[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozwolił jednak Gollee doradzać sobie przy wyborze ubrań, gdyż Gollee odziany był z umiarkowaną elegancją i w rzeczy doskonałej jakości.Dotąd nigdy nie posiadał więcej niż trzy kombinezony do pracy na Wieży i jedno godziwe ubranie, dlatego z przyjemnością zajął się wybieraniem kostiumu, który subtelnie tonowałby jego obcą karnację skóry, akcentował szerokość barków i podkreślał wyniosłość postawy sprawiając, że jego szczupłe ciało nabrało godnej podziwu prezencji.Wpadły mu w oko modne buty, więc obstalował sobie parę, dobierając — pod czujnym okiem Gollee — rozmiar, kolor i styl.Gollee, uzmysłowiwszy sobie, że zanosi się na naprawdę spore zakupy, porozumiał się z cargo-mistrzem, by ten zarezerwował kokon transportowy i przydzielił numer łoża dokowego, skąd zostaną przekazane na Kalisto przy okazji następnego transportu lub też wcześniej — po wyczerpaniu konta Afry.Ubrany w nowe, ciemnozielone ubranie: miękkie lederenowe buty i modny komplet spodni z tuniką, Afra poprosił o wskazanie średniej klasy restauracji, gdzie można by podreperować nadwątlone siły.— Znam miejsce, które jest w sam raz — po raz kolejny Gollee puścił zuchwałe perskie oko.Wkrótce posadzono ich za stołem w przyjemnej restauracji, wypełnionej dźwiękami cichej muzyki, dyskretnie oświetlonej i doskonale zarządzanej.Natychmiast pojawiło się przed nimi na blacie stolika menu.Spis był dosłownie nie z tej ziemi, bo na liście umieszczono specjały ze wszystkich Centralnych Światów.Okazało się, że Gollee jest osobą o wiele bardziej bywałą, niż wskazywałby na to jego wiek, bez wahania opisywał potrawy, których nazw Afra w życiu nie słyszał.Podczas gdy Afra starał się ukryć swą ignorancję i zmieszanie, Gren podniósł rękę, wzywając kelnera.— Myślę, że wiem, co w tej restauracji może przypaść ci do smaku — rzekł, patrząc uważnie na towarzysza.— Zgoda — pewność siebie Grena, życzliwość, z jaką mu przez cały dzień pomagał, z łatwością przekonały Afrę.Uśmiechnął się smutno.— Nie miałem zbyt wielu okazji do jadania takich kolacji.Kelner obrzucił Afrę zdumionym spojrzeniem, a dodający otuchy uśmiech Gollee stał się niesłychanie światowy.— Rodzinny świat jednego, dla drugiego jest turystyczną Mekką.Mój przyjaciel przybył do nas z Capelli.Czy możemy mu podać półmisek delikatesów, które przekonałyby go do Kuchni Terranae? — wydawało się, że usługujący się waha.— Czy Luciano pracuje dzisiaj?— Luciano?Imię wywarło wrażenie.— Właśnie on — Gollee przytaknął, kiwając uprzejmie głową, tak jakby ustalanie menu z Luciano należało do rutyny.— Czy byłby pan tak uprzejmy przekazać mu, że potrzebna jest nam konsultacja.Luciano, we własnej osobie, pojawił się między półmiskiem przystawek a zupą.Kiedy Gollee dokonał prezentacji, skinął Afrze uprzejmie głową.Afra akurat nabrał w usta niesłychanie ostro przyprawiony kęs i przyłapał się, że zamierza uciec się do telepatii.Zamachał dłonią, wpierw wskazując na pełne usta, a potem dając zafrasowanemu szefowi znak, że wszystko w porządku.— Ostre? Nie dość ostre? Za ostre? — dopytywał się Luciano z przejęciem profesjonalisty.— Obawiam się, że za ostre — sugerował rozbawiony Gollee.— Ja jestem przyzwyczajony do twoich przypraw, ale Afrze chyba wydaje się, że połknął truciznę.Wystarczy spojrzeć na jego minę i załzawione oczy.Wyraz twarzy nieznajomego przestraszył Afrę do tego stopnia, że zdecydował się wykrztusić coś pomimo pełnych ust:— Nie! Nie! Wspaniałe.Ja lubię.ostre.To uspokoiło Luciana w jednej chwili.— Oto człowiek o wykształconym smaku.— Żeby tylko — dodał Gren, uśmiechając się złośliwie.— Złapał starego byka za rogi i skłonił go do śmiechu.— Gollee Gren konspiracyjnie mrugnął do zdumionego Afry.— I powiadam ci przyjacielu, to nie przechwałki.— Doprawdy? — Nie ulegało wątpliwości, że ranga Afry ogromnie wzrosła w oczach szefa kuchni.— Wielkiego człowieka?Ogniście gestykulując, wskazał w stronę odległego kompleksu Blundell.Afra przepłukał usta wodą.Mógł teraz skorygować nieco zniekształconą wersję swoich porannych osiągnięć.— To była zaledwie krótka rozmowa.— zaczął.— Z Najwyższym Talentem Ziemi Reidingerem, którą udało mu się przetrwać w nienaruszonym stanie.Gren potrząsnął głową na poparcie własnych słów.Oczy kelnera zaś rozszerzył niekłamany podziw.— Własnoręcznie zrobił dla niego podarunek i doprowadził do śmiechu.— Wielki człowiek śmiał się?Luciano nagrodził Afrę pełnym szacunku spojrzeniem.— I — Gollee zawiesił dramatycznie głos — Reidinger bez wahania dał mu przepustkę na dwa dni, a ja mam osobiście pilnować, by ów pozaziemski turysta nie wpadł w jakieś tarapaty, podczas swych pierwszych odwiedzin na Ziemi.— O, jakże roztropnie z twojej strony, iż przywiodłeś go do nas, Gollee — pochwalił rozpromieniony Luciano.— A ty, Afro, masz przewodnika nie lada — dodał uspokajająco.— Zna wszystkie miejsca warte zwiedzenia, gdzie zaspokoją twe wszelkie zachcianki.— Luciano mrugnął, przytykając swój gruby palec wskazujący do skrzydełka nosa.— Jeśli o to chodzi, znalazłeś się w najlepszych rękach.Pozbądź się obaw.Gollee dopilnuje, byś podczas swojej pierwszej wizyty na staruszce Ziemi naprawdę świetnie się bawił.Afrę przestraszyły uwagi i niedwuznaczne aluzje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •