[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kretyn - cicho powiedział mokrzak i głowa opadła mu na ramię Wiktora.- Bałwan - powiedziała Diana doganiając Wiktora i łapiąc go za rękaw.- Zabijesz go, idioto! Natychmiast wynieś go i połóż na deszczu! Natychmiast, słyszysz? No, czego stoisz?.- Wszyscyście tu powariowali - z gniewnym zdumieniem powiedział Wiktor.Zawrócił, kopnął drzwi nogą i wyszedł przed dom.Deszcz jakby tylko na to czekał.Dopiero co siąpił leniwie, a teraz nagle lunął jak z cebra.Mokrzak jęknął cichutko, podniósł głowę i nagle zaczął szybko,szybko oddychać jak po biegu.Wiktor wciąż jeszcze zwlekał, instynktownie rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś osłony.- Niech mnie pan położy - powiedział mokrzak.- W kałużę? - gorzko i jadowicie zapytał Wiktor.To bez znaczenia.niech pan kładzie.Wiktor ostrożnie położył go na ceramiczne kafelki przed wejściem, a mokrzak od razu wyciągnął się i rozkrzyżował ręce.Jego prawa noga była nienaturalnie wykręcona, ogonfne czoło w świetle nocnej lampy wydawało się sinawobiałe.Wiktor usiadł obok na schodku.Miał ogromną ochotę wrócić do holu, ale to było niemożliwe - zostawić rannego na deszczu, a Samemu schronić się w cieple.Ile razy nazwano mnie dzisiaj głupcem? - pomyślał, ocierając twarz dłonią.Oj.dużo razy.I zdaje się, jest w tym trochę prawdy, ponieważ głupiec, czyli bałwan, a także kretyn i tak dalej, to ignorant upierający się przy swojej ignorancji.A przecież, jak Boga kocham, jest mu lepiej na deszczu! Nawet oczy otworzył i wcale nie są takie straszne.Mokrzak, pomyślał.Tak, właściwie raczej mokrzak niż okularnik.Ale jak też trafił w ten potrzask? Spotykam dzisiaj drugiego mokrzaka i obaj mają kłopoty.Oni mają kłopoty, i ja mam przez nich kłopoty.W holu Diana rozmawiała przez telefon.Wiktor przysłuchał się:- Noga!.Tak, zgruchotane kości.Dobrze.W porządku.Jak najszybciej, czekamy.Przez szklane drzwi Wiktor zobaczył, że odwiesiła słuchawkę i pobiegła schodami na górę.Zaczęły się jakieś nieprzyjemności z mokrzakami w naszym mieście.Coś się wokół nich dzieje.Jakby nagle zaczęli wszystkim przeszkadzać, nawet dyrektorowi gimnazjum.Nawet Loli, przypomniał sobie nagle.Zdaje się, że też coś o nich wspomniała.Spojrzał na mokrzaka.Mokrzak patrzył na niego.- Jak pan się czuje? - zapytał Wiktor.Mokrzak milczał.- Może panu czegoś trzeba? - zapytał Wiktor podnosząc głos.- Trochę dżinu?- Niech pan się nie drze - powiedział mokrzak.- Słyszę.- Boli? - zapytał Wiktor współczująco.- A jak pan myśli?Wyjątkowo nieprzyjemny człowiek, pomyślał Wiktor.Zresztą Bóg z nim - widzę go po raz pierwszy i ostatni.A teraz go boli.- To nic.- rzekł.- Jeszcze tylko kilka minut.Zaraz po pana przyjadą.Mokrzak nic nie odpowiedział, jego czoło pokryły bruzdy, przymknął oczy.Przypominał teraz trupa - płaski, nieruchomy pod ulewnym deszczem.Wybiegła Diana z lekarską walizeczką, przysiadła obok i zaczęła coś robić z poharataną nogą.Mokrzak cicho krzyknął, ale Diana nie mówiła uspokajających słów jak zwykle w takich wypadkach lekarze.“Pomóc ci?" - zapytał Wiktor.Diana nie odpowiedziała.Wstał, wtedy Diana nie unosząc głowy powiedziała: “Poczekaj, nie odchodź".- Nigdzie nie idę - odparł Wiktor.Patrzył jak zręcznie zakłada szynę.- Będziesz jeszcze potrzebny - powiedziała Diana.- Nigdzie nie idę, - powtórzył Wiktor.Potem gdzieś za zasłoną deszczu zawarczał silnik, błysnęły reflektory.Wiktor zobaczył jeepa, który ostrożnie skręcał w bramę.Jeep podjechał do wejścia i niezgrabnie wyładował się z niego Jul Golem w swoim niezgrabnym płaszczu.Wszedł po schodkach, pochylił się nad mokrzakiem i wziął go za rękę.Mokrzak powiedział głucho:- Żadnych zastrzyków.- Dobra - powiedział Golem i spojrzał na Wiktora.- Niech go pan podniesie.Wiktor wziął mokrzaka na ręce i zaniósł go do jeepa.Golem wyprzedził go, otworzył drzwi i wsiadł do środka.- Niech pan go daj e tutaj - powiedział z ciemności.- Nie, nogami do przodu.Śmielej.Przytrzymać za ramiona.Sapał i krzątał się w samochodzie.Mokrzak znowu krzyknął i Golem powiedział coś niezrozumiałego, coś w rodzaju “Sześć kątów na szyi." Potem zatrzasnął drzwi i siadając przy kierownicy, zapytał Dianę:- Dzwoniłaś do nich?- Nie - powiedziała Diana.- Zadzwonić?- Teraz już nie warto - powiedział Golem - bo inaczej wszystko zatuszują.Do widzenia.Jeep ruszył, objechał klomb i odjechał aleją.- No, to idziemy - powiedziała Diana.- Płyniemy - poprawił ją Wiktor.Teraz, kiedy wszystko się skończyło, nie czuł nic oprócz irytacji.W holu Diana wzięła go pod rękę.- To nic - powiedziała - zaraz przebierzesz się w suche ubranie, strzelisz sobie kielicha i wszystko będzie dobrze.- Jestem przemoczony jak pies - gniewnie poskarżył się Wiktor.- A poza tym, może wreszcie wytłumaczysz mi, co się tu stało?Diana westchnęła ze znużeniem.- Nic szczególnego się nie stało.Nie trzeba było zapominać latarki.- A te potrzaski na drodze - to u was na porządku dziennym?- Burmistrz je stawia, kanalia.Weszli na pierwsze piętro i szli teraz korytarzem.- Zwariował? - zapytał Wiktor.- To przecież kryminalna sprawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]