[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyś Costowie przepływali przez pewne miasto, wktórym policja przeszukiwała wszystkie łodzie na kanale, tamując ruch w obu kierunkach, alei tym razem potrafili sobie poradzić.Pod koją Ma Costy znajdowała się sekretna kryjówka iLyra musiała w niej przeleżeć, zdrętwiała, całe dwie godziny, podczas gdy policja bezpowodzenia przetrząsała łódz.- Jak to się stało, że ich dajmony mnie nie znalazły? - spytała pózniej, a Ma pokazałajej, że sekretne pomieszczenie obito drewnem cedrowym, które działa na dajmony usypiająco.Dziewczynka przypomniała sobie w tym momencie, że Pantalaimon spędził cały ten czas,rozkosznie śpiąc przy jej głowie.Powoli, robiąc wiele postojów i objazdów, łódz Costów zbliżała się do %7łuław -leżącego we wschodniej Anglii rozległego i nigdy w pełni nie opisanego na mapach obszaruniekończących się bagien.Najdalsze peryferie tych podmokłych terenów mieszały się z dopływami i zatoczkami płytkiego morza, którego południowy brzeg należał do Holandii.Własne %7łuławy Holendrzy osuszyli i chronili za pomocą tam.Zresztą i we wschodniej Angliiosiedliło się sporo osób tej narodowości, toteż język tutejszych %7łuławian był mocno nasyconyholendryzmami.Pozostało tu jednak sporo terenów nie osuszonych, nieobsianych iniezamieszkanych.W najdzikszych środkowych regionach, gdzie w wodzie ślizgały sięwęgorze i gromadziły wodne ptaki, gdzie błyskały bagienne ogniki, a ścieżki wiodłybezradnych podróżników na zatratę w bagnach i moczarach, Cyganie znalezli sobiebezpieczne miejsce zgromadzeń.I teraz przez tysiąc krętych kanałów, rzecznych dopływów i strumieni płynęłycygańskie łodzie ku Byanplats, jedynemu na setkach mil kwadratowych bagien i mokradełmiejscu, w którym teren lekko się podnosił.%7łyło tam sporo stałych mieszkańców, byłynabrzeża, mola i Rynek Węgorzowy.W samym środku Byanplats znajdował się także starybudynek, w którym organizowano spotkania.Toteż kiedy ogłoszono datę Zlotu (inaczejnazywanego Cygańskim Wezwaniem lub Zgromadzeniem), łodzie wypełniły wszelkie drogiwodne tak gęsto, że można by przejść milę, przeskakując z pokładu na pokład, takprzynajmniej mówiono.Na %7łuławach rządzili więc Cyganie.Nikt inny nie ośmieliłby się tam wtargnąć, a pókiCyganie utrzymywali pokój i handlowali uczciwie, mieszkańcy lądu przymykali oko naciągły przemyt i sporadyczne wendety.Z drugiej strony jednakże, jeśli woda wyrzucała nabrzeg jakieś ciało (albo jeśli się zaplątało w sieci), ludzie z lądu mówili: no cóż, to był tylkojakiś Cygan.Lyra oczarowana słuchała opowieści przekazywanych przez mieszkańców bagien - owielkim duchu - psie imieniem Czarnobrzuchy oraz o błędnych ognikach bagiennych,powstających z baniek wrzącej czarodziejskiej oliwy - i zanim jeszcze dotarli na %7łuławy,zaczęła się już sama uważać za Cygankę.Wkrótce pozbyła się oksfordzkiego akcentu istopniowo przyswajała sobie coraz więcej cech typowych dla cygańskiej mowy wraz zniezbędnymi żuławsko - holenderskimi słowami.W końcu Ma Costa postanowiłaprzypomnieć dziewczynce o kilku sprawach.- Nie jesteś Cyganką, Lyro.Możesz sobie ćwiczyć naszą mowę, musisz jednakpamiętać, że Cyganie to nie tylko język.Są w naszej kulturze, że tak powiem obrazowo,głębiny i silne prądy, ponieważ od początku jesteśmy związani z wodą.Ty natomiastwywodzisz się z ognia i dlatego najbardziej ci się podobają bagienne ogniki.I takie też jesttwoje miejsce w cygańskim porządku.Masz w swojej duszy czarodziejską oliwę.Zwodniczez ciebie dziecko. Lyra poczuła się dotknięta.- Nigdy nikogo nie zwodziłam! Spytaj, kogo chcesz.Nie było oczywiście kogo spytać, toteż Ma Costa roześmiała się dobrotliwie.- Nie pojmujesz, że prawię ci komplementy, gąsiątko? - mruknęła czule i Lyrauspokoiła się, chociaż niczego nie zrozumiała.Kiedy dotarli do Byanplats, był wieczór i słońce opadało w plamę krwawego nieba.Płaska wyspa i miejsce spotkań, Zaal, były czarne i wydawały się wypukłe na tle światła,podobnie zresztą jak inne budynki.W nieruchomym powietrzu snuły się nitki dymu, a zestłoczonych obok siebie łodzi dochodziły zapachy smażonej ryby, tytoniu i spirytusujenniverowego.Zatrzymali się przy samym Zaalu, cumując w miejscu, które - jak wyjaśnił LyrzeTony - było odwiedzane przez ich rodzinę od pokoleń.Potem Ma Costa postawiła na ogniupatelnię z parą tłustych węgorzy, które zaczęły skwierczeć, oraz kociołek na ziemniaczanepiure.Tony i Kerim natłuścili włosy, włożyli najlepsze skórzane kurtki i chustki w błękitnegroszki, wsunęli na palce srebrne pierścienie i poszli się przywitać ze starymi przyjaciółmi zokolicznych łodzi i wypić szklaneczkę czy dwie w najbliższym barze.Wrócili z ważnymiwiadomościami.- Przybyliśmy dokładnie na czas.Zlot jest dzisiejszej nocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •