[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To się nie wydarzy na korytarzu.Oni zaatakują, kiedy będę sama w pokoju, pomyślała.A jeśli chcieli, by na to właśnie liczyła i zaskoczą ją w jednym z tych długich holi.nie odważyła się rozluźnić.Nawet kiedy wtoczyli ją do pokoju z dwoma łóżkami, jednym tuż przy oknie już zajętym, oczekiwała w napięciu.- Słuchajcie no, miałam dostać prywatny pokój - jęknęła.Trzeba jęczeć, co więcej, trzeba być podejrzliwą i nieufną, jak większość dochodzących do siebie nałogowców, prawie paranoiczką.Bogowie wiedzieli, że nie było trudno grać taką rolę.- To jest prawie prywatny pokój - odrzekł ten zwany Mossem.- On nie będzie ci przeszkadzał, prawda, Varian?Pacjent na sąsiednim łóżku przytaknął i jednocześnie pokręcił głową, a później uśmiechnął się swobodnie z otwartymi ustami, co wywołało w niej dreszcze.Uzależniony od blissto lub gorzej.o ile jest coś gorszego.Oni jednak utrzymują go w tym stanie, zamiast przerwać to uzależnienie.To przestępstwo.Qualia Benton, chroniczna alkoholiczka, zbyt niepewna, aby odpowiednio dbać o własne protezy i wymienione organy, nie będzie się przecież przejmowała czyimiś problemami.Nie powiedziała nic.Sanitariusze pomogli jej dostać się na własne łóżko.- Proszę bardzo - rzekł wesoło mały czarnowłosy.Przycisnął maskę do dołu.Szarpnęła się, ale nie zdołała wyswobodzić się z nacisku na ramiona.- To tylko małe lekarstwo relaksujące przed testami - wyjaśnił.- Nie chcę się rozluźniać - wymamrotała.Plątanie się języka było charakterystyczne dla pijaków.Nagle odczuła, że z trudnością może zebrać myśli.Coś penetrowało jej strumień krwi, coś miękkiego jak chmura i ciepłego jak słońce, jednocześnie zabierając ją na Wyspy Błogosławionych - bliss.- blissto! To było to!Ten człowiek na drugim łóżku - czy rzeczywiście był uzależniony od blissto, czy załatwiono go w ten sam sposób? Jaka była głupia, że nie wzięła tego pod uwagę.Już wtedy, kiedy sanitariusze złapali ją, gdy opuściła łóżko i węszyła tam, gdzie nie powinna, mogła się domyślić, że jej czas w klinice jest ograniczony.Uruchomiła swoją siłę woli, aby oprzeć się działaniu narkotyku.Dobrze było być niedocenianym i uchodzić za stare zwłoki, pozbawione zmysłu troski o swoje własne, sztuczne organy; doktor Hezra-Fong właściwie nie przeprowadziła żadnych poważnych testów na tych wzmocnionych hiperchipami organach.Blissto unosiło ją w dal, ale gdyby miała jeszcze godzinkę lub dwie, wszystko nadal mogło być dobrze.Czy jednak miała taką łaskawą godzinkę - nie wiedziała.Mogła tylko obserwować i czekać, i to niezbyt efektywnie.Twarda, szpitalna poduszka pod jej głową była teraz miękka jak denebiański puch.Jej lewa ręka wciąż opierała się o protezę nogi, ale prawie nie czuła syntetycznej skóry.Blissto odgradzało ją od świata realnego puszystą chmurą błogich iluzji.“Pani doktor chce przeprowadzić kilka testów." Czy to rzeczywiście było wszystko, co się za tym kryło? Z pewnością nie.Tak ważna osoba, jak doktor Hezra-Fong, wicedyrektor kliniki Summerlands, nie posuwałaby się tak daleko tylko po to, aby udowodnić, że stare zwłoki symulowały niemoc.Tu się musi dziać coś więcej.Późnym popołudniem Sev zauważył, że dwaj pomocnicy wciąż spacerują po pomieszczeniach dla odwiedzających.Wygląd ich obu zwracał uwagę.Jeden tęgi, z siwą brodą i ciężkim chodem, a drugi schludny, szybki i pochłonięty przygładzaniem swoich czarnych włosów krótkimi, nerwowymi ruchami.Wyglądaliby bardziej naturalnie przy portowym barze niż w luksusowej klinice medycznej.Sev zorientował się, że miał ich zauważyć i bać się.To było denerwujące.Trzęsąca się stara wdowa z Centrali Dyplomatycznej, z którą rozmawiał, wymieniła w końcu pacjenta o nazwisku Varian Alexander, uzależnionego od blissto.Mogły to być zastępcze personalia dla Valdena Allena Hopkirka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •