[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obok tego smutnego środka miałem jeszcze inne widoki.Myślałem o Anglikach, którzy,jak my, posiadają kolonie w tych stronach.Ale przerażało mnie oddalenie: aby dotrzeć do ichsiedzib, trzeba było wędrować kilka dni przez odludne stepy oraz przebyć pasmo tak wyso-kich i stromych gór, iż droga przez nie zdawała się ciężka najsilniejszym i najbardziej zahar-towanym.%7ływiłem mimo to nadzieję, że zdołamy skorzystać z tych dwóch środków; dzikichużyjemy jako przewodników, ci zaś doprowadzą nas do siedzib angielskich, gdzie znajdziemybezpieczne schronienie.Szliśmy tak długo, jak długo pozwoliły siły Manon, to znaczy około dwóch mil; ta nie-zrównana kochanka wzbraniała się wcześniej zatrzymać dla spoczynku.Wyczerpana wreszciedo ostateczności, wyznała, że niepodobna jej iść dalej.Była już noc.Siedliśmy na równinienie znalazłszy bodaj drzewa, które by nas osłoniło.Pierwszym staraniem Manon było zmienićpłótno, którym opatrzyła przed wyjściem mą ranę.Próżno sprzeciwiałem się jej; byłbymprzygnębił ją do reszty, gdybym jej odmówił tej pociechy.Nim pomyślała o własnym po-krzepieniu, chciała się upewnić, że mnie nie grozi niebezpieczeństwo.Poddałem się na chwi-lę, w milczeniu i ze wstydem przyjmując jej starania.75 Ale skoro ona dała folgę swej tkliwości, z jakimż żarem znów moja miłość upomniała się oswe prawa! Zdjąłem z siebie wszystko, aby ścieląc posłanie dl'a Manon uczynić mniej twar-dym jej leże.Ogrzałem jej ręce płomiennymi całunkami i żarem westchnień.Spędziłem całąnoc czuwając przy niej i błagając niebo, aby jej zesłało łagodny sen.O nieba! jakże modłymoje były szczere! czemuż okrutny wyrok nie pozwolił wam ich wysłuchać!Niech pan daruje, że w kilku słowach dokończę opowiadania, które mnie zabija.Opowia-dam nieszczęście, którego nie da się porównać z niczym; całe me życie spłynie na tym, by jeopłakiwać.Ale mimo że je noszę wciąż w pamięci, za każdym razem, kiedy próbuję je ująć wsłowa, dusza moja wzdryga się.Spędziliśmy spokojnie kilka godzin.Myślałem, że droga kochanka śpi; nie śmiałem wydaćnajlżejszego tchnienia, aby nie zmącić jej spoczynku.O świcie dotykając rąk Manon spo-strzegłem, że są zimne i drżące; zbliżyłem je do łona, aby je ogrzać.Uczuła ten ruch i czyniącsłaby wysiłek, aby ująć me dłonie, rzekła wątłym głosem, iż zbliża się jej ostatnia godzina.Zrazu wziąłem te słowa za prostą skargę, odpowiedziałem jedynie tkliwymi słowami po-ciechy.Ale westchnienia, jakie wydawała Manon, jej milczenie, kurczowy uścisk rąk, w któ-rych nieustannie trzymała moje, dały mi poznać, że w istocie nadchodzi koniec jej niedoli.Niech pan nie żąda, bym opisywał me uczucia lub powtarzał ostatnie słowa Manon.Stra-ciłem ją, poiłem się oznakami jej czułości, jeszcze gdy konała  oto wszystko, co mam siłępowiedzieć.Dusza moja nie poszła w jej ślady.Niebo nie uważało snadz pokuty za dostateczną, chcia-ło, bym odtąd wlókł życie nędzne i pełne rozpaczy.Wyrzekam się dobrowolnie odmienieniago kiedykolwiek na szczęśliwsze.Przetrwałem więcej niż dobę z ustami przylepionymi do twarzy i rąk drogiej Manon.Za-miarem moim było umrzeć tam, ale drugiego dnia zastanowiłem się, iż po moim zgonie ciałujej groziłoby, że stanie się pastwą dzikich zwierząt.Postanowiłem pogrzebać kochankę i cze-kać śmierci na jej grobie.Byłem już tak bliski końca, osłabiony głodem i znużeniem, że trze-ba mi było wysiłku, aby się utrzymać na nogach.Musiałem uciec się do krzepiących napojów,które wziąłem z sobą; wróciły mi tyle sił, ile było trzeba dla mego smutnego obowiązku.Nie-trudno było rozkopać ziemię: grunt był piaszczystą równiną.Złamałem szpadę, aby się niąposłużyć w tej pracy, ale mniej była mi pomocna niż własne ręce.Wygrzebałem szeroki dół;umieściłem w nim bóstwo mego serca, Manon, starannie owinąwszy ją wprzódy w mą odzież,aby ją uchronić od zetknięcia z piaskiem.Ułożyłem ją tam, uściskawszy wprzód tysiąc razy zżarem najdoskonalszej miłości.Siadłem jeszcze przy niej; patrzałem długo; nie mogłem sięzdobyć na to, aby zasypać rów Wreszcie czując, że siły me słabną, i lękając się, że chybią mizupełnie, nim skończę, pogrzebałem na zawsze w ziemi to, co wydała najbardziej uroczego idoskonałego.Położyłem się następnie na grobie z twarzą w piasku.Zamykając oczy z zamia-rem nieotworzenia ich już nigdy, wzywałem pomocy nieba i czekałem chciwie śmierci.Trudne do uwierzenia wyda się może panu, że przez czas tego ponurego obrządku nie wy-szła z mych ócz ani jedna łza, z ust ani jedno westchnienie.Przygnębienie, jakie mnie ogar-nęło, oraz nieodwołalne postanowienie śmierci stłumiły uczucie rozpaczy i bólu.Toteż ledwieułożyłem się na ziemi, straciłem resztkę świadomości i czucia.Po tym, co pan usłyszał, zakończenie mej historii jest tak obojętne, że nie zasługuje natrud, jaki pan sobie zadaje słuchając do końca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •