[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprzêt wartoœci piêciu tysiêcy poscredów znajdowa³ siê w zasiêgu rêki.Zmarnowa³ okazjê i teraz ponosi tego skutki.- Chcê, ¿ebyœ o czymœ wiedzia³ - wolno rzek³ Dosker.- Otó¿ jeden z doœwiadczonych agentów KANT-u uda siê na tamt¹ | stronê, korzystaj¹c z us³ug normalnej placówki Telporu, jak pierwszy z brzegu przeciêtny Ziemianin.W zale¿noœci od rozwoju wypadków mo¿e siê wiêc zdarzyæ, ¿e w przysz³ym tygodniu nawi¹¿emy ³¹cznoœæ z „Omphalosem"; wtedy jeszcze bêdziesz móg³ zawróciæ.Mo¿e uda nam siê zaoszczêdziæ twoje osiemnaœcie lat w jedn¹ i - o czym zapewne teraz nie myœlisz - osiemnaœcie w drug¹ stronê.- Nie jestem pewien - odpar³ Rachmael - czy po wyl¹dowaniu na Paszczy Wieloryba zdo³am jeszcze powróciæ.- W³aœciwie to nie mia³ ¿adnych z³udzeñ; po locie do Fomalhauta mo¿e byæ fizycznie niezdolny do dalszej podró¿y.Niezale¿nie od warunków, jakie bêd¹ panowa³y w kolonii, pozostanie w niej, gdy¿ nie bêdzie mia³ innego wyjœcia.Cia³o ludzkie ma swoje prawa.Dusza zreszt¹ te¿.Teraz mieli ju¿ wiêcej punktów zaczepienia.Do nieudanego eksperymentu z wys³aniem kapsu³y czasowej, o czym dziwnie szybko zapomnia³y œrodki masowego przekazu, do³¹czy³y nowe fakty.Oto na jak najbardziej legalny wniosek Matsona Glazer-Hollidaya dotycz¹cy ponownego uruchomienia kr¹¿¹cego na orbicie satelity „Ksi¹¿ê Albert B-y", Korporacja Wideofon Wes-Dem odpowiedzia³a odmownie.Krótko i zdecydowanie.Rachmael pomyœla³, ¿e ju¿ samo to zajœcie powinno mocno zaniepokoiæ trzeŸwo myœl¹cych ludzi.By³o tylko jedno ale.Po prostu ludzie nic o tym nie wiedzieli.Œrodki masowego przekazu zapomnia³y poinformowaæ spo³eczeñstwo o takiej drobnostce.Co prawda Matson postara³ siê, aby wiadomoœæ o tym dotar³a do dzia³aczy ma³ej, wojowniczo nastawionej organizacji antyemigracyjnej nosz¹cej nazwê „Przyjaciele Zjednoczonych Ludzi".W jej sk³ad wchodzili przede wszystkim wystraszeni, konserwatywnie myœl¹cy starsi ludzie, których niechêæ do korzystania z us³ug Telporu wyp³ywa³a g³ównie z neurotycznych przes³anek.Najwa¿niejsze by³o jednak to, ¿e zajmowali siê tak¿e drukiem ulotek.Dziêki temu informacja o postawie Korporacji Wideofon szybko zosta³a zamieszczona w ich biuletynie o zasiêgu œwiatowym.Rachmael nie wiedzia³, ilu ludzi zetknê³o siê w ten sposób z prawd¹.Intuicja podpowiada³a mu, ¿e raczej niewielu.Emigracja w ka¿dym razie kwit³a w najlepsze.Coraz wiêcej œladów prowadzi³o do jaskini lwa, a ci¹gle jeszcze ¿aden trop nie wychodzi³ na zewn¹trz.- W porz¹dku - powiedzia³ Dosker.- Teraz ju¿ oficjalnie i formalnie przekazujê ci „Omphalosa".Jest w doskona³ym stanie.Wygl¹da na to, ¿e nie musisz siê o niego martwiæ.- Ciemne oczy pilota b³yszcza³y.- Coœ ci powiem, ben Applebaum.W ci¹gu osiemnastu lat czuwania mo¿esz znaleŸæ pewn¹ rozrywkê w tym, co ja robi³em przez ostatni tydzieñ.- Podniós³ ze sto³u oprawn¹ w skórê ksiêgê.- Zacznij prowadziæ dziennik.- Jaki dziennik?- Dziennik stanu swej duszy.Z pewnoœci¹ zainteresuje on psychiatrów.- Wiêc nawet ty uwa¿asz.- Decyduj¹c siê na lot bez aparatury spowalniaj¹cej metabolizm organizmu, pope³niasz straszny b³¹d.Mo¿e rzeczywiœcie dziennik do niczego nie bêdzie ci potrzebny, mo¿e ju¿ teraz coœ siê z tob¹ porobi³o.Rachmael bez s³owa odprowadzi³ wzrokiem znikaj¹c¹ w œluzie gibk¹ postaæ.Po chwili Dosker siedzia³ ju¿ w wynajêtym skrzyd³owcu.Szczêknê³y zamki luku; zap³onê³o czerwone œwiat³o, oznajmiaj¹c, ¿e oto pozosta³ sam na pok³adzie wielkiego liniowca.Nie móg³ oprzeæ siê myœli, ¿e mo¿e tak ju¿ bêdzie przez osiemnaœcie lat.Czy¿by Dosker mia³ jednak racjê?Nawet jeœli tak by³o, on nadal pragn¹³ odbyæ tê podró¿.O trzeciej nad ranem Matson Glazer-Holliday zosta³ obudzony przez jednego z obs³uguj¹cych willê automatycznych kamerdynerów.- Mój panie, wiadomoœæ od pana Bergena Phillipsa.Z kolonii.Nadesz³a przed chwil¹, a poniewa¿ prosi³ pan.- Tak.- Matson usiad³, œci¹gaj¹c bezwiednie przeœcierad³o ze œpi¹cej Frei; schwyci³ szlafrok, odszuka³ kapcie.- No poka¿, co tam masz.Na w¹skim pasku papieru widnia³y dwa rzêdy wystukanych na maszynie wyrazów.Zwyk³a depesza dostarczona przez Korporacjê Wideofon.Jej tekst brzmia³:KUPI£EM PIERWSZE DRZEWKO POMARAÑCZY.ZAPOWIADA SIÊ DOBRY ZBIÓR.CZEKAMY Z MOLLY NA TWOJE PRZYBYCIE.Freya zbudzi³a siê i unios³a na ³ó¿ku.Rami¹czko przejrzystej nocnej koszuli opad³o, ods³aniaj¹c blade, nagie ramiê.- Co siê sta³o? - zapyta³a niezbyt przytomnie.- Pierwsza zakodowana wiadomoœæ od Bergena Philipsa - powiedzia³ Matson, w zamyœleniu uderzaj¹c o kolano z³o¿on¹ depesz¹.Usiad³a w pe³ni rozbudzona i siêgnê³a po le¿¹c¹ na stoliku paczkê beringów.- Co w niej jest, Mat?- No có¿, otrzymaliœmy tekst wersji szóstej.- Czyli sprawy maj¹ siê dok³adnie tak, jak przedstawiaj¹ to œrodki masowego przekazu.- Przypatrywa³a mu siê w napiêciu poprzez papierosowy dym.- Tak.Tyle tylko, ¿e psycholodzy Szlaków zajmuj¹cy siê kontrol¹ imigrantów mogli przechwyciæ naszego cz³owieka.W takim przypadku wyci¹gnêliby z niego wszystko i wys³ali do nas uspokajaj¹c¹ wiadomoœæ; tak¹ jak ta.Dlatego te¿ nie ma ona dla nas ¿adnej wartoœci.Co innego, gdybyœmy otrzymali któryœ z wariantów nieparzystych, sygnalizuj¹cych, ¿e w wiêkszym czy mniejszym stopniu sytuacja odbiega od lansowanej przez Szlaki normy.Taka depesza by³aby bardziej wiarygodna, gdy¿ nikt z w³adz kolonii nie jest zainteresowany wysy³aniem niekorzystnych dla siebie danych.- Tak wiêc - podsumowa³a Freya - wiesz, ¿e nic nie wiesz.- Poczekamy.Mo¿e uda mu siê uruchomiæ „Ksiêcia Alberta B-y".- Tydzieñ to nied³ugo.Po takim czasie z ³atwoœci¹ bêdzie mo¿na skontaktowaæ siê z „Omphalosem"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]