[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobają mi się rude.Włosy Kressimondy są jak jesienne niebo o zachodzie słońca.- Włosy Blamarde są jak złota przędza.Pocałuj ją.Po dalszej inspekcji Dyrax odwrócił się do czarodzieja z po­chmurną miną.- Ona jest za chuda.-Jest smukła, mój chłopcze.Wiotka jak gałązka wierzby.Dalej, pocałuj ją.Dyrax wciąż się wahał.Niespokojnie przebierał palcami, wresz­cie zaczął obmacywać rękojeść miecza.- Ona ma suchą skórę - mruknął.- To kurz - wyjaśnił Kedrigern.Pochylił się nad śpiącą królewną i delikatnie dmuchnął jej w twarz.Mały obłoczek kurzu wzbił się w powietrze.- Widzisz? Zwykły kurz.Leżała tutaj od dawna.- Ma śmieszny nos.- Ma śliczny nos.-1 piegi.Spójrz na te wszystkie piegi.- Wyglądają uroczo.To czarująca młoda dama, Dyraxie.Co z tobą? Gdybym miał sto pięćdziesiąt lat mniej, był kawalerem i śmia­łym księciem, dzikie konie nie odciągnęłyby mnie od niej! Przestań marudzić i pocałuj ją.Zrozpaczony Dyrax wybuchnął:-Jeśli ją pocałuję i ona się zbudzi, będę musiał się z nią ożenić, a ja jeszcze nie jestem gotowy do małżeństwa! Niczego nie dokona­łem! Pocałowanie śpiącej królewny to żaden wyczyn.Chcę zarąbać smoka albo pokonać zastępy wrogów, albo coś w tym rodzaju.Do­piero wtedy mogę się ustatkować.- Pokonałeś zastępy wrogów, żeby dotrzeć do Kressimondy, prawda?- Tak, ale wiesz, co się stało: ukochana kobieta powiedziała mi, że zawsze będzie dla mnie siostrą.Trudno to uznać za wielki czyn, mistrzu Kedrigernie.- Obudzenie królewny z zaklętego snu i uwolnienie całego zamku od stuletniego zaklęcia to wielki czyn, Dyraxie - wytknął mu Kedrigern.Dyrax spojrzał na niego niepewnie, z mieszaniną zwątpienia i nadziei.- Naprawdę tak uważasz? Czy to nie za łatwe?- Łatwe?! Tylko ty możesz tego dokonać! - zawołał Kedrigern.-Jeśli teraz wyjdziesz z sypialni, ci ludzie nigdy się nie obudzą!- Nigdy?- Właśnie.Z drugiej strony - ciągnął czarodziej przyjaźnie, z życzliwym uśmiechem -jeśli zdejmiesz zaklęcie, dopilnuję, żebyś osiągnął nieśmiertelność.Znam człowieka, który stworzy o tobie le­gendę.Więc do dzieła, Dyraxie.Pocałuj królewnę!Dyrax zamrugał szybko i odwrócił się do Blamarde.Rozpiął pas z mieczem i podał czarodziejowi.Potem wlazł na łóżko i na czwora­kach podczołgał się do królewny.Po raz ostatni obejrzał się na Kedrigerna, który ponaglił go gwałtownym gestem.Wreszcie Dyrax nachylił się i dziobnął Blamarde w policzek.Przez chwilę nic się nie działo.Potem królewna westchnęła, nie­znacznie zmieniła pozycję i zaczęła chrapać w delikatnej damskiej tonacji.Dyrax patrzył na nią przez chwilę, potem ze strapioną miną odwrócił się do Kedrigerna.- Nigdy nie miałem szczęścia do kobiet - oznajmił.- Nic dziwnego, skoro zachowujesz się w ten sposób.Zupełnie jakbyś całował swoją babcię staruszkę - fuknął zirytowany czarodziej.- Więc jak mam się zachowywać?-Jak normalny przystojny książę całujący piękną królewnę.Za­chowuj się naturalnie, ty głupku! - warknął Kedrigern.Na twarzy Dyraxa zaświtało zrozumienie.Młodzieniec z zapa­łem kiwnął głową, następnie pochwycił Blamarde w ramiona i zaczął całować jej szyję, usta i ramiona.Królewna drgnęła, zamrugała, z wa­haniem uniosła rękę, a potem zarzuciła ramiona na szyję Dyraxa i entuzjastycznie odwzajemniła jego pocałunki.-Wystarczy, Dyraxie.Sprawa załatwiona - oznajmił czarodziej.Dyrax kontynuował zabiegi wobec Blamarde, która wplotła mu pal­ce we włosy i skubała płatek ucha.- Ona już się obudziła.Możesz odebrać swój miecz - ciągnął czarodziej.Dyrax machnął na niego jedną ręką, drugim ramieniem tuląc Blamarde.Kedrigern usłyszał za drzwiami jakieś hałasy.- Wszyscy tutaj idą! Dyrax, wyłaź z łóżka! -krzyknął.Oboje spojrzeli na niego.Blamarde zamrugała i przetarła oczy, w które Dyrax wpatrywał się z zachwytem.Spojrzała na niego i zapytała:- Kim ty w ogóle jesteś? Czyja cię znam? Młodzieniec podniósł do ust jej dłoń i ucałował kilka razy.-Jestem Dyrax, książę z dalekiego kraju.Przybyłem, żeby uwol­nić cię od złego czaru.Królewna ziewnęła głośno.- Chyba nie masz nic wspólnego z tym brudnym starym czaro­dziejem? - upewniła się.-Jesteś miły, ale jeśli pracujesz dla niego, wolę już spać.Zdumiony Dyrax zaprotestował:- Kedrigern jest bardzo czystym czarodziejem.- Kto to jest Kedrigern? - zapytała Blamarde.- To on - wyjaśnił Dyrax wskazując czarodzieja, który ukłonił się i pomachał ręką.- Nie o niego mi chodziło, tylko o tego, który śmierdział jak fosa w upalny dzień.Chciał mnie wziąć za żonę.- Umilkła pod wpły­wem wspomnień, potem zawołała: - On mnie przeklął! Powiedział, że umrę!Kedrigern podniósł rękę.- Nie lękaj się, królewno Blamarde.Pewna życzliwa wróżka zła­godziła klątwę.Nie umarłaś, tylko spałaś przez sto lat.Królewna szeroko otworzyła oczy.- Sto lat? - powtórzyła drżącym głosem.- To był czarodziejski sen.Bardzo odświeżający.Nie postarzałaś się nawet o jeden dzień - zapewnił ją czarodziej.Tymczasem Dyrax stanął obok Kedrigerna, poprawiając pas z mieczem i pospiesznie przygładzając zmierzwione włosy.Hałasy za drzwiami przybrały na sile.Głosy coś wykrzykiwały, kroki rozlegały się echem w korytarzach, trzasnęły drzwi, coś spadło z donośnym łoskotem, wywołując gniewne okrzyki, a potem śmiech.Czyjaś gło­wa pojawiła się w drzwiach, zniknęła i zaraz powróciła.Dołączyła do niej druga głowa.Do sypialni weszła kobieta, podbiegła do łóżka i zawołała:- Ona się zbudziła! Królewna Blamarde się zbudziła! Jesteśmy ocaleni!Ludzie zaczęli gromadnie napływać do sypialni, pokazywali pal­cami królewnę i obcych przybyszów, szeptali do siebie z ożywieniem, wykrzykiwali dobre nowiny do tych za drzwiami.Kedrigern uśmie­chał się łaskawie do tłumu i życzliwie machał ręką.Dyrax podszedł do łóżka, podał rękę Blamarde i pomógł jej wstać.Z tłumu wysko­czyła pokojówka, płacząc z radości upadła królewnie do nóg, a po­tem pomogła jej nałożyć szlafrok obszyty futrem.Inne pokojówki szybko wsunęły jej ranne pantofle na stopy i diadem na głowę, a jesz­cze inne wygładziły kołdrę i spulchniły poduszki, wzbijając chmury kurzu, który przyprawił zebranych o kichanie.Tłum posunął się do przodu, a potem nagle rozstąpił się przed ko­ronowaną parą, którą Kedrigern widział wcześniej w sali tronowej.Oboje królestwo mieli lekko przekrzywione korony i podbródki zaczer­wienione w miejscach, gdzie wspierały się na dłoniach przez sto lat, jed­nakże poruszali się szybkim krokiem i wykazywali zaniepokojenie.Niczym łan zboża pod naporem wiatru, tłum nagle upadł na kolana, wszystkie głowy pochyliły się jak jedna i chór głosów wymam­rotał unisono: „Wasze Wysokości”.Kedrigern skłonił się głęboko, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.- Moja córeczka! Moja maleńka Blamarde! - zawołała królowa.Pochwyciła królewnę w ramiona, obsypała ją pocałunkami ł piesz­czotami, powtarzając czule: - Żyjesz, moje dziecko! Wszyscy żyjemy! Och, dzięki dobrej wróżce Cykorinie żyjemy! A kto to jest? - rzuciła z nagłym chłodem w głosie, spoglądając podejrzliwie na Dyraxa.- On mnie obudził, mamo.Czy nie jest miły? - Blamarde uśmiechnęła się słodko do zapłonionego Dyraxa.- Obudził mnie pocałunkiem i teraz się pobierzemy.Dyrax wzdrygnął się lekko i spojrzał na Kedrigerna, który uśmiechnął się i wzruszył ramionami.Żaden nie otworzył ust.- Pobierzecie? - powtórzyła królowa.- Tak, mamo.Zaraz.-Jak dawno nie śpisz? - zapytała królowa, zwężonymi oczami wpatrując się w Blamarde i Dyraxa.- Tylko nie kłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •