[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyśleć tylko, ilu miesz-kańców stanu Iowa powitało wieczność w tych obojętnych czterechścianach.Lakierowane podłogi, chustki do nosa, grube, ciemnewełniane garnitury.i tak dalej, aż do miedziaków, jakimiprzykrywa się oczy zmarłych.I organy, grające krótkie, rytmicznepsalmy.Doszedł do trumny, zawahał się chwilę i zajrzał do wnętrza.W kącie trumny leżał stos osmalonych, wysuszonych kości,a na jego wierzchołku cienka jak papier czaszka, wykrzywionaw jego stronę drwiącym grymasem.Zapadnięte w głąb oczyprzypominały wyschnięte winogrona.Wokół małej kupki szcząt-ków Runcitera rozsiane były strzępki materiału o włóknachsterczących jak szczecina — jak gdyby przyniesione tam przezwiatr.Jakby zwłoki, oddychając, same się nimi przysypaływ trakcie słabnącego cyklu dychawicznych wdechów i wydechów,który teraz ustał już całkowicie.Wszystko było zupełnie nieru-chome.Tajemniczy proces zmian, który zniszczył też Wendy i Ala,dobiegł już końca najwyraźniej dawno temu.Wiele lat temu —pomyślał Joe, przypominając sobie Wendy.Czy widzieli go pozostali członkowie grupy? Czy też wydarzyłosię to już po zakończeniu ceremonii? Joe wyciągnął rękę, chwyciłdębowe wieko trumny i zamknął je; uderzenie drzewa o drzeworozległo się echem w pustej sali domu przedpogrzebowego, alenikl go nie usłyszał, nikt się nie zjawił.Oślepiony przez łzy, które wycisnął z jego oczu lęk, wydostałsię z zakurzonej, cichej sali i znów znalazł się w słabym świetlesłonecznym późnego popołudnia.— Co się stało? — spytał Don Denny, gdy na nowo przyłączyłsię do grupy.— Nic — odparł Joe.— Wyglądasz jak śmiertelnie przestraszony głupiec — powie-działa agresywnym tonem Pat Conley.— Nic się nie stało! — spojrzał na nią z głęboką, gwałtownąwrogością.— Czy będąc tam nie spotkałeś przypadkiem Edie Dorn? —spytała Tippy Jackson.— Znikła gdzieś — wyjaśnił mu Jon lid.— Ale przecież dopiero co tu była — zaprotestował Joe.— Mówiła przez cały dzień, że jest jej okropnie zimno i że jestzmęczona — mówił Don Denny.— Być może wróciła do hotelu;wspominała już wcześniej, że zaraz po uroczystości chce siępołożyć przespać.Zapewne nic jej nie jest.— Zapewne już nie żyje — powiedział Joe.Zwracając siędo wszystkich ciągnął: — Myślałem, że już zrozumieliście to.Jeżeli ktokolwiek z nas odłączy się od grupy — musi umrzeć.Zdarzyło się to już Wendy, Alowi, Runciterowi i.— przerwałnagle.— Runciter został zabity podczas wybuchu — stwierdził DonDenny.— Wszyscy zginęliśmy podczas wybuchu — powiedział Joe.—Wiem, bo poinformował mnie o tym Runciter: napisał to naścianie męskiej toalety w naszym nowojorskim biurze.Widziałemteż ponownie ten napis na.— To szaleństwo, co ty opowiadasz — przerwała mu PatConley.— Czy Runciter został zabity, czy nie? A my: zginęliśmyczy żyjemy? Mówisz na zmianę raz tak, raz owak.Czy nie możesztrzymać się jednej wersji?— Staraj się być konsekwentny — wtrącił się Jon lid.Pozostalikiwali głowami, wyrażając tym gestem niemą solidarność.Ichtwarze były skurczone i pobrużdżone przez lęk.— Mogę wam powiedzieć, jak brzmiał napis na ścianie —oświadczył Joe.— Mogę opowiedzieć wam o zdezelowanymmagnetofonie i znajdującej się przy nim instrukcji obsługi.Mogęwas poinformować o reklamówce telewizyjnej Runcitera, o kartce,którą znaleźliśmy w kartonie papierosów w Baltimore i o etykieciebutelki z eliksirem Ubiąue.Ale nie potrafię tego wszystkiegopołączyć w logiczną całość.Tak czy owak musimy dotrzeć dowaszego hotelu i postarać się znaleźć Edie Dorn, zanim wyczerpiesię ona i zgaśnie na zawsze.Gdzie możemy znaleźć taksówkę?— Władze domu przedpogrzebowego dostarczyły nam wóz,którego możemy używać podczas pobytu w Des Moines —powiedział Don Denny.— To ten Pierce-Arrow, który tu stoi.—Wskazał samochód palcem.Pospiesznie ruszyli w jego stronę.— Wszyscy się nie zmieścimy — powiedziała Tippy Jackson,podczas gdy Don Denny otworzył szeroko ciężkie, żelazne drzwii wszedł do środka.— Spytajcie Blissa, czy możemy wziąć Willys-Knighta — poleciłJoe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]