[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gospodinwspomniał coś o jakimś dobrym jedzeniu z restauracji – ja-sne, że pionierzy tak nie jadali, tylko z kotła i często kiepsko.No i reżim był.Może piknik jest podobny do biwaku? Eee, naprawdziwym chyba inaczej… A jak wygląda prawdziwy pik-nik? Był taki film, oglądała go, ale pamiętała z niego główniemuzykę.Zdaje się, że tam dziewczyny błądziły po skałachi przyjemności miały niewiele.Za to muzyka była czarowna.478 ⁄479#Infover WM wr6z2u2n1g8izz4n6tllv6vynkhcvfsyi0lbr2qp#Wypatrywała, dokąd jadą, ale poza tablicą informującą, że droga prowadzi do Kukanu, niczego nie kojarzyła.Zarazza Birobidżanem rozpoczęły się podmokłe, bagniste terenyrozlewiskowe Ikury.Obok drogi rozciągała się poręba, ale dziwna jakaś. – Gospodin, a dlaczego te drzewa ścięto tak wysoko?Chyba ze dwa metry nad ziemią…? I jak ci drwale to zrobili,to chyba niewygodne? – Ha! Bo to resztki pni po zimowym wyrębie.Teren ba-gnisty, to i żadnym sprzętem w las wjechać nie można.Je-dyna metoda pozyskania drewna, to ciąć wtedy, gdy mrózbagno zetnie.A zimą wiadomo, śnieg.Tyle go napadało, ilewidzisz – drwale cięli nad samą pokrywą.A potem przyszławiosna i śnieg stopniał. – I co z tymi pniami teraz zrobią? – spytała zafrapowana. – Myślę, że nic. – Nic? Tyle drewna się zmarnuje… – To drobiazg.Lasu jest tu tyle, że gdyby tylko w odleg-łości 10 kilometrów od Birobidżanu ciąć drzewa, starczy-łoby na pięć tartaków takich jak Kugła na wieczność – bolas odrasta.Po kilku minutach wjechali w inny krajobraz.Drzewa ro-snące wokół były potężne.Szosa biegła w górę nad jaramii strumykami, mijała samotne, nagie skały.Ujechali ledwie10 kilometrów, a okolica stała się dzika i bezludna – aż dziw,że tak blisko miasta. – Tędy nam wożą drewno – powiedział Gospodin.– Nalewo od tej drogi są letnie wyręby.Powiedziano mi, że wyżejprzyroda jeszcze piękniejsza.Byłem gdzieś tu przed końcemzimy, ale teraz jest zielono i zupełnie inaczej.Poszukamyjakiejś ładnej skałki, powspinamy się – lubisz wspinaczkę?Na prawdziwą turystykę skałkową nie starczy nam czasu,a i sprzętu nie mamy, ale może chociaż godzinę po obie-dzie… A jak nie będziesz chciała, to możesz rozłożyć się na#Infover WM rhghbchqne82id1wbki4cvhizc1vfwboquls28mx#kocu, wygrzewać w słońcu i czytać książkę.Wziąłem parę –możesz sobie wybrać – King, Herbert, Pratchett, Bułhakow,Sołżenicyn… Dziś twój dzień – wybierzesz, co zechcesz.Już ona wiedziała, czego chce.Zmęczenie zmęczeniem,ale przede wszystkim była wyposzczona seksualnie.Popa-trzyła na Gospodina taksująco – czy wygląda tak samo źlejak na początku tygodnia? Czy nadal ma podkrążone z nie-wyspania oczy? Złowił jej spojrzenie i chyba zrozumiałcel oglądu, bo po chwilowym skupieniu uwagi na drodze,która jej wymagała, znów popatrzył na nią i uśmiechnął sięnieznacznie. – A jeśli chcesz czegoś innego, to zrobimy scenę jak z Ma-neta.Pamiętasz? Już mi kiedyś zarzucałaś, że się na nimwzoruję.Dziś na rosyjskim łonie przyrody odkryjesz swoje.Mamy szansę przewyższyć wizję artysty.A potem posunie-my się jeszcze dalej.Uśmiech Gospodina stwarzał nadzieję, że posunięciebędzie udane.Tak… Zdecydowanie nabierała chęci na tenpiknik.Gdy w zapadającym zmierzchu wracali do Kugły, ogar-nięta ogólną błogością Oksana wciąż dziwiła się, jak uni-wersalne i ekscytujące mogą być ręce, język, wargi i zębymężczyzny.Nie wiedziała, czy każdego mężczyzny, ale Go-spodina tak.Nigdy by nie przypuszczała, ile doznań mogąjej dostarczyć.Gdy ją obejmował, głaskał, całował, zlizy-wał czekoladę z wnętrza jej ust, ssał wargi i płatki jej uszu,szturchał językiem i delikatnym przygryzaniem wprawiałw drżenie jej brodawki sutkowe – odpływała wielokrotniena skraj spełnienia.I może przekroczyłaby tę granicę jużwtedy, gdyby nie rozpraszający, denerwujący brzęk koma-rów, które, zniechęcone odstraszającym płynem, nie sia-dały wprawdzie na nich, ale irytująco krążyły wokół.Ta480 ⁄481#Infover WM e4h4l8g6mvdrf6evmnn00mcq80h4xa4uocyqpwnd#muzyka przyrody w niczym nie przypominała upojnych tonów fletni z Pikniku pod wiszącą skałą, choć skała była, leżeli na niej na kocu.Później, gdy zszedł niżej i chropawym językiem łaskotałjej pępek, gdy wodził nim między nogami, lizał z tyłu ko-lan, ssał jej palce u nóg i szperał językiem pomiędzy nimi,chciała jeszcze i więcej, i w coraz nowym miejscu; w któ-rym – nie wiedziała.Najlepiej w każdym.Gdy lizał podeszwy,gładząc jednocześnie palcami wierzch stóp i wodząc nimiwokół kostek, myślała, że rozchichoce się, bo pamiętała, żemiała tam zawsze łaskotki, ale nie dziś – dziś z jękiem prę-żyła się z tęsknoty za pieszczotą, poddawała jej kolejne czę-ści swego ciała – i gdy wracał wyżej przez pachwiny, brzuchi piersi ku zgięciom łokci, gdy po jednym brał do ust, ssałi przygryzał jej palce, gdy czuła nimi jego zęby, jego język,jego podniebienie, gdy lizał wnętrze jej dłoni, gdy prze-suwał się na powrót ku szyi, gdy wywoływał ekscytującełaskotki na karku i pod brodą, gdy doznawała ciepła pro-mieni słońca i jego ciała – brzucha, ud, ramion – szorst-kości jego owłosionego, męskiego torsu, delikatności jegopalców i twardości jego mięśni – nie mogła się doczekać,kiedy dotknie językiem jej łechtaczki, ogrzeje oddechem,poliże wejście do pochwy, wsunie język do jej przedsionka,przejedzie nim po fourchette, perineum i dalej aż do tylnejdziurki, kiedy ją zassie i podejmie próbę penetracji, kiedywróci powoli w górę, chuchnie pomiędzy wargi sromowe,przesunie po nich językiem, pocałuje po obu stronach, weź-mie do ust tę, co już tam, nad nimi, sterczy i czeka wrazz napletkiem, i delikatnymi, ssącymi ruchami będzie się niąznów bawił, powiększoną i sztywną, sterczącą i nabrzmiałąchęcią spełnienia – spełnienia, które było o jedno liźnięcie,o jedno jego gorące tchnienie, o jeden dotyk jego warg odorgazmu.O minutę bez komarów… Niechby choć ćwierć…Zasłoniła sobie uszy palcami.Wtedy, gdy ten jeden dotyk,#Infover WM echcarhxpn84z0qhugbvo8fzdvehf46ufkbbdilv#jedno przesunięcie języka i jedno tchnienie wreszcie zaist-niały i w ciszy rozbrzmiała fletnia…Gdy wróciła jej świadomość, Gospodin żartował, że z pew-nością wszystkie niedźwiedzie, które w tych stronach mająswoje legowiska, wyniosły się aż pod Ochock.W każdymrazie, gdyby on był niedźwiedziem, to usłyszawszy takiekrzyki, na pewno by to zrobił.Ale nie jest niedźwiedziemi nie ma zamiaru się wynosić, a że wręcz przeciwnie, bar-dzo lubi, gdy instrument, na którym gra, wydaje takie wła-śnie głośne i melodyjne dźwięki, to spróbuje je wywołaćponownie. –  Zagraj to jeszcze raz, Sam – zażartowała.Przeżyła więc jeszcze raz to samo, z tym że już nie utra-ciła świadomości i że w finale Gospodin jej towarzyszył,wchodząc w nią, gdy już zaczęła szczytować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •