[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewno jakaś złośliwa gęba donoszrobiła. Pojedz na posterunek i ściągnij milicjantów  wyprawiaCieślika.Stanowczo odsuwa kobietę z tej części warsztatu. To ja sobie pójdę do domu, nie muszę tu sterczeć.Ta sięnie boję. Nigdzie sama pani nie pójdzie  inspektor wskazuje jej zy-del i każe usiąść.Zanim Cieślik zjawia się w towarzystwie milicjantów, major zpasją atakuje twardy, nieustępliwy beton.Z trudem wy dziobu-je niewielkie kęsy.Robi mu się gorąco, zrzuca marynarkę i za- wija rękawy.Już po chwili pieką go starte dłonie, a u nasadypalców nabrzmiewają białe pęcherze. Dzień dobry!  wita go wchodzący kapral. Nie siłą, a spo-sobem!  mówi dobrodusznie i zabiera majorowi żelazny łom.Inspektor nie upiera się, z ulgą chłodzi rozpalone ręce.Milicjanci grzebią w narzędziach, rozrzuconych na warszta-cie, wreszcie włączają elektryczne wiertło.Borują otwory.Póz-niej już bez trudu rozkruszają tworzywo.Ukazują się luzno położone deski.Po ich usunięciu w polepiezieje głęboka jama.W rogu widnieje pancerna kasa, w pół-otwartych drzwiach tkwi skręcony ludzki kształt w granato-wym, spłowiałym kombinezonie.Obok zniekształconej, zbroczonej krwią głowy leży żelaznemieszadło z resztkami zeschłej zaprawy.Rozlega się przerazliwy krzyk; kobieta słania się, jest bliskaomdlenia.Kapral podtrzymuje ją, odciąga i usiłuje odprowa-dzić do domu.Kobieta wyrywa się, chce wrócić do baraku. Cieślik, wezwij warszawską brygadę dochodzeniową  in-spektor odwraca oczy od makabrycznego widoku.Wóz służby kryminalnej jest bez emblematów milicyjnych;nakłada drogi, omijając osadę, inspektor stara się, aby wiado-mość o śmierci Nula jak najpózniej rozeszła się wśród miesz-kańców Zacisza.Funkcjonariusze pracują wewnątrz zabudowań.Tylko jedensamochód należący do służby X tkwi w kącie podwórza, innezamaskowano w pobliskim zagajniku.Zanim zapadł wczesny zmierzch, w mieszkaniu mechanikazgromadziło się kilka osób.Jakaś sąsiadka, która zajrzała dojego żony, trzech mężczyzn z osady, którzy przyszli dowiedziećsię o pozostawione do naprawy motocykle.Zatrzymano ichchwilowo w obawie, aby nie zdradzili akcji prowadzonej przezmilicję.Wieczorem znów rozlega się pukanie.Wywiadowca dyżurują-cy w sieni wpuszcza do ciemnego wnętrza jeszcze jednego czło-wieka i szybko zatrzaskuje drzwi, a jego kolega oświetla zdezo-rientowanego mężczyznę silną latarką elektryczną. Służba kryminalna  mówi cicho, sprawnie obszukując przybysza.Potem wprowadza go do pokoju.Mężczyzna, oszo-łomiony, mruga oczami, przyglądając się zgromadzonym lu-dziom. Prosimy do towarzystwa, doktorze!  odzywa się ktoś zkąta.Mija pierwsze zaskoczenie i lekarz czerwienieje z wściekłości: Co to za praktyki, panowie?!  przenosi oburzone spojrzenieod jednej twarzy do drugiej. Bardzo mi przykro, doktorze  major oddaje mu dokumen-ty  ale musi pan z nami chwilowo pozostać.Krewki lekarz wpada w furię, inspektor stara się złagodzićpierwszy impet, aby z nim rozsądnie porozmawiać.Pozostaliludzie ze złośliwą satysfakcją śledzą te usiłowania. Kolacja!  Cieślik wnosi tacę pełną chleba i pokrojonej kieł-basy.%7łona Nula, blada, z opuchniętymi oczami, stawia na stoleparujący dzbanek i kubki.Lekarz jest tak zdziwiony nowym wcieleniem faceta, który goprzed chwilą obszukiwał, że urywa w pół słowa.Major korzystaz tej pauzy i pociąga go do sąsiedniego, wąskiego jak kiszka po-koju.Nie ma w nim krzeseł, stoi tylko wielkie, podwójno łoże,okryte koronkową kapą.Korosz odrzuca brzeg pościeli, gestemzaprasza lekarza, aby usiadł, i zwięzle informuje go o morder-stwie. Potworne!  lekarz nie może zrozumieć motywów tejzbrodni. To był bardzo spokojny człowiek.Rabunek? Spo-dziewa się pan, że morderca może tu jeszcze przyjść? Może jego wspólnicy, to nie jest wykluczone. powściągli-wie wyjaśnia inspektor.Nie może przecież powiedzieć, że ofia-rą padł najprawdopodobniej skarbnik gangu. Mówi pan.pięć dni temu?  namyśla się doktor. Zaraz,wieczorem, w ubiegły piątek  zagina palce u ręki  tak, to bysię zgadzało! Pięć dni temu byłem tu w pobliżu u pacjenta.Na-wet chciałem wstąpić do warsztatu, dowiedzieć się, czy już zna-lazł dla mnie opony.Protektory w moim wozie są już zupełniełyse.Zrezygnowałem, bo w warsztacie było ciemno, w miesz-kaniu też się nie świeciło.Pomyślałem: śpi, wstąpię innym ra-zem.Miałem czas dopiero dzisiaj, no i w p a d ł e m!.Gdy je- chałem do niego, minął mnie jakiś samochód, nie zwróciłbymna niego uwagi, ale dał szosowe światła i mnie oślepił.Szlagmnie trafił, więc posunąłem mu moje, a są silne! Nie powiem,przełączył natychmiast na postojowe, ale ja swoich nie wyłączy-łem.Pomyślałem sobie: naucz się, łobuzie!.To był nowy, kre-mowy  Fiat.O ile się znam na rzeczy, oryginalny, włoski.Niktw naszej okolicy nie ma takiego wozu.Major notuje godzinę spotkania, doktor określa miejsce data jest niewątpliwa.Póznym wieczorem inspektor zwalnia mieszkańców Zaciszapo zobowiązaniu ich do zachowania dyskrecji.Dopiero nocą, również ze względu na konspirację, zwłoki za-biera ambulans medycyny sądowej, po czym major z brygadąkryminalną wraca do Warszawy.Cieślik zaś z dwoma wywia-dowcami pozostaje w dalszym ciągu w domu Nula.W drugim dniu zasadzki zjawia się Janina Aopatkowa.Po-rucznik nie widzi innej możliwości, jak tylko zatrzymać starsząpanią.Telefonicznie melduje o tym majorowi i ocenia, że dalszeutrzymywanie zasadzki traci już sens [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •