[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Chalkin nie znosi przegranych, a oni stracili o wiele więcej, niż pracę.— Ciekaw jestem, w jakim tonie będzie utrzymany kolejny list protestacyjny Chalkina — odparła Irena i zachichotała złośliwie.Paulin otrzymał od Lorda Bitry gruby dokument, w którym Chalkin oznajmiał o „bezprawnym mieszaniu się niektórych odszczepieńców Weyru w jego sprawy oraz porwaniu lojalnych gospodarzy z terenu posiadłości”.— Jeśli odważy się zaprotestować… ach, dlaczego musiał akurat spaść taki śnieg? — żałował Paulin.— Jaka szkoda, że nie słyszał, jak jego ludzie oświadczyli, że tylko wypełniali rozkaz, by nie puszczać nikogo za granicę! M’shall zrobiłby z niego mamałygę, a przedtem dobrze by go wymaglował!M’shall wziął na siebie rolę prokuratora twierdząc, że ma do tego prawo, gdyż to jego ludzie pierwsi dotarli na granicę.Był nieprawdopodobnie drobiazgowy podczas śledztwa i procesu.— Bez przerwy siedział z nosem w Karcie i tych wszystkich prawniczych książkach, które dostał od Clissera — powiedziała Zulayi Irena z szerokim uśmiechem.— Doskonale mu to zrobiło.Nie miał czasu martwić się… no, wiesz, o wiosnę.Zulaya z aprobatą kiwnęła głową.— Byłby doskonałym prawnikiem… chociaż zdaje się, kiedyś ich nazywali radcami? Nie, adwokatami.— Tak, adwokaci stawali przed sędzią i brali udział w procesach — zgodziła się Irena.— Gardner też był niezły, prawda? Bardzo się starał — zauważyła Zulaya.— Chyba mu wybaczę, że chciał łaski dla tych łajdaków.W końcu musiał sprawiać wrażenie, że pracuje dla swoich klientów — dodała tole rancyjnie.— Cieszę się, że Iantine dostał dobre miejsce.Chciałabym obejrzeć rysunki z procesu.Szkoda, że nie potrafi tak szybko pracować przy moim portrecie.— Portret a szkice z sali sądowej to dwie zupełnie różne sprawy.Wiesz, że on ma przyjechać do Bendenu, kiedy już z wami skończy?Zulaya z zadowoleniem zauważyła, że w głosie Ireny brzmi duma z dokonań Iantine’a.Był przecież Bendeńczykiem.— Chyba masz na myśli, kiedy skończy szkicować naszych jeźdźców.Irena uśmiechnęła się, na poły z zazdrością, na poły ze smutkiem.— Będziesz z tego zadowolona.Ciekawe, czy podjąłby się podobnej pracy dla nas, w Bendenie?— Jestem pewna, że tak, jak tylko znajdzie czas.Nasz młody człowiek zebrał więcej zamówień, niż jest w stanie wykonać.— Gdyby udało mu się skończyć przed… och, wracają przysięgli.Dwanaścioro mężczyzn i kobiet, wybranych losowo spośród widzów przez ciągnięcie słomek, wysłuchało wszystkich dowodów.Sędziami byli Tashvi, Bridgely i Franco.W sali zapanowała cisza tak pełna napięcia, że przypadkowe kaszlnięcie zostało natychmiast stłumione.Trzej gwałciciele zostali uznani winnymi popełnionych czynów, a trzech innych skazano za współudział, gdyż pomagali przytrzymywać ofiary.Karą za gwałt na ciężarnej była natychmiastowa kastracja.Pomocnicy dostali po czterdzieści batów, wymierzonych przez potężnie zbudowanych parobków z Telgaru.— Mają szczęście, że Nici jeszcze spadają — powiedziała Zulaya do Ireny, Pani Thei i K’vina.— Bo przywiązano by ich na dworze podczas Opadu.Thea zadrżała mimo woli.— Pewnie dlatego w kronikach naszej Warowni odnotowano tak niewiele przypadków gwałtu.— Trudno się dziwić — K’vin założył nogę na nogę.Zulaya zauważyła tę pozycję obronną i kąciki jej ust zadrgały z rozbawienia.Odwrócił się.Ta kobieta nieomal wiwatowała na głos, gdy ogłoszono wyrok.— Nie możecie mi tego zrobić! — ryknął jeden ze strażników, gdy z opóźnieniem zrozumiał sens wyroku.Był dowódcą ludzi stacjonujących na przejściu przy wschodniej granicy.Pozostali oskarżeni oniemiali, poruszając ustami w bezsłownym proteście.Morinst tak wrzeszczał, że zagłuszał ich zupełnie, jeśli w ogóle odważyli się mówić.— Żaden z was nie jest moim Lordem! — zaatakował trzech sędziów.— Nie macie prawa!— A ty nie miałeś prawa gwałcić ciężarnej kobiety!— Ale Chalkina nawet tu nie ma! — mężczyzna wyrywał się z rąk strażników.— Obecność Chalkina nie wpłynęłaby na bieg procesu, ani na treść wyroku — uciął Tashvi.— Powinien być tu! — krzyczał Morinst.— Był zaproszony — odparł Tashvi obojętnie.— On musi wiedzieć.Nie wolno wam nic robić, jak on nie wie.Ja żem się z nim umawiał.— Na gwałty, tortury i hańbienie ludzi? — spytał Bridgely głosem aż nazbyt cichym.Morinst zacisnął usta.Wyrywał się jeszcze, gdy prowadzono go do wyjścia.Tam czekała go kara.Nie miał szans na ucieczkę.Pozostali dwaj mężczyźni byli zbyt oszołomieni, by bronić się gdy ich prowadzono do szpitala, gdzie przeprowadzono operację.Resztę winowajców wyprowadzono na zewnątrz, a publiczność pociągnęła za nimi, by się przyglądać batożeniu.Gdy i to się dokonało, zabrano gwałcicieli do szpitala, by opatrzyć ich rany, a obserwatorzy wrócili do jaskini.Choć nie była to świąteczna okazja, poza tym, że zatriumfowała sprawiedliwość, podano obfity posiłek.Wszyscy zaczęli najpierw rozglądać się za winem.— Byłeś wspaniały, M’shallu — powiedziała Irena, gdy podszedł do nich jej towarzysz z nowo otwartym bukłakiem bendeńskiego wina.—Bądź tak miły, nalej mi trochę, choć zdaje mi się, że ty bardziej potrzebujesz napitku, niż ja.To miło, że Bridgely nam je dostarczył — zwróciła się do Zulayi.— Chyba wszyscy powinniśmy się napić — zauważyła Pani Telgaru, spoglądając na trzy poszkodowane, z wielkim entuzjazmem świętujące rezultat procesu.Należy im się to.— Co robimy dalej?— No cóż, przed nami drugi proces.Mam nadzieję, że pójdzie równie gładko — odpowiedział M’shall.— Chodzi mi o te kobiety — wskazała na nie dłonią.— Ach, o nie.Mówią, że chcą po prostu wrócić do domów.Nie pozwolą Chalkinowi ich przejąć podczas swojej nieobecności — odparł i skrzywił się.— Niektóre właściwie nie mają do czego wracać.Zbiry Chalkina spaliły wszystko, co się dało, a resztę zrównały z ziemią.Zdaje mi się, że dopiero śnieżyca przeszkodziła w dalszych zniszczeniach.Ale — grymas na jego twarzy przeszedł w uśmiech — podziwiam tych ludzi.Ta ziemia należy do nich i teraz o tym wiedzą.Następnym razem będą śmielsi, jeśli ktoś zechce ich zastraszyć; zaczyna im wracać poczucie godności.Poprosili też o przeszkolenie dla załóg naziemnych.— No tak, dopiero strata sprawia, że zaczynamy cenić to, co mamy —stwierdziła Thea.— Jeśli chodzi o bardziej przyziemne sprawy, pewnie będziemy mogli dostarczyć im różne rzeczy codziennego użytku.Ktoś się już tym zajmuje? — rozejrzała się wokół.— Wiecie, jakie są potrzeby?— Właściwie tak — Zulaya kiwnęła głową, wskazując na Irenę.— Mamy trzysta czterdzieści dwie osoby, a raczej trzysta czterdzieści trzy, wliczając tego wcześniaka.Miło z twojej strony, że zaofiarowałaś się z pomocą, Theo.Thea głośno wciągnęła powietrze.— Ja też na nowo przeczytałam Kartę i przypomniałam sobie, jakie są moje obowiązki wobec ziomków.Nie wiecie przypadkiem, ilu jeszcze tych biedaków zostało w Bitrze?— Trudno powiedzieć, czy Chalkin sfałszował wyniki ostatniego spisu ludności, ale podobno jest tam 24.657 mieszkańców — pośpieszył z odpowiedzią M’shall.— Naprawdę? — zdziwiła się Zulaya [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •