[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elryk raz po raz kłuł mieczem bezkształtną masę.Trysnęła gęsta, cuchnąca krew i splamiła zbroję Elryka.Nie mógł zrozumieć, dlaczego demon pozwala się tak łatwo atakować.- Teraz! - zawołał jakiś głos nad głową Elryka.- Szybko!Elryk spojrzał w górę i ujrzał rumianą twarz, białą brodę i machającą rękę.- Nie patrz na mnie, głupcze! Uderzaj, teraz!Elryk ujął rękojeść miecza w obie dłonie i wbił ostrze głęboko w ciało demona.Stworzenie jęknęło, zaszlochało i szepnęło tylko jedno słowo:- Frank.W tej samej chwili miecz Rackhira prześlizgnął się między ostatnimi głowami Węża, przebijając pierś i serce młodzieńca.I ten demon padł martwy.Siwowłosy mężczyzna złaził powoli ze zrujnowanej bramy, nad którą przed chwilą siedział.Śmiał się.- Czary Niuna ciągle jeszcze są coś warte! Działają nawet tutaj, prawda? Słyszałem, jak jeden taki wysoki zwoływał swych przyjaciół - demony i tłumaczył im, jak was zaatakować.Wydawało mi się, że to niesprawiedliwe, gdy pięciu walczy przeciwko dwóm.Usiadłem więc na szczycie tej bramy i odbierałem siły wielorękiemu demonowi.Wciąż jeszcze to potrafię! Teraz przejąłem jego siły, a przynajmniej dobrą ich część, i czuję się o wiele lepiej niż kilka księżyców temu.Jeśli w ogóle istnieje taka Rzecz jak księżyc.- Rzecz powiedziała „Frank” - odezwał się Elryk, marszcząc brwi.- Czy to imię? Jej dawne imię?- Być może - odparł stary Niun.- Być może.Biedne stworzenie.Teraz jednak już nie żyje.Nie jesteście z Ameeron, choć przypominam sobie, że ciebie, Czerwony, widziałem tu przedtem.- I ja cię widziałem - powiedział z uśmiechem Rackhir.Podniósł z ziemi jedną z głów Węża i wytarł nią z krwi swój miecz.- Ty jesteś Niun, Który Wiedział Wszystko.- Tak, Ten, Który Wiedział Wszystko, a który teraz wie bardzo mało.Wkrótce nie będę już pamiętał nic.Wówczas pozwolą mi wrócić z tego strasznego wygnania.Taki układ zawarłem z Orlandem od Berła.Byłem głupcem, który pragnął wiedzieć wszystko.Ciekawość wplątała mnie w przygodę, która zaniepokoiła Orlanda.Wykazał mi błędność mojego postępowania i zesłał mnie tutaj, bym zapomniał.Niestety, jak zauważyliście, od czasu do czasu przypominam sobie niektóre swoje dawne umiejętności i okruchy wiedzy.Wiem, że szukacie Czarnych Mieczy.Wiem, że jesteś Elrykiem z Melniboné.Wiem też, co się z tobą stanie.- Znasz moje przeznaczenie? - zapytał Elryk.- Opowiedz mi o nim, Niunie.Niun otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili zacisnął je mocno.- Nie.- Potrząsnął głową.- Zapomniałem.- Nie! - Elryk uczynił ruch, jakby chciał pochwycić starego człowieka za ramiona i potrząsnąć nim mocno.- Nie! Ty pamiętasz! Widzę, że pamiętasz!- Zapomniałem.- Niun opuścił głowę.Rackhir przytrzymał mocno ręce Elryka.- On zapomniał, Elryku.Elryk skinął głową.Milczał przez chwilę, zanim podjął dalej.- Ale pamiętasz zapewne, gdzie znajduje się Tunel Pod Moczarami?- Tak.Same Moczary leżą niedaleko Ameeron.Pójdziecie tamtą drogą.Potem poszukacie wyrzeźbionego w czarnym marmurze obelisku w kształcie orła.U jego stóp znajduje się wejście do Tunelu.- Niun powtarzał te słowa jak papuga, a gdy podniósł wzrok, jego twarz była spokojniejsza.- Co wam przed chwilą powiedziałem?- Dałeś nam wskazówki, jak znaleźć wejście do Tunelu Pod Moczarami - powiedział Elryk.- Naprawdę! - Niun klasnął w ręce.- Wspaniale.Teraz i o tym zapomniałem.Kim jesteście?- O nas najlepiej zapomnieć - powiedział Rackhir z łagodnym uśmiechem.- Żegnaj, Niun.Dziękuję ci.- Za co mi dziękujesz?- Za to, że pamiętałeś i za to, że zapomniałeś.Ruszyli dalej przez żałosne Ameeron, zostawiając za sobą szczęśliwego starego czarnoksiężnika.Po drodze widzieli wiele dziwacznych twarzy, przyglądających się im z drzwi i okien.Szli, starając się jak najmniej oddychać cuchnącym powietrzem.- Sądzę, że tylko jednemu Niunowi w tym zapomnianym przez boga i ludzi mieście mógłbym zazdrościć - rzekł Rackhir.- Żal mi go - odparł Elryk.- Dlaczego?- Przyszło mi na myśl, że kiedy już zapomni o wszystkim, może też nie pamiętać, że wolno mu opuścić Ameeron.Rackhir roześmiał się i klepnął albinosa w okryte czarną zbroją plecy.- Nie jesteś zbyt wesołym towarzyszem, przyjacielu Elryku.Czy wszystkie twoje myśli są równie pozbawione nadziei?- Boję się, że ku temu zmierzają - odparł Elryk i na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.ROZDZIAŁ 3TUNEL POD MOCZARAMIWędrowali długo przez posępne i mroczne pustkowie, aż w końcu dotarli do moczarów.Wszystko miało tu czarną barwę.Bagno porastały tu i ówdzie kępy czarnych kolczastych roślin.Było zimno i wilgotno; tuż nad powierzchnią moczarów snuła się ciemna mgła, wśród której przemykały czasem niewielkie postacie.We mgle majaczył masywny czarny obiekt, zapewne opisany przez Niuna obelisk.- Obelisk - powiedział Rackhir.Przystanął i oparł się na swym łuku.- Wznosi się dokładnie pośrodku bagna i nie widać, by wiodła tam jakaś ścieżka.To dla nas problem.Nie sądzisz, przyjacielu Elryku?Elryk z trudem przedarł się na brzeg bagna.Poczuł, że zimny szlam oblepia mu stopy.Wiele wysiłku kosztowało go cofnięcie się.- Musi być jakaś ścieżka - stwierdził Rackhir, pocierając palcem kościsty nos.- Jakże inaczej mógłby przejść tędy twój kuzyn?Elryk obejrzał się na Czerwonego Łucznika i wzruszył ramionami.- Kto wie? Może podróżuje w towarzystwie mocy czarnoksięskich, którym przebycie bagna nie sprawia żadnych trudności?Naraz pod Elrykiem ugięły się nogi.Przysiadł na wilgotnej skale.Przez chwilę wydawało się, że zaleje go słona bagienna woda.Poczuł ogarniającą go niemoc.Działanie narkotyków, które po raz ostatni przyjął, przechodząc przez Wrota Cienia, było coraz słabsze.Rackhir zbliżył się i stanął obok albinosa.Uśmiechnął się z żartobliwym współczuciem.- I cóż, panie czarnoksiężniku, czyżbyś nie mógł uciec się do pomocy magii?Elryk potrząsnął głową.- Niewiele wiem o praktyce wzywania demonów niższej rangi.Yyrkoon ma ze sobą wszystkie swe magiczne księgi, wszystkie ulubione zaklęcia, które otwierają mu światy demonów.Jeśli chcemy dotrzeć do tego obelisku, musimy poszukać zwykłej ścieżki, Wojowniku Kapłanie z Phum.Rackhir wyjął z fałdów swej tuniki czerwoną chustkę i przez dłuższą chwilę wycierał nos.Skończywszy, wyciągnął rękę, pomógł Elrykowi wstać.Ruszyli obaj brzegiem moczaru, nie tracąc z oczu obelisku.Znaleźli wreszcie ścieżkę.Nie była to zwyczajna droga, lecz ciągnąca się w głąb ponurych bagien płyta czarnego marmuru, śliska i powleczona warstewką szlamu.- Jestem niemal pewien, że to zdradliwe przejście, że wabi nas, byśmy szli ku niechybnej śmierci - powiedział Rackhir, gdy przystanęli, patrząc na marmur.- Cóż jednak mamy do stracenia?- Chodź - rzekł Elryk, wchodząc ostrożnie na płytę.W ręku trzymał wiązkę sypiących iskrami trzcin, które zastępowały im pochodnię.Dawały nieprzyjemne, żółte światło i mnóstwo zielonkawego dymu, było to jednak lepsze niż nic.Rackhir szedł tuż za nim, badając drogę przed sobą końcem łuku.Posuwał się wolno naprzód, pogwizdując cicho skomplikowaną melodię.Ktoś pochodzący z jego kraju rozpoznałby w niej „Pieśń Syna Bohatera Wyższych Piekieł, który gotów jest poświęcić swoje życie”.Była to popularna w Phum pieśń, zwłaszcza w kręgach Wojowników Kapłanów.Melodia irytowała Elryka i przeszkadzała mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •