[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może jakaś taka podobna do tego, conapisałem w Putney.— Dobry wieczór, książę.Mam nadzieję, że wyjaśnisz nam powody, dla któ-rych skazałeś na zagładę cały naród? Czy masz dla nas w zanadrzu jakieś zabawne sofizmaty? — Wziąwszy się pod boki, drobny poeta spojrzał na tajemniczy hełm, jakby Gaynor zupełnie nie budził w nim lęku i jakby nie istniały żadne powody, towarzyskie na przykład czy związane z urodzeniem, dla których, skoro już znalazł się na pokładzie, winien był raczej trzymać język za zębami.Elryk wolał zachować milczenie, szczególnie że dobrze pamiętał jeszcze wy-chowanie, które otrzymał w Melniboné jako następca tronu.Tak, dystans był co najmniej wskazany.Ten chłód postawy był dla Wheldrake’a czymś nowym, chociaż pozostały w Tanelorn Moonglum bez trudu rozpoznałby stan ducha przyjaciela.Elryk zwykł zachowywać się ten sposób wówczas, gdy okoliczności skłaniały go do cynizmu, trochę przyprawionego jeszcze tym i owym, trudnego zaś do oce-ny czy rozszyfrowania przez obserwatora.Długie, białe jak kość palce owinęły się wokół gałki rękojeść miecza, głowa przechyliła nieco, jakby wyrażając niejaki brak zainteresowania, zaś ponure oczy rozjarzyły się podejrzaną radością, którą w przypadku Elryka nawet Bogowie skłonni byli zwykle uznać za zapowiedź cał-kiem prawdopodobnych a rychłych i potężnych kłopotów.Skłonił się niemniej, wykonał stosowny gest wolną ręką i spojrzał pewnie w wizjer hełmu, gdzie lśniły oczy równie ciemne, lśniące i niestałe, jak ognie piekielne.— Dobry wieczór, Gaynorze.— W głosie Elryka brzmiała miękkość i stal94równocześnie.Wheldrake wyobraził sobie, że tak przemawiać by mogła miękka i futrzasta kocia łapa kryjąca pomiędzy poduszeczkami komplet ostrych jak igły pazurów.Niegdysiejszy sługa Równowagi skłonił nieco głowę na bok, co mogło byćsposobem na okazanie ironii, po czym odezwał się głosem melodyjnym, wyćwi-czonym przez stulecia służby Chaosowi i idealnym dla wygłaszania kłamstw czy pochlebstw.— Miło mi cię widzieć, mistrzu Wheldrake.Dowiedziałem się niedawno, żedany nam będzie ten zaszczyt i przywilej, by zaznać twego towarzystwa.Niemniej o tym, że nasz wspólny przyjaciel, Elryk, bawi akurat w Ulshinir, wiedziałem już dawno.— Wzruszeniem ramion zbył oczywiste pytanie.— Wydaje się, żeostatnio szczęście zaczyna nam sprzyjać.Chociaż kimże jesteśmy w tej potrzebie?Jajkami tłuczonymi na omlet szalonego boga? Nawiasem mówiąc, podobno mójszef kuchni jest naprawdę mistrzem w swym fachu.W tejże chwili pojawiła się Charion Phatt przystrojona w aksamity i koronki i olśniewająca urodą niczym klejnot w puzderku.Mistrz Wheldrake z miejsca odpracował misterny ukłon, który dziewczynaprzyjęła z humorem i objęła poetę w drodze do kabiny na dziobie.Ponad nią, na pokładzie, drżał z lekka okryty brezentami pakunek, na który ani książę Gaynor, ani Charion nie zwrócili uwagi większej niż na byle kłąb lin.Potem podano kolację.Nawet Elryk, który zwykle w ogóle nie zwracał uwa-gi na jakość spożywanych dań, musiał przyznać, że uczta jest dokładnie taka, jak Gaynor zapowiedział.W trakcie gospodarz zabawiał ich opowieścią o swej podróży do Aramandy i Mallow, gdzie poszukiwał Xermenifa Bluche, Najważ-niejszego w Volofar.Równie dobrze mogłoby się to wszystko odbywać pomiędzy mieszczańską inteligencją z Trollon, tak odległe stały się na kilka kwadransów sprawy Bogów, zagubionych dusz, jasnowidzów i podobnych bytów, ustępującmiejsca rozważaniom o subtelnościach smaku mousse.Książę Gaynor zasiadał w rzeźbionym, czarnym fotelu u szczytu stołu nakry-tego ciemnoszkarłatnym obrusem.Zwracając hełm ku Elrykowi zauważył w pew-nej chwili, że przywykł do pewnego standardu życia i starał się odeń nie odstę-pować, nawet tocząc walki z barbarzyńcami, którzy mocno się ostatnimi czasy rozplenili.Ostatecznie, dodał z pewnym rozbawieniem, skoro już i tak nie można przewidzieć swego losu, szczególnie wobec zbliżającej się koniunkcji, dobrze jest panować nad tym, nad czym zapanować jeszcze można.Elryk niewiele rozumiał z całej tej przemowy i co rusz wiercił się niecierpliwie w swoim siedzisku, odsuwając talerze i sztućce.— Powiesz nam może, książę, czemu właściwie nas zaprosiłeś?— Dopiero wówczas, gdy ty mi powiesz, czemu się mnie obawiasz, Elryku!— odparł Gaynor scenicznym szeptem, sącząc w duszę albinosa piekielny zaiste chłód.95Elryk jednak nie dał się zaskoczyć gospodarzowi.— Boję się, bo jesteś waść skłonny uczynić wszystko, byle tylko znaleźć wła-sną śmierć i przed niczym się nie cofniesz.A skoro życie nie ma dla ciebie żadnej wartości, należy bać się ciebie bardziej niż oszalałej w ataku wścieklizny dzikiej bestii.Cel twój egoistyczny jest ze wszech miar samolubny, zatem nie dostrzegasz żadnych granic w dążeniu doń i to jest powód ostateczny, dla którego budzisz we mnie lęk, Gaynorze Przeklęty.I stąd też bierze się obecny twój przydomek.Oto twoje przekleństwo.Hełm cofnął się gwałtownie, a barwy pod osłoną metalu zatańczyły płomieni-ście.Książę się śmiał.— A ja boję się ciebie, Elryku, bo choć też przeklęty jesteś, to zachowujesz się wciąż tak, jakbyś przeklęty nie był.— Nie uczyniłem nijakiego paktu podobnego twojemu, książę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •