[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wspaniale! — zachwycał się Cortejo.— A więc możemy zejść na dół i zobaczyć ich?— Rzecz jasna, senior.Kiedy przywitacie się z Pablem i Josefa, będziecie mogli zobaczyć moich jeńców.— Ach, to dopiero będzie satysfakcja! Już widzę ich miny na nasz widok.— Na pewno bardzo się ucieszą — szydził doktor.— Więc powiedz, senior, kto tam jest na dole?Hilario po kolei wymienił więźniów.Małego Andre, ponieważ go nie znali, opisał dokładniej.Landola zamyślił się.— Niestety, senior — odezwał się po chwili — to nie wszyscy, którzy muszą zginąć.Ani jeden świadek nie może zostać żywy.Ludzie, którzy zostali wciągnięci w tą sprawę przez Sternaua, Mariana, hrabiego Fernanda czy kogokolwiek z ich otoczenia, są również niebezpieczni jak pana jeńcy.— Racja! — potwierdził Cortejo.— Kto to są ci wszyscy? — zapytał doktor.— A więc — zaczął wyliczać Landola — przede wszystkim Emma i Karia, które były na wyspie.Potem Pedro Arbellez i Maria Hermoyes.A także ci mieszkańcy fortu Guadalupe, którzy znają tajemnicę.Ale to jeszcze nie koniec.Musi ponieść konsekwencje człowiek, na którym pan się nie poznał…— Grandeprise?— Tak.— Ależ on o niczym nie wie!— Był jednak z nami, przejrzał nasze plany i zdradził.Landola kłamał jak z nut, aby w oczach Hilaria maksymalnie pogrążyć przyrodniego brata.— Zdradził? — nie dowierzał doktor.— W jaki sposób?— Niech pan posłucha.W Niemczech mieszkają osoby, które, zdaje się, wiedzą wszystko…— No tak.Hrabianka Roseta i krewni Sternaua oraz sternika Ungera.— Właśnie.Otóż nie tylko wiedzą, ale zaczęli działać.Już od pewnego czasu jest w Ameryce syn tego sternika.Przybył tu z człowiekiem, zwanym Sępim Dziobem, i jeszcze z jakimś mężczyzną.Wpadli na nasz ślad i zaczęli nam deptać po piętach.Chcieliśmy podłożyć nieboszczyka do pustej trumny, w której rzekomo spoczywały od lat zwłoki hrabiego Rodrigandy.Potrzebowaliśmy kogoś do pomocy, no i zaufaliśmy Grandeprise’owi…— Co za nieostrożność! — żachnął się Hilario.— Teraz łatwo to panu mówić.Grandeprise zdradził nas z Ungerem.Porozumieli się z policją, zrobili zasadzkę w grobowcu i nakryli nas na gorącym uczynku.— To chyba cud, że was tu oglądam!— No, jakoś udało nam się uciec.Ale cała stolica wie o tym, co zaszło.A te przeklęte łotry, Unger i jego kompani, na pewno tu dotrą, i to wkrótce.— Skąd mogą wiedzieć, że udaliście się do klasztoru?— Jak to skąd? Grandeprise ma długi język!— To istotnie nieprzewidziana komplikacja.Mogę się znaleźć w kłopotliwej sytuacji.Trzeba więc ich sprzątnąć, gdy tylko tu się zjawią.— Cieszę się, że tak pan uważa.Ale zapomnieliśmy jeszcze o kimś.O tym przeklętym sir Drydenie!— To ten Anglik? Przedstawiciel swego rządu?— Tak.Czy wie pan, gdzie on teraz jest? — zapytał Cortejo.— Zapewne z Juarezem.— Z nim więc rozprawimy się później.Najważniejsza rzecz to zniszczenie tego gniazda os, czyli hacjendy del Erina.— Niełatwa sprawa — westchnął doktor.— Hacjenda jest bardzo rozległa, do tego budynki murowane.— Co pan proponuje?— Mam pomysł — wtrącił Cortejo.— Przecież senior jest lekarzem…— Jaki to ma związek z hacjendą?— Nawet duży.Umie pan przecież przyrządzać rozmaite medykamenty… Wiecie, jak się przygotowuje posiłki w takiej hacjendzie? Dla każdego coś innego według upodobania.Hilario zorientował się natychmiast, co Cortejo ma na myśli.— Państwo jadają na ogół co innego niż vaquerzy i służba — dopowiedział — ale wodę do gotowania czerpie się z jednego wielkiego kotła, stojącego na piecu albo też zawieszonego na łańcuchu nad paleniskiem.— Więc mój plan ma tym bardziej szansę powodzenia! Chodzi tylko o to, aby ktoś pojechał do hacjendy i wrzucił truciznę do tego kotła.Cortejo i Landola spojrzeli na doktora wzrokiem pełnym oczekiwania, on zaś milczał z pochyloną głową.— Chyba istnieje taki proszek czy mikstura — zapytał Landola — której by nie wykryto przy sekcji zwłok?— I to bodaj niejedna — odparł Hilario.— Niezły więc to pomysł, senior Cortejo, ale gorzej z jego wykonaniem.Kogo posłać do hacjendy del Erina?— Ja jechać nie mogę — oświadczył Cortejo stanowczym tonem.— I ja nie — dodał Landola.— Emma Arbellez poznałaby mnie natychmiast.Hm — mruknął, patrząc badawczo na doktora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]