[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Thasowie byli mniejsi od ludzi.Ich najwyższy wojownik ledwie sięgałby mi do ramienia, ale w podziemnym mieście zebrało się ich tylu, iż bez trudu powaliliby każdego z nas, chyba że wędrowalibyśmy szczytami murów.W desperacji człowiek czasami decyduje się na czyn, który w innych okolicznościach uznałby za niemożliwy do zrealizowania.Szybko wytłumaczyłem, co moim zdaniem powinniśmy zrobić.Zwróciłem się bezpośrednio do Uruka, ponieważ byłem przekonany, że znacznie lepiej przekaże wszystko Tsalemu za pomocą myśli niż ja niezdarnymi gestami.Jaszczuroludek syknął, lecz zawiesił na szyi siatkę ze świecącymi kamieniami.Nie chciałem wypuszczać z garści Lodowego Jęzora, ale do wędrówki przez osadę Thasów potrzebowałem obu rąk.Schowałem go więc do pochwy.Brzeszczot zgasł i tylko we wnętrzu rękojeści nadal pulsowały kolorowe pasma.Uruk przywiązał swój topór na plecach w taki sposób, żeby w razie potrzeby móc pochwycić go jednym ruchem (wypróbował wszystko dwukrotnie, by się upewnić, że umocował go właściwie).Czołgając się i co chwila przypadając do ziemi, dotarliśmy do pierwszego z wybranych przeze mnie domów-pudełek.Z odległości słyszałem gardłową mowę Thasów.I chociaż skręciłem nogę w kostce podczas pamiętnej burzy, która zaskoczyła mnie na urwistych ścianach Zielonej Doliny, teraz przegnałem myśl o możliwości porażki.Tak jak przypuszczałem, już po kilku chwilach bez trudu znalazłem się na szczycie muru.Na szczęście okazał się tak szeroki, że mogłem na nim stanąć.Tsali skoczył w górę, przemknął obok mnie okrążając róg domostwa i dotarł do następnego muru z wdziękiem i zręcznością właściwą jego plemieniu.Pojedyncza izba w dole okazała się pusta, ale to nie znaczyło, że szczęście nadal będzie nam sprzyjać.Wystarczyło, żeby choć jeden Thas spojrzał w górę i zauważył nas, a wtedy.Energicznie przegnałem tą myśl i ruszyłem za Tsalim.Wprawdzie nie skoczyłem równie lekko i zręcznie, lecz trafiłem w upatrzone miejsce i pośpieszyłem za Jaszczuroludkiem.Nie obejrzałem się, by sprawdzić, czy Uruk zrobił to samo, mimo że raz lub dwa usłyszałem za sobą jego stęknięcie.Przebyliśmy trzy czwarte drogi do wieży, kiedy spostrzegł nas wreszcie jakiś mieszkaniec chaty, której bezceremonialnie użyliśmy jak stopnia drabiny.Wzdrygnąłem się, słysząc przeraźliwy okrzyk, ale przecież w głębi duszy nie wierzyłem, że nie zauważeni przemkniemy się przez thaskie miasto.Uznałem, iż wciąż może to nam się udać, jeśli Thasowie nie dysponują większą liczbą chwytliwych i śmierdzących korzeni.Tsali już wskoczył na następny mur, a ja znów poszedłem jego śladem.Lecz świadomość, że nas odkryto, widać wstrząsnęła mną bardziej, niż przypuszczałem, gdyż zachwiałem się, a potem ukląkłem i chwyciłem się muru, b]l nie wpaść do wnętrza chałupy.Na ulicach rozbrzmiały ostrzegawcze okrzyki.Nie wolna mi ich słuchać, muszę skoncentrować się na uwolnieniu Crythy.Dotarłem do ostatniego domostwa i ujrzałem przed sobą przestrzeń, której chyba nie zdołałbym przeskoczyć.Tsali już wylądował na murze wieży i zniknął w dole, lecz podobny skok przekraczał ludzkie możliwości.Kiedy tak się wahałem, dogonił mnie Uruk.– Za daleko – powtórzył głośno moją myśl.Kręte uliczki w dole były pełne Thasów biegnących w stronę wieży i gromadzących się wokół wejścia do nie Pozostała nam już tylko walka.Wyciągnąłem z pochwy Lodowy Jęzor.Wydało mi się wtedy, że zaczarowanany miecz rozpoznał niebezpieczeństwo i chciał dodać nam otuchy, ponieważ rozbłysnął jaskrawym światłem.Thasowie zajęczeli.Nie miałem chęci widzieć, jaką teraz bronią będą z nami walczyć.Skoczyłem w sam środek tłumu.Przewróciłem przy tym co najmniej jednego Thasa, ale zdołałem utrzymać się na nogach.Zakręciłem w górze młynka Lodowym Jęzorem, który aż zaświstał nie przestając płonąć niezwykłym blaskiem.Thasowie cofnęli się z krzykiem, zasłaniając oczy rękami.W mgnieniu oka stanął obok mnie Uruk, trzymając w pogotowiu wielki topór.Pojawienie się więźnia lodowej krypty wstrząsnęło mieszkańcami podziemi.Tak, przyznaję, że walczyli.Niektórzy z nich zginęli od miecza i topora, ale odniosłem wrażenie, że raczej widok naszej broni, a pewnie i nas samych, poważnie osłabił ich wolę walki.W owej chwili ożyło mi w pamięci wspomnienie z poprzedniego życia.Na pewno kiedyś już tak walczyliśmy.Wiedziałem też, że zrodzonym z wody Lodowym Jęzorem mogłem kruszyć nawet skały i ziemię.Przebiliśmy się do drzwi wieży.Widząc nas Tsali wyszedł stamtąd tyłem.Wzrok miał utkwiony w Crycie i przyciągał ją, jakby prowadził konia posłusznego naciskom wodzy.Zobaczyłem nieruchomą twarz dziewczyny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •