokolwiek - rzekł Śpiewająca Skała.- Palec, ucho.- Nie mówisz poważnie - stwierdziłem.- Bez tego nie odejdzie.A ja nie potrafię go utrzymać zbyt długo.Albo dostanie czego chce, albo rozerwie nas na strzępy.Nie żartuję.To stworzenie ma dziób, jak ośmiornica albo pterodaktyl.Może rozedrzeć człowieka jak worek fasoli.- W porządku.Ja to zrobię - oznajmił spokojnie Jack.Śpiewająca Skala odetchną! głęboko.- Dziękuję panu, doktorze.To potrwa tylko chwilę.Niech pan wyciągnie rękę w jego stronę.Niech pan mu da mały palec.Proszę zacisnąć pozostałe.Postaram się utrzymać resztę pańskiej dłoni wewnątrz kręgu mojego czaru.Gdy tylko ugryzie, proszę natychmiast cofnąć rękę.Nie chce pan prze­cież, żeby zabrał coś więcej.Czułem, że Jack drży, gdy wyciągał rękę ku mrocznemu cielsku Jaszczura-z-Drzew.Słyszałem ostre jak brzytwy szpony drapiące podłogę, gdy coraz bardziej i bardziej wysu­wał dłoń, i cienki świergot oddechu demona.Coś zaszeleściło gwałtownie, pazury obśliznęły się po pod­łodze korytarza.Potem rozległo się przerażające chrupnięcie.Nie chciałbym usłyszeć go po raz drugi.- Aaaaahhhhh! - wrzasnął Jack i osunął się na ziemię między nami.Czułem jak ciepła krew oblewa mi nogi i rękę, którą wyciągnąłem, by mu pomóc.- Aaahh, psiakrew, diabli, aaahh, psiakrew - krzyczał.- O Boże, odgryzł mi rękę! Odgryzł mi tę cholerną rękę! Jezuu!Przyklęknąłem wyciągając chusteczkę.Namacałem w ciem­ności poszarpaną ranę i obwiązałem ją najlepiej jak potrafi­łem.Z tego co czułem dotykiem, dziób demona oderwał mu przynajmniej dwa, może trzy palce i połowę kłykci.Ból musiał być nie do wytrzymania.Jack Hughes łkał i skręcał się.Śpiewająca Skała także przyklęknął.- Stwór odszedł - wysapał.- Po prostu rozwiał się i zniknął.Ale nie wiem, jakiego ducha teraz wywoła Mis­quamacus.Ten był tylko pomniejszym demonem.Istnieją o wiele gorsze manitou.- Śpiewająca Skało - powiedziałem.- Musimy zabrać stąd doktora Hughesa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •