[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jak mogła być jednocześnie stara i niestara?  zapytała. To jest na-podobieństwo  odparła Mary.Atal machnęła trąbą, uspokojona. Ona mi powiedziała  ciągnęła Mary  że powinnam spodziewać się dzieci.Powiedziała, gdzie i kiedy się pojawią.Ale nie wspominała dlaczego.Po prostu muszęsię nimi opiekować. One są ranne i zmęczone  zauważyła Atal. Czy powstrzymają odpływ sarfu?Mary niepewnie podniosła wzrok.Wiedziała nawet bez lunety, że Cienio-cząsteczkiuciekają coraz szybciej. Mam nadzieję  powiedziała  Ale nie wiem jak.Wczesnym wieczorem, kiedy rozpalono ogniska do gotowania i wzeszły pierwszegwiazdy, przybyła grupa obcych.Mary właśnie się myła; usłyszała turkot ich kółi podniecony pomruk głosów, więc pospiesznie wyszła ze swojej chaty, wycierając się podrodze.Will i Lyra przespali całe popołudnie i dopiero teraz obudził ich hałas.Lyra usiadłazaspana i zobaczyła, że Mary rozmawia z pięcioma czy sześcioma mulefa, którzy otaczaliją, wyraznie podnieceni; nie potrafiła jednak odgadnąć, czy się cieszą, czy złoszczą.Mary zobaczyła ją i przerwała rozmowę. Lyro  powiedziała  coś się stało.Znalezli coś, czego nie umieją wytłumaczyć. Nie wiem, co to jest.Muszę sama obejrzeć.To jakąś godzinę drogi stąd.Wrócę jaknajszybciej.Korzystajcie ze wszystkiego w moim domu.Nie zatrzymam ich, tak impilno. W porządku  powiedziała Lyra, jeszcze otumaniona od długiego snu.Mary zajrzała pod drzewo.Will przecierał oczy. Naprawdę niedługo wrócę  obiecała. Atal zostanie z wami.Przywódca się niecierpliwił.Mary szybko zarzuciła mu wodze i strzemiona nagrzbiet, przeprosiła za swoją niezdarność i dosiadła go od razu.Grupa zawróciłai odjechała w zapadający zmierzch.Wyruszyli w innym niż dotąd kierunku, wzdłuż wybrzeża na północ.Mary nigdyprzedtem nie jechała po ciemku i bała się szybkości jeszcze bardziej niż za dnia.Wjeżdżając pod górę, widziała księżyc lśniący na morzu daleko po lewej i jegosrebrnosepiowy blask napełniał ją chłodnym, sceptycznym podziwem.Podziw był w niej,sceptycyzm w świecie, a chłód w obojgu.Od czasu do czasu podnosiła wzrok i dotykała lunety w kieszeni na piersi, ale niemogła jej użyć, dopóki się nie zatrzymali.Mulefa pędzili w pośpiechu i najwyrazniejwcale nie chcieli się zatrzymywać.Po godzinie ostrej jazdy skręcili w głąb lądu, porzucilikamienną drogę i powoli wjechali na szlak z ubitej ziemi, biegnący pomiędzy wysoką dokolan trawą, obok zagajnika kołowych drzew i na szczyt grani.W blasku księżycamieniły się rozległe nagie wzgórza, gdzieniegdzie poprzecinane niewielkimirozpadlinami, skąd wypływały strumienie wśród rosnących tam drzew.Właśnie w stronę takiej rozpadliny prowadzili ją mulefa.Zsiadła, kiedy zjechaliz drogi, i maszerowała wytrwale obok nich na szczyt wzgórza i w dół, do rozpadliny.Słyszała ciurkanie wody, nocny wiatr w trawach i cichy szmer kół na ubitej ziemi.Słyszała, jak mulefa przed nią mamroczą coś do siebie.Potem się zatrzymali.Na zboczu wzgórza, kilka metrów dalej, znajdował się jeden z otworów wykonanychzaczarowanym nożem, przypominał wejście do jaskini, ponieważ księżyc świecił trochęw głąb, zupełnie jakby otwór prowadził do wnętrza wzgórza; ale tak nie było.Z otworuwychodziła procesja duchów.Mary poczuła, że ziemia usuwa jej się spod nóg.Wzdrygnęła się gwałtowniei złapała najbliższą gałąz, żeby się upewnić, że fizyczny świat nadal istnieje wokół niej.Podeszła bliżej.Starzy mężczyzni i kobiety, dzieci, niemowlęta niesione na rękach,ludzie i inne istoty, coraz gęściej wysypywali się z ciemności w świat materialnejksiężycowej poświaty  i znikali.To było najdziwniejsze.Stawiali kilka kroków w świecie trawy, powietrzai srebrzystego światła, rozglądali się z twarzami zmienionymi radością  Mary nigdy nie widziała takiej radości  i wyciągali ramiona, jakby chcieli objąć cały wszechświat;a potem po prostu rozpływali się jak mgła lub dym, łącząc się z ziemią, rosą i nocnymwiatrem.Kilku z nich zbliżyło się do Mary, jakby chcieli jej coś powiedzieć, i wyciągnęłoręce, a ona poczuła ich dotyk jak drobne ukłucia zimna.Jeden z duchów  stara kobieta kiwnęła na nią, przywołując do siebie.Potem przemówiła i Mary usłyszała jej głos: Opowiedz im historie.Właśnie tego nie wiedzieliśmy.Przez tyle czasu niewiedzieliśmy! Ale one potrzebują prawdy.Tym się karmią.Musisz im opowiadaćprawdziwe historie i wszystko będzie dobrze, wszystko.Tylko opowiadaj im historie.A potem znikła.To była jedna z tych chwil, kiedy nagle przypominamy sobie sen,który z niejasnych powodów zepchnęliśmy w niepamięć, i powracają jak powódzwszystkie uczucia doznawane we śnie.Właśnie ten sen Mary próbowała opisać Atal, tennocny obraz; lecz kiedy chciała ponownie go odnalezć, rozwiewał się w powietrzui znikał zupełnie jak te postacie.Sen uleciał.Pozostała tylko słodycz tego uczucia i nakaz, żeby  opowiadać im historie.Mary spojrzała w ciemność.Im dalej sięgała wzrokiem w bezkresną ciszę, tymwięcej widziała nadchodzących duchów, tysiące za tysiącami, niczym uchodzcypowracający do ojczyzny. Opowiadaj im historie  powtórzyła sobie. 33.MarcepanWiosno, pogody i róż poro słodka,Jak puzdro perfum twój czas się otwiera.George Herbert.CnotaNastępnego ranka Lyra zbudziła się ze snu, w którym Pantalaimon wrócił do nieji przybrał ostateczny kształt; wprawił ją w zachwyt, ale teraz nie mogła go sobieprzypomnieć.Słońce wzeszło niedawno i powietrze pachniało świeżością.Widziała blask słońcaprzez otwarte drzwi chatki krytej strzechą, w której spała, domu Mary.Leżała przezchwilę, nadsłuchując.Słyszała ptaki na dworze i świerszcza, i spokojny oddech Maryśpiącej obok.Lyra usiadła i odkryła, że jest naga.Przez chwilę czuła oburzenie, ale potemzobaczyła czyste ubrania złożone obok niej na podłodze: koszula Mary i kawałekmiękkiej, lekkiej, wzorzystej tkaniny, którą mogła zawiązać jak spódnicę.Ubrała sięi chociaż tonęła w obszernej koszuli, przynajmniej wyglądała przyzwoicie.Wyszła z chaty.Pantalaimon był w pobliżu; na pewno.Prawie słyszała, jak śmieje się i gada.To pewnie znaczyło, że był bezpieczny i nadalcoś ich wiązało.A kiedy jej wybaczy i wróci, tyle godzin spędzą na samym gadaniu,opowiadaniu sobie wszystkiego.Will wciąż spał pod drzewem, leniuch.Lyra pomyślała, żeby go obudzić, aleprzecież sama mogła popływać w rzece.Dawniej radośnie pływała nago z innymioksfordzkimi dziećmi w rzece Cherwell, ale z Willem to co innego; zarumieniła się nasamą myśl.Więc sama zeszła nad wodę w perłowym brzasku.Wśród sitowia wysoki, smukłyptak, podobny do czapli, stał idealnie nieruchomo na jednej nodze.Lyra podeszła cichoi powoli, żeby go nie spłoszyć, ale ptak nie zwracał na nią większej uwagi niż na gałązkępłynącą po wodzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •