[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież on był tutaj, w domu Horsta Soboty, pracował jako strażnik łowiecki.“Wilkołak"- przypomniała sobie określenie, jakie mu nadała Eryka.Ale nie dybał na pieniądze Horsta Soboty.Eryka chciała mu pozostawić samochód wart tyle co dom Horsta.Wspominała też, że Marynowi należą się jakieś pieniądze.Maryn może był “wilkołakiem" i bardzo złym człowiekiem, ale nie potrzebował niczyich pieniędzy.Wrócił Horst i Weronika zbiegła na dół, żeby mu zrobić kolację.- Mówiłeś prawdę, Horście - odezwała się.- Maryn nie ma żony.- Naprawdę? - nie wiadomo czemu ucieszył się stary.- Miał żonę, ale się rozeszli.Ta kobieta była tu dziś po południu i chciała Marynowi pozostawić piękny samochód.Zabrała go, ponieważ nie miał jej kto odwieźć na dworzec kolejowy w Bartach.Sobota powiedział ostro do Weroniki:- Trzeba ją było wypędzić.Maryn nie potrzebuje samochodu.A jeśli zechce, ja mu go kupię.- Posłuchaj, mnie Horst - zaczęła Weronika.- Błagam cię, bądź ostrożny wobec tego człowieka.To nie jest ktoś zwykły.Jego była żona nazwała go “wilkołakiem".Na twarzy Soboty pokazał się uśmiech.Bezzębne usta wydały z siebie chichot:- Wilkołak? Tak o nim powiedziała? I ja podobnie o nim myślałem, ale nie potrafiłem znaleźć właściwego słowa.Nareszcie lasy mają to, na co zasłużyły: wilkołaka.- Posłuchaj mnie, Horst - znowu zaczęła Weronika.Stary przestał się uśmiechać.Powiedział gniewnie, ostro:- Idź stąd, kobieto.Idź na górę.Ty nie wiesz, co to umierać dwukrotnie i dwa razy zostać wskrzeszonym.Idź stąd, bo cię uderzę.I Weronika opuściła kuchnię, gdyż naprawdę przelękła się gniewu starego.“On chyba zwariował" - pomyślała, siadając do maszyny do szycia.Położyła na pulpicie maszyny lniany materiał, z którego chciała zrobić poszwę, i zauważyła na palcu złotą obrączkę.Pomyślała o Kuleszy i nagle poczuła, że coś ją zaczyna mdlić.Szybkim ruchem ściągnęła z palca obrączkę i schowała do szufladki, gdzie trzymała igły, bo myślała, że dzięki temu mdłości ustąpią.Ale poczucie mdłości było coraz silniejsze, zrobiło się jej jakoś dziwnie, przez chwilę miała wrażenie, że jej ciało stało się dla niej czymś obcym i wrogim.Położyła się na łóżku i oddychała głęboko.Uczucie mdłości na chwilę ustąpiło, lecz potem znowu powróciło.Jak gdyby leżało jej coś na żołądku i podchodziło do gardła.Chciała krzyczeć: “Nie, nie, to niemożliwe" - nie mogła jednak uciec przed prawdą, którą sobie uświadomiła i czuła całym ciałem.Zaczęła płakać najpierw cicho, niemal bezgłośnie, a potem zwinęła się na łóżku i płacz jej przeszedł w żałosny jęk.Gdy wreszcie ucichła, stwierdziła, że zapadł mrok, w całym domu panuje niezwykła cisza, szumi tylko wiatr za oknem.Leżała walcząc z mdłościami i ów szum lasu wydał jej się złowrogi jak nigdy dotąd.Tak samo słuchała leśnych drzew, gdy przez długie godziny poruszał się w niej Kulesza, nawet wówczas jednak nie mogła wzbudzić w sobie wrogości do lasu.Podobnie jak nie zrodziły w niej wrogości opowiadania Horsta o krzywdach, jakie robił ludziom las.To przecież nie las był winien, że zgwałcono ją w młodniku, ale wódka i gromada robotników.Lecz czy nie było tak, że jeśli nawet coś złego czynili ludzie, to las ich tego nauczył? Jak mówił Horst, “odebrał im dusze".Z nią, Weroniką, stało się to samo.Zbyt długo mieszkała u Horsta, a potem wyszła za mąż za leśnika.Dlatego zamiast radości, którą powinna odczuwać prawdziwa kobieta (bo tak pisano w książkach i pokazywano na filmach), czuła gniew wobec swego ciała i nienawiść do tego, co się w niej zrodziło.I tak wielka wydawała się jej własna wrogość do siebie, do swej kobiecości, że gotowa była kąsać z wściekłością własne ręce.“Zabiję, zabiję, zabiję" - powtarzała cicho i ta myśl przyniosła jej ulgę.Uciekając nocą z leśniczówki Kuleszy, przysięgła sobie, że jej ciało będzie należeć już tylko do niej.A teraz okazało się, że wciąż należy do tego znienawidzonego człowieka, ponieważ zasiał w niej swoje życie.Na próżno usiłowała ujrzeć w wyobraźni bezradne niemowlę, a potem małego chłopca lub dziewczynkę.To coś, co w niej zaczęło żyć, przybierało w wyobraźni kształt potwora leśnego, straszliwej maszkary, z pyskiem jaszczurki.Odtąd będzie skazana, aby hodować owego potwora i otaczać go opieką.Jej ciało przestanie być jej własnością, ale będzie się nią żywił ów potwór leśny, zrodzony z nienawiści i złości.“Zabiję go, zabiję" - pomrukiwała.A potem zbiegła do łazienki, uklękła koło sedesu i zaczęła wymiotować.Nie usłyszała parskania klaczy na podwórku.Nie usłyszała, że Maryn wszedł do kuchni, a później do swego pokoju.Gdy wyszła z łazienki osłabiona torsjami i chyba bardzo blada, Maryn siedział przy stole kuchennym i nad popielniczką palił list od żony.Chciała go ominąć w milczeniu, ale on zatrzymał ją gestem podniesionej do góry dłoni.- Pani jest chyba w ciąży, Weroniko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •