[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy z niego wszystko wyciągną, zrobią mu zastrzyk.On umrze.Mają taki środek.Vargas go używał.Może go nawet dostał od Amerykanów.Będzie wyglądało jak atak serca.Nawet najlepsi lekarze nic innego nie znajdą.Bermudez powie, że jest mu bardzo przykro.Wszystkim będzie bardzo przykro.Wyrażą głęboki żal.Z honorami przekażą ciało.Roberto wie,że Fidel będzie mu bardzo wdzięczny.Cały ten scenariusz przemyka mi przez głowę raz jeszcze.Szukam w nim dziur.Jaka będzie reakcja Fidela? Żadna.To znaczy zaakceptuje sytuację.Desperacko potrzebuje tego nazwiska.Amerykanie usiłowali go zlikwidować już z dziesięć razy.Nie będzie żałował Peabody’ego.Nie okaże najmniejszego współczucia czy żalu.Wszystko równoważy wisząca nad nim groźba.Poza tym zrobią to chamaryści, a nie on.Dla niego to wygrany los.Być może mógłbym mu to osobiście wyperswadować, ale jestem tu izolowany.Żadnej łączności.Co prawda, istnieje łącze radiowe, ale nawet gdyby Bermudez pozwolił mi na uruchomienie nadajnika, to wszystko rozszyfrowałyby amerykańskie komputery.Amerykanie prowadzą pełny nasłuch.W San Carlo nie ma jeszcze żadnej zaprzyjaźnionej ambasady z bezpiecznymi kanałami komunikacyjnymi.Jestem pozostawiony sam sobie.Peabody także.Musi mi podać nazwisko w ciągu najbliższych czterech dni.Wierzę temu, co mi powiedziała Inez.Bermudez gotów jest to zrobić.Jest pijany sukcesem.Chodzi w chmurach.Nawet pieprzy moją kobietę.Wszechwładny pan.Wszyscy leżą u jego stóp.Znam to dobrze, znam to uczucie.Zarazem podziwiam i nienawidzę go.Jego pewność siebie i zarozumiałość zabiją go.Do Inez mówię:– Nawet torturowany Peabody nie piśnie słowa.– Fombona twierdzi, że wszystko powie.– Fombona to głupiec.Bermudez także.– Ale osiąga założony cel.Inez ma na sobie bawełnianą bluzkę z cienkiej materii.Jedna sutka wypchnęła materiał.Inez dostrzega moje spojrzenie.Podnosi prawą dłoń i palcem zatacza kółko po środku drugiej piersi.Natychmiast pojawia się druga sutka.Inez mówi dalej: – Wystarczy, że na mnie spojrzy, a mój malutki penis już staje.Tobie nigdy nie udało się tego osiągnąć spojrzeniem.I wspaniały jest z niego kochanek.lepszy od ciebie.Jestem w klatce, ale klatka jest pusta.Usiłuję odzyskać kontrolę.– To po co wróciłaś? – pytam.Inez opuszcza stopy na ziemię, staje nade mną.– Jesteś skończony, Jorge Calderonie! Jesteś nieudacznikiem.Ja lubię silnych mężczyzn.Chcę porzucić słabość dla siły.Coś się z tobą dzieje złego, Jorge.Coś złego się stało w ciągu ostatnich dni.Nie mam pojęcia, co.Może to chodzi o tego Amerykanina.Roberto mówi, że Amerykanin jest silniejszy od ciebie.Mocniejszy.Przyszłam tylko w celu zabrania moich rzeczy.Czeka na mnie samochód.Stałeś się.nudny, Jorge.Pluje mi w twarz.Już nie panuję nad sobą.Minęły sekundy.Ledwo do mnie dochodzą jej krzyki.Nie słyszę otwieranych drzwi.Czuję jedynie moje palce na jej gardle.Nie słyszę głosów tamtych, nie czuję uchwytu ich dłoni, gdy mnie odciągają.Widzę jedynie jej rozbłysłe triumfem oczy w zaczerwienionej twarzy.Uwalniam się od trzymającej mnie ręki i walę w twarz nasadą dłoni.Słyszę trzask łamanej kości.Oszałamia mnie cios w głowę i Inez się uwalnia.Leżę na dywanie policzkiem do ziemi.Inez głośno się śmieje.Moi ochroniarze pomagają mi wstać.Przepraszają, mamroczą, tłumaczą, że nie mogli dopuścić do tego, żebym ją zabił.Inez siedzi na ziemi, plecami do łóżka.Przestała być piękna.Ma złamany nos, z którego skapuje krew.Na brodę, na bluzkę.Inez nawet nie usiłuje jej zatamować.Łka, ale jest to łkanie triumfalne.Mam wielki guz na głowie.Potykam się idąc w stronę stołu, z którego zabieram teczki z dokumentami.Mija wieczność, nim udaje mi się wpakować je do torby.Ochroniarz usiłuje mi pomóc.Walę go na odlew.Obaj ochroniarze ustępują mi z drogi, gdy idę ostrożnie do drzwi.Nie odwracam głowy, ale kiedy wychodzę, pękają mi bębenki od jej szatańskiego chichotu.W furgonetce po raz drugi spotykam Metysa.Rzuca okiem na moją twarz i odwraca głowę.Jeszcze trzęsą mi się ręce.I prawdę powiedziawszy, mam roztrzęsiony mózg.Czuję straszliwy ciężar wstydu.Taki jestem słaby, że nie potrafię kontrolować własnych odruchów.Peabody spojrzy tylko na mnie i odgadnie prawdę.Będzie wiedział, że ta kobieta mnie pokonała.Przestanie mieć dla mnie podziw.Po tym, co zobaczy.Jak mu wmówię nawet malutkie kłamstwo, skoro wyczerpała się moja energia?Kiedy wjeżdżamy na teren ambasady, jestem już spokojniejszy, ale nie na tyle spokojny, by móc stanąć z nim twarzą w twarz.Idę więc prosto do rezydencji, do jego apartamentu.Najpierw biorę prysznic, zastanawiając się nad ironią losu.Kiedy oblał mnie odchodami, zapanowałem nad sobą.Kiedy ona oblała mnie słowami, nerwy puściły.Po prysznicu przechodzę do salonu.Przy ścianie stoi szafka barowa.Wyszukuję butelkę Royal Salute.Bardzo typowe dla Peabody’ego.Pije mało, ale kiedy pije – to najlepsze trunki.Smakuję whisky i przez chwilę zamierzam się upić.Nie.! Dość ze słabością! Muszę odzyskać siły i napęd.Do odzyskania tego, co straciłem, potrzebny jest mi Peabody.Musi mi podać nazwisko! Bermudez czyha w kącie.Ta wiedźma też tylko czyha.Fidel.Nie, Fidel nie czyha, ale czeka.Czeka na rezultaty.Jeśli ja zawiodę, a Bermudez dostarczy nazwisko, to będę skończony w oczach Fidela i w moich własnych.Dopijam szklankę i podejmuję postanowienie, że nie zawiodę Fidela i że mi się uda.Nigdy już nie utracę panowania nad sobą.Biorę torbę i idę szybko w kierunku wartowni przy bramie.Odprawiam zaspanego strażnika, wyjmuję akta i otwieram drzwi celi.Jestem pochylony nad dokumentami, kiedy Peabody wychodzi z celi i staje przed biurkiem.Przechylił głowę i bacznie mi się przygląda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •