[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli przez dłuższy czas się nie starzejesz, zaczynasz sądzić, że tak będzie zawsze.Nawet teraz, kiedy prowadzono ich na plac, wyczuwała u Andrewsa to przekonanie.Jego strach był zaledwie powierzchowną warstewką, jak krople oleju błyszczące na wodzie.Kiedy Andrews rozglądał się wokół, z tłumu wystąpił tłumacz, pochylając głowę tak, że kaptur skóry prawie zasłaniał mu twarz.- Ufam, że dowiedziałaś się dość - przemówił - zanim ci.przerwano.Andrews wyzywająco wystąpił naprzód, skrywając niepokój.Kiedy przemówił, Dorthy przez moment spojrzała na tę scenę jego oczami: groźny tłum stadników za ogromną, wygodnie wyciągniętą samicą, czerwone mury i ciemne niebo nad nimi: sąd Minosa u bram Dis.- Podobno chcesz wszystko wyjaśnić - rzekł Andrews.- Na początek może wyjaśnisz nam zachowanie twego ludu w twierdzy.Czy wykonują twoje rozkazy?Zwrócił się do tłumacza, który skulił się i cofnął, zerkając z ukosa na samicę.Dorthy pokazała ją Andrewsowi i powiedziała mu.że to z nią rozmawia.Andrews niezwłocznie zwrócił się do samicy, po­wtarzając pytanie.- Niegdyś miałam na nich wielki wpływ, ale teraz, kiedy posiedli wiedzę, nie jest to już takie łatwe.Dorthy ujrzała samicę w zupełnie innym świetle.Nie jako Buddę, spokojnego i obojętnego, lecz samotną, na pół szaloną królową, czującą, że władza wymyka się jej z rąk.- Gdzie twoje siostry? - zapytała.- Inne, takie jak ty?- Jestem ostatnia z rodu.- Jakie siostry? - spytał Andrews.- Jest ich więcej?- Samice - wyjaśniła Dorthy.- Pamiętasz, co ci mówiłam? Ona jest ostatnim klonem jednego z członków załogi arki, która zasiedliła ten świat.Samica powiedziała przez tłumacza:- We mnie żyją moi przodkowie.Dorthy w końcu zrozumiała znaczenie tej aury czy też chmury wirujących światełek, które wydawały się otaczać samicę: były to obsesyjnie powracające, fragmentaryczne wspomnienia z przeszło­ści.Tylko dlaczego były podzielone, jakby na dwa przeciwne obozy? Andrews rzekł niecierpliwie:- Muszę cię zapytać, jakie masz zamiary.- Nic teraz nie zamierzam robić.Wszystko już się zaczęło.- Co masz na myśli? - Dorthy poczuła lekkie mrowienie budzącego się talentu.Migotliwa aura wokół samicy zdawała się jaśnieć i odsłaniać szczegóły, tak jak oglądana przez teleskop mgieł­ka po wyostrzeniu obrazu zmienia się w gwiaździstą galaktyczną spiralę.Nie uzyskawszy odpowiedzi, Dorthy dodała: - No cóż, jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to wyjaśnij czego dowiedziałaś się o nas na podstawie tgj książki.Wyjęła książkę z kieszeni kombinezonu i rzuciła ją Andrewsowi, który obrócił tom w dłoniach, przeczytał tytuł i ze zdumieniem popatrzył na Dorthy.Samica, najwyraźniej zadowolona z siebie, powiedziała za po­średnictwem tłumacza:- To opowieść o suplikacji i objawieniu.Jak proszące mnie o pomoc dziecko, tak narrator zwraca się do swego mistrza i, wyko­rzystując swoje literackie umiejętności, namawia go do wyjawienia religijnych tajemnic, obiecując unieśmiertelnić go w piśmie, aby przyszłe pokolenia podziwiały jego wiedzę.- Dopóki człek oddycha i patrzeć jest sposobien - mruknęła Dorthy.- Dopóty uczucie żyje i daje życie tobie.- Wasz gatunek jest ograniczony przez czasoprzestrzeń - powiedziała samica - niezwykle ambitny, lecz bezradny wobec śmiertelności osobników.W tych pismach raz po raz wzywa się mroczną boginię, ciemność niebytu.To z nią walczycie.Otaczające ją światło wydawało się teraz jaśniejsze: osobowości przodków wirowały jak iskry w tej poświacie.Pośród nich najjaśniej błyszczał intelekt samicy.Dorthy stwierdziła, że nie był przytłacza­jący, jeśli nie stawiała oporu i pozwalała, by przepływał przez nią, jak światło przez szklaną szybę.Już nie czuła lęku, tylko współczu­cie.Wiedziała, że jeśli zdoła rozwikłać ciemny węzeł w centrum tej poświaty, może uratować ich wszystkich, uporać się z wrogością nowych samców, uspokoić obawy Floty.- A co z tobą? - zapytał Andrews samicę.- Co twoi.krewni, stadniki, chcą osiągnąć, pozostając tutaj?Z rękami na biodrach zrobił krok naprzód.Otaczające samicę stadniki poruszyły się niespokojnie, a te za Andrewsem stanęły po jego bokach.Dorlhy zauważyła, że z czubków ich palców wysuwają się ostre pazury.Andrews zerknął na nich, lecz ogarnięty gniewem zapomniał o lęku.Samica milczała przez długą chwilę.W końcu tłumacz poruszył się i rzekł bezbłędną portugalszczyzną:- Przetrwają.- Ach tak, przetrwają.I nic poza tym.- Jedynym celem życia, jeśli ma ono jakiś cel, jest przetrwanie.Moi bracia i siostry, pasący dzieci na równinach, znajdują cel w swo­im prostym życiu i niczego więcej nie potrzebują.Są częścią tego świata: wszyscy są jednym.Oto ich religia.Nie szukają innego sensu.Tymczasem wasza rasa wierzy, że ekspansja jest wszystkim.Chcecie uciec przed waszym mrocznym przeznaczeniem i wierzy­cie, że cały wszechświat należy do was, chociaż w tak niewielkim stopniu go rozumiecie.- A ty - zapytała Dorthy.- W co ty wierzysz?- Służę mojej rodzinie - odparła tamta i chociaż powiedziała to spokojnie, Dorthy wyczuła nagły zamęt w podwójnej chmurze, w której iskry dawnych jaźni wirowały jak muszki na wietrze, wal­cząc o dominację w umyśle samicy, jak niegdyś dwie frakcje Alea walczyły o dominację zanim poszły własnymi drogami.- Ukrywacie się przed tymi z waszego ludu - rzekł Andrews - którzy wykradli technologię jakiejś wymarłej cywilizacji, praw­da? Czy oni nadal są w jądrze?- Należy założyć, że tak.- Jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić: stawić im czoło.Gdybyście sprzymierzyli się z Federacją.- Brakuje ci wyobraźni i niczego nie próbujesz zrozumieć.Broń używana przez napastników atakujących inne rodziny przekra­cza twoje zdolności pojmowania.Ja posiadam urządzenie, które może zmieniać aktywność słońca - w ten sposób stymulowałam przemianę dzieci w nowych samców - ale rodzina wykorzystująca starożytne technologie uznałaby tę broń za śmieszną.Oni potrafią zatrzymać zachodzące w gwiazdach procesy fuzji równie łatwo, jak wy gasicie palcami płomień świecy.To wspomnienie przekazali mi moi przodkowie, tak więc ja również pamiętam, że uciekając z jądra galaktyki, widzieliśmy orbitujące tam ogromne statki, pozostałoś­ci dawnej cywilizacji, której technologie wykorzystali napastnicy.Wielkość tych pojazdów mierzono w miesiącach świetlnych, a ich wieku mogę się tylko domyślać.My jesteśmy powolnym, konserwa­tywnym ludem.Może nawet głupim, w porównaniu z innymi, które błyskawicznie sięgają gwiazd.Opuściliśmy nasz rodzinny świat, ponieważ zostaliśmy do tego zmuszeni.Zamieszkiwaliśmy go przez miliony lat.Nie wiadomo jak długo, gdyż dzieci nie interesuje historia.Oczywiście, jeśli nie zachodzi taka potrzeba, niewielu z nas korzysta z jakichkolwiek technologii, ale może dlatego przetrwali­śmy tyle wieków.Postęp destabilizuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •