[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie trzy siedziały zzałoŜonymi po turecku nogami.Podszedłem bliŜej.Foxy ubrana była w szkarłatną obszerną tunikę,która przypominała kurtynę w operze.Twarz z bliznami okalał fular wtym samym kolorze.Patrząc na nią, przypomniałem sobie teorięniektórych farmakologów.Wskutek przyjmowania pewnych substancjiczarownicy i czarownice byli jakoby w stanie wydzielać z siebie przyoddechu i przez pory w skórze trujące lub halucynogenne substancje.Odpowiedziałem jej po angielsku:— Przeszkadzam ci, ślicznotko? Masz jakieś spotkanie?— Honey, to zaleŜy, co cię sprowadza.Mówiła po angielsku drewnianym, ospałym głosem.Z opuszczonymipowiekami ucierała jakieś proszki w drewnianej misie zadziwiającoszczupłymi rękami.Zapaliła szarą gałązkę.— To dla moich dziewcząt.Oczyszczam noc.Noc grzechu, brudu.— Kto zawinił?— Hmm.Muszą zwrócić swoje długi, Mat.Ogromne dłu-106gi.— Wstawiła Ŝarzącą się gałązkę między listwy podłogi.— Nadaljesteś chrześcijaninem?Czułem suchość w gardle przepalonym alkoholem, nikotyną, a terazdodatkowo duszną atmosferą tego pomieszczenia.Rozluźniłem krawat.— Nadal.— A więc moŜemy się nawzajem zrozumieć.— Raczej nie.Nie chadzamy tymi samymi ścieŜkami.Foxy westchnęła, a za nią jej dwie towarzyszki.— WciąŜ te róŜnice.Zęby Szczęścia powiedziała ironicznie po angielsku:— Wierzący modli się, czarownik zaklina.— Chrześcijanin czci dobro, czarownik zło — wtrąciła ta oddredów, takŜe po angielsku.Foxy chwyciła czerwoną wanienkę, w której pływało coś ohydnego —małpa, a moŜe płód.— Honey, dobro, zło, modlitwa, to wszystko się nie liczy.— A co się liczy?— Moc.Energia.Trzymała teraz w ręku coś w rodzaju skalpela z obsydianowymostrzem.Jednym zdecydowanym ruchem odcięła główkę stworzeniuznajdującemu się w wanience.— Dla chrześcijanina najwaŜniejsze jest zbawienie.Foxy wybuchnęła śmiechem:— Uwielbiam cię.Czego chcesz? Szukasz dziewczynki?— ProwadzędochodzeniewsprawiezabójstwaMassine'aLarfaouiego.Trzy czarownice powtórzyły chórem:— On prowadzi dochodzenie w sprawie morderstwa.Foxy włoŜyła do drewnianej misy fragment główki i ponownie zabrałasię do miaŜdŜenia jej zawartości.— Powiedz mi najpierw, dlaczego interesujesz się tą sprawą.PrzecieŜto nie naleŜy do twojego wydziału.Foxy nie miała daru jasnowidzenia.Była zwyczajną informatorkąopłacaną przez DPJ Louis-Blanc, BRP i nawet wydział narkotyków.— To dochodzenie prowadził mój bardzo bliski przyjaciel.— Nie Ŝyje?— Targnął się na swoje Ŝycie, ale jeszcze Ŝyje.Jest w śpiączce.Foxy skrzywiła się.107— Bardzo źle.Podwójnie źle.Samobójstwo i śpiączka.Twójprzyjaciel błąka się między dwoma światami.m’fa i arun.Foxy pochodziła z Joruby, z duŜej grupy etnicznej, zamieszkującejzatokę Benin, kolebkę kultu voodoo.Studiowałem nieco na ten temat.M'fa oznacza podstawę i symbolizuje świat widzialny.Arun zaś to wyŜszyświat bogów.— Czy chcesz powiedzieć, Ŝe on błąka się w m'dolilM'doli to pomost między tymi dwoma światami, jest to terytorium magii.Czarownica rozpłynęła się w uśmiechu:— Honey, z tobą naprawdę dobrze się gawędzi.Nie wiem, gdzie trafiłtwój przyjaciel, ale jego dusza znajduje się w niebezpieczeństwie.Nie jestani Ŝywy, ani umarły.Jego dusza błąka się, a to jest idealny moment, Ŝebymu ją skraść.Nie powiedziałeś jeszcze, dlaczego tak interesujesz się tymdochodzeniem.— Chcę zrozumieć czyn mojego przyjaciela.— Jaki to ma związek ze sprawą Larfaouiego?— On prowadził to śledztwo.MoŜe przyczyniło się w jakimś stopniudo jego.zguby.— Twój przyjaciel teŜ jest chrześcijaninem?— Tak jak ja.Razem wychowywaliśmy się.Razem się modliliśmy.— A dlaczego ja miałabym coś o tym wiedzieć?— Larfaoui lubił czarne kobiety.Foxy roześmiała się, a z nią jej towarzyszki.— Jakbyś zgadł!— I ty mu ich dostarczałaś.Foxy zmarszczyła brwi.— Kto ci to powiedział? Claude?— NiewaŜne.— Sądzisz, Ŝe wiem coś o jego śmierci, poniewaŜ przedstawiałam mudziewczynki?— Larfaoui został zabity ósmego września.Była to sobota.Larfaouimiał swoje przyzwyczajenia.Co sobotę zapraszał do siebie do Aulneyjedną dziewczynę.Jedną z twoich dziewcząt.Zginął około północy.Jestem pewien, Ŝe nie był sam.Nikt nie wspominał o drugim trupie.Takwięc dziewczynie udało się uciec, no i pewnie coś wie.— Przerwałem namoment.W gardle paliło mnie ogniem.— Myślę, Ŝe znałaś tę dziewczynęi Ŝe ją ukrywasz.— Siadaj.Mam gorącą herbatę.Przykucnąłem na dywanie.Foxy odsunęła dzban i wzięła do108ręki niebieski czajniczek.Podnosząc wysoko ramię, nalewała herbatęprzygotowaną na sposób berberyjski.Podała mi ten napar w szklance,jakie spotyka się w kantynach.— Dlaczego miałabym ci coś powiedzieć?Nie odpowiedziałem od razu.Jeszcze raz uznałem, Ŝe najlepsza będzieszczerość.— Foxy, jestem jak w tunelu bez wyjścia.Nic nie wiem.Nie mamoficjalnych uprawnień do prowadzenia tej sprawy.Mój kolega jest międzyŜyciem i śmiercią.Chcę zrozumieć, dlaczego postanowił się utopić! Chcęsię dowiedzieć, nad czym pracował i co go tak załamało.Wszystko, co mipowiesz, pozostanie między nami.Obiecuję.A więc była tam dziewczynaczy nie?— Dobrze zapamiętamy tę noc, ty i ja.— Zapamiętamy, ale ja nie pracuję juŜ w BRP.— Jesteś w wydziale zabójstw, kochany, a to jeszcze lepiej.Paktowałem z diabłem.JuŜ wyobraŜałem sobie, jak za miesiąc,za rok, będę krył jakieś zabójstwo dla ocalenia tej czarownicy.Foxy miaładobrą pamięć.Powtórzyła:— Zapamiętamy, tak czy nie?— Masz moje słowo.Była tam dziewczyna tej nocy?Foxy, grając na zwłokę, upiła trochę herbaty, potem postawiła filiŜankęna podłodze.— Była.Poczułem ulgę.Alew tym samymmomencie powróciłozdenerwowanie.Krew w moich Ŝyła zastygała, koszmar zaczynał się nanowo—.Muszę się z nią widzieć.Muszę ją przepytać.— Nic z tego.— Foxy, masz moje stówo, ja.— Ona zniknęła.— Kiedy?— Tydzień po tamtej nocy.— Opowiedz, jak to się stało.Foxy mlasnęła językiem, świdrując mnie wzrokiem.— Kiedy wróciła tamtej nocy, była przeraŜona.— Widziała zabójcę?— Nic nie widziała.Kiedy mordowano Larfaouiego, była w łazience.Wymknęła się przez okno na dach sąsiedniego domu.Mówiła, Ŝemorderca jej nie zauwaŜył.Ale po siedmiu dniach zniknęła.109— Co się stało?— A jak myślisz, pewnie facet szukał jej i w końcu odnalazł.Jeszcze jedna wskazówka: najemnik, posługujący się broniąautomatyczną, był takŜe w stanie przeniknąć do tego afrykańskiego środo-wiska z obszaru języka angielskiego.Dawny najemnik z Liberii? Podnio-słem pustą szklankę.— Masz moŜe coś mocniejszego?— Foxy ma wszystko, czego potrzeba.Odwróciła się, nie zmieniając przy tym ułoŜenia skrzyŜowanych nóg.Wjej szczupłych rękach pojawiła się butelka.Napełniła moją szklankęjakimś przezroczystym płynem o konsystencji oliwy.Wypiłem mały łyk iz takim uczuciem, jakbym miał w ustach eter, zapytałem chrypliwymgłosem:— Czy była nieletnia?— Nazywała się Gina.Miała piętnaście lat.— Jesteś pewna, Ŝe niczego nie widziała?PoŜeraczka dusz utkwiła oczy w suficie.Na jej twarzy pojawił sięwyraz teatralnego smutku.Westchnęła i ze łzami w oczach powiedziała:— Biedna mała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •