[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieznajomy spojrzał na mnie i nie wypuszczającsłomki z ust, groznie zmarszczył brwi.Potem wypluł rurkę i wybełkotał: Nie wiem, co chcesz mi sprzedać, ale, do cholery, nie kupię tego! Jesteś pilotem stwierdziłem.Jaszczur błyskawicznie powrócił, niosąc puchar wypełniony jakimś podejrzanympłynem i postawił naczynie na stole.Rzuciłem mu dziesięciopunktowy kredyt, któryzłapał w powietrzu szybkim, niemal niedostrzegalnym ruchem jednej z czterech rąk.25 Spózniłeś się. Odepchnął pusty puchar i chwycił pełny. Byłem pilotem. Licencja lokalna czy międzygalaktyczna? zapytałem.Przez chwile, milczał,ustami niemal dotykając słomki. Międzygalaktyczna.Może chcesz sprawdzić moje dokumenty? w jegogłosie zabrzmiało szyderstwo. A właściwie, co cię to obchodzi?Człowiek znajdujący się pod wpływem faszowego dymu miewa krótkie atakiagresji, ale w przerwach między tymi atakami jest spokojny i słabo reaguje na bodzce,które w normalnych warunkach wyprowadziłyby go z równowagi. Być może obchodzi i to nawet bardzo.Potrzebujesz pracy?Roześmiał się.Tym razem chyba naprawdę był szczerze rozbawiony. Znowu się spózniłeś.Zostałem uziemiony na tej planecie. Chciałeś pokazać mi licencję.Nie została skonfiskowana? nieustępowałem. Nie.Tylko i wyłącznie dlatego, że nikt nie pofatygował się, żeby to zrobić.Nielatałem od dwóch lat planetarnych taka jest prawda.Serwują tu dzisiaj wyjątkoweświństwo, nie sądzisz? Chyba dolewają pomyje. Z ponurym zainteresowaniem gapiłsię na swój puchar, jakby spodziewał się zobaczyć coś pływającego po powierzchni.Znów wziął słomkę w usta, ale jednocześnie sięgnął ręką do kieszeni na piersii po chwili w jego drżącej dłoni pojawiło się bardzo zniszczone etui.Położył je na stole,ale nie uczynił żadnego ruchu, aby popchnąć futerał w moim kierunku.Najwyrazniejnie zależało mu na tym, żeby przekonać mnie o swoich kwalifikacjach.Wyciągnąłemrękę i w tej samej chwili kolejny rozbłysk neonu pozwolił mi przyjrzeć się tabliczcewystającej z etui.Posiadaczem licencji był niejaki Kano Ryzk, dyplomowany pilotmiędzygalaktyczny.Dokument wystawiono jakieś dziesięć lat temu.Wiek pilotaokreślono jako nieustalony, gdyż urodził się w przestrzeni kosmicznej.Najbardziejzdziwił mnie mały emblemat wyryty pod nazwiskiem, którzy pozwalał zidentyfikowaćRyzka jako Wolnego Kupca.Wolni Kupcy samotnicy i odkrywcy, uwielbiający smak ryzyka i nie uznającyregularnych linii kosmicznych zmonopolizowanych przez wielkie konsorcja, w ciąguwielu stuleci podróży międzygwiezdnych stali się jakby odrębną rasą.Ich domembyły statki kosmiczne nie potrafili długo usiedzieć na jednej planecie, ciąglezapuszczając się w rejony odwiedzane tylko przez pionierów i odkrywców.Początkitego stowarzyszenia były skromne, a Kupcy żyli z ochłapów, którymi wzgardziły wielkiekoncerny.Zbyt biedni, by brać udział w aukcjach międzyplanetarnych i kupowaćnowo odkryte światy, musieli sami prowadzić poszukiwania.Uczestniczyliw przedsięwzięciach mało zyskownych, za to obciążonych wysokim ryzykiem, liczącjednocześnie na nieoczekiwany uśmiech losu, co zdawało się wystarczająco często, żebyzapewnić im przetrwanie.26Nie widzieli świata poza swoimi statkami i trzymali się z dala od innych istot.Jeśli już zawierali związki małżeńskie, to wyłącznie w obrębie stowarzyszenia, alenajczęściej żyli samotnie.Od pewnego czasu dysponowali już portami zawieszonymiw przestrzeni kosmicznej i skolonizowanymi asteroidami, co pozwoliło im stworzyćsobie coś w rodzaju namiastki osiadłego, ustabilizowanego życia.Ich kontaktyz mieszkańcami planet ograniczały się jednak wyłącznie do spraw zawodowych.Byłowięc coś niezwykłego w tym, że ktoś taki jak Ryzk tkwił w Zewnętrznym Porcie,pozostawiony samemu sobie.Wolni Kupcy zawsze udzielali pomocy pobratymcomw potrzebie. To prawda. Wciąż wpatrywał się w swój puchar.Sprawiał wrażenieznużonego.Najwyrazniej nie byłem pierwszym, który przyjął informację o jegopochodzeniu z niedowierzaniem. Zapewniam cię, że nie obrabowałem żadnegogwiezdnego wędrowca, aby zdobyć tę licencję.To również była prawda.Tego typu tabliczki noszono zawsze blisko ciała,ponieważ tracąc kontakt z prawowitym właścicielem, szybko stawały się nieczytelne,gdyż wyposażono je w mechanizm samodestrukcji.Nie chciałem pytać, co sprowadziło samotnego Wolnego Kupca do takiegomiejsca jak Nurkująca Loklarwa.Moje wścibstwo mogłoby go rozgniewać i zniechęcićdo rozmowy o interesach.Ale fakt, że należał do stowarzyszenia, przemawiał na jegokorzyść.Pilot niestowarzyszony z wielkiej korporacji raczej nie zgodziłby się na udziałw planowanej przez nas kosmicznej podróży. Mam statek oświadczyłem bez ogródek i potrzebuję pilota. Poszukaj w Rejestrze mruknął, wyciągając rękę.Zamknąłem futerałi położyłem mu go na dłoni.Zastanawiałem się, czy całkowita szczerość jest w tymwypadku wskazana. Chcę kogoś spoza Rejestru.Dopiero teraz na mnie spojrzał.Miał duże i bardzo ciemne zrenice.Może nie byłteraz pod wpływem faszu, ale z pewnością zażył jakiś inny oszałamiający środek. Nie jesteś chyba przemytnikiem? zapytał po chwili. Nie odrzekłem.Szmugiel był nadzwyczaj popłatnym zajęciem, aleniestety w pełni zmonopolizowanym przez Bractwo.Tylko głupiec mógłby robić imkonkurencję. Więc kim jesteś? Znów zmarszczył brwi. Kimś, kto potrzebuje pilota. zacząłem i w tym momencie dotarł do mnietelepatyczny przekaz Eeta: Jesteśmy tu już za długo.Będziesz go musiał poprowadzić.Nie skończyłem zdania.Zapanowało milczenie.Ryzk gapił się na mnie błędnymwzrokiem, ale nie byłem pewien, czy cokolwiek widzi.Wreszcie chrząknął i odsunąłwciąż pełny puchar.27 Spać mi się chce. wymamrotał muszę stąd wyjść. Tak zgodziłem się chodz do mnie.Podszedłem do niego od lewej strony i pomogłem mu wstać.Potem ująłemgo pod ramię i ruszyłem naprzód.Na szczęście, zachował władzę w nogach, gdyż niemógłbym go nieść, bo choć był o kilka centymetrów niższy ode mnie, musiał przybraćna wadze w czasie długich miesięcy bezczynności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]