[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z trudem wygramoliła się spod ciężkiego ciała i wstała.Biedny Kong.Jedynym światłem był czerwony blask fosforyzujących ścian.Wieżyczki nisko w dole znów ogarnął cień.W całej wielkiej twierdzy słychać było krzyki i pohukiwania nawołujących się samców, pytania, propozycje, informacje.Dorthy kilkakrotnie o mało nie wpadła na kolejne grupki tych stworzeń, lecz dozorcy byli tak wystraszeni, że na jej widok natychmiast rzucali się do ucieczki, zbiegając do krętej półce lub umykając po czarnych pnączach, zwinnie pomimo przestrachu.Dorthy dwukrotnie sama korzystała z tej ostatniej drogi, żeby uniknąć innych samców, poro­zumiewających się z towarzyszami z innych wieżyczek.Wciąż bolał ją przegub i rękę miała pokrytą zakrzepłą krwią.Jednak obcy impuls w jej głowie szybko gasł, jak woda wsiąkająca w prach.W miarę jak schodziła, przestawała obawiać się, że pozo­stanie tam i to ”coś” zdominuje jej jaźń - fachowo nazywano to załamaniem nerwowym.Zbyt późno przypomniała sobie o włącze­niu nadajnika i natychmiast usłyszała wrzask Andrewsa w umiesz­czonym w jej uchu głośniku.- Jestem tutaj - powiedziała.- Nic mi się nie stało.- Znajdujesz się najwyżej jeden poziom nade mną.Chcesz, żebym tam wszedł?- Nie.Zaczekaj tam, gdzie jesteś.Dorthy szła wzdłuż skraju półki, aż kilka metrów niżej zobaczyła taras na który zeszła po gęstych pnączach.Gdy opuszczała się na dół, Andrews powiedział:- Ależ to były fajerwerki.Cała budowla rozjarzyła się od góry do dołu.- Wiem.Byłam w samym ich środku.- Co ci zrobili?- Ja.- Nie potrafiła tego wyrazić, przynajmniej nie dokład­nie.- Myślę, że dowiedzieli się dosyć, żeby korzystać z twierdzy, a moja obecność obudziła ich instynkty.Poczuli się zagrożeni.Niebezpieczeństwo, instynkt samozachowawczy.Przykro mi.Czułam to tak wyraźnie, ale kiedy teraz próbuję o tym myśleć, wszystko mi umyka.To było zbyt dziwne, żeby mogło trwać.- Uporządkujemy to później - rzekł Andrews.- A teraz wynośmy się stąd zanim znów się coś stanie.- Właśnie to robię - mruknęła Dorthy, ześlizgując się na rampę.W miejscu gdzie półka znikała za zakrętem, stał Duncan Andrews, w rozchylonym płaszczu maskującym.Pomachał do niej; spotkali się w połowie drogi.Kiedy szli w dół, Andrews powiedział jej, że widział kilku samców biegnących do góry.- Trzymałem się od nich z daleka.Co właściwie się stało?- Nie spodobała im się nieproszona wizyta.- Przecież nie mieli nic przeciwko obecności sond Ramaro - rzekł Andrews.- Próbowałem się z nim połączyć.Angel też nie odpowiada.Myślisz, że zniszczyli naszą łączność?- Tak, jeśli nie została wyłączona.Nowe samce czyli twoi dozorcy wykorzystali falę nośną do wysłania impulsu niszczącego wszystkie urządzenia działające poza twierdzą.Dlatego prosiłam zebyscie wyłączyli nadajniki.Nie wiem co jeszcze mogli zrobić.Zaczęła opowiadać o tym jak schwytał ją nowy samiec i wpływie obcej inteligencji.Andiews przyjął to z niedowierzaniem.- Cos nim kierowało Jakby był zdalnie sterowany.Co to było.Ach tak ta inteligencja ktorej obecność wyczułaś juz wcześniej.- Tak - powiedziala -Myślę ze tak.Andrews poskrobał się po głowie.- Tylko dlaczego?Urwał gdyż w zasięgu wzroku pojawiła się jedna z sond.A przynajmniej to co z niej zostało.Jej wypalona skorupa stała na skraju półki dym jeszcze unosił się z popękanego silnika.Środkowa część była rozerwana wybuchem.- To mi wygląda na eksplozię komory paliwowej - orzekł Andrews obejrzawszy próbnik.Wstał i powiedział - Mam złe przeczucia co do Ramaro i jego załogi.Chodź.Zeszli skalną półką w dół nie napotykając innych stadników, a potem przecięli szeroki plac.Świadomość, którą przedtem wyczuwała Dorthy teraz prawie znikła pozostawiając zaledwie niewielki ślad.Dorthy pospieszyła za Andrewsem.Przed nimi ciągnęła się grobla.- Organiczne -mruknęła gdy szli nad brudną woda.- Co takiego? - Andiews gmerał przy nadajniku - Do diabła dlaczego Angel nie odpowiada?- Wydobywa żelazo ze skał, ale nie potrafi magazynować komponentów organicznych.Dlatego musi je tworzyć kiedy są potrzebne.- O czym ty mówisz? Do licha nikt nie odpowiada.- O twierdzy.Ona rośnie, zmienia się.Albo te nowe samce ją zmieniają i formują.Miałeś rację, ona jest w pewnym sensie żywa.Jednak Andrews nie słuchał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •