[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będę za niecałe dziesięć minut.Brać ją żywcem.Rozumiecie?– Tak, obywatelu pułkowniku.Koniec odbioru.Winid schował radio do kieszeni i wyszedł zza drzew.Szybko, ale cicho, zbliżał się do grobu, uważając, żeby osłaniał go duży pomnik.Ania skończyła modlitwę i wstała ocierając oczy rękawiczką.Potem podciągnęła nieco rękaw i spojrzała na zegarek – dochodziła szósta.Trzeba się śpieszyć.Jeszcze raz spojrzała na nagrobek, przeżegnała się i odwróciła.Nagle dziesięć metrów przed nią zza marmurowego pomnika wyszedł jakiś mężczyzna.Ubrany był w brązową skórzaną kurtkę i czarny beret.Jego młoda pociągła twarz powiedziała jej, że zbliża się niebezpieczeństwo.Futro doskonale chroniło przed chłodem, ale teraz w jednej sekundzie zrobiło jej się zimno.– Co pani tu robi? – zapytał mężczyzna.Ania wzruszyła ramionami wskazując grób.– Odwiedziłam grób krewnych.Kim pan jest?Mężczyzna zbliżał się do niej powoli i ostrożnie.– Jakich krewnych?– Ciotki i wujka.– Podniosła trochę głos.– Jakim prawem pan mnie wypytuje?Był już blisko.– Dokumenty proszę.Zrozumiała – to był esbek i obserwował grób.Był teraz o trzy kroki od niej.Ania westchnęła głęboko i sięgnęła do kieszeni mówiąc:– No cóż.Rzuciła się w lewo przeskakując niski nagrobek, po czym skręciła w prawo do ścieżki.Sprzysięgły się przeciwko niej dwie rzeczy.Pierwsza, to ocieplone futerkiem kozaki; były ciężkie i bardzo utrudniały bieg.Druga, to fakt, że Bogumił Winid był w szkole mistrzem w biegu na sto i dwieście metrów.Dogonił ją na ścieżce pięćdziesiąt metrów dalej i chwycił tak nagle, że aż straciła oddech, a czapka poszybowała w powietrze.Chwilę później siedział na jej plecach i zakładał kajdanki na wykręcone do tyłu ręce.Staruszkowie byli już przy bramie.Odwrócili się i przez chwilę obserwowali scenę przed sobą.Zaraz jednak zrobili to, co każdy inny na ich miejscu – odeszli tak szybko, jak mogli.Maria też widziała, co zaszło, bo szła właśnie jedną z bocznych alejek prowadzących do bramy.W pierwszej chwili pomyślała, że to złodziej albo gwałciciel i nawet zaczęła biec na pomoc, ale potem zobaczyła kajdanki i stanęła jak wryta.Widziała, jak mężczyzna zrywa Ani perukę i uśmiecha się triumfalnie na widok kruczoczarnych włosów.Właśnie sięgnął po radio, kiedy Maria naciągnęła kaptur na głowę i skierowała się do bramy.Szła szybko, ale nie biegła.Gdy doszła do samochodu, dobiegł ją odległy dźwięk syren.21– Napij się piwa i przestań się martwić – rzekł Jerzy.W wyciągniętych rękach trzymał butelkę pilsnera i szklankę.Ścibor wziął od niego piwo, ale szklaneczki nie chciał.Z ponurą miną pociągnął duży łyk.– Pewnie zaraz wrócą – uspokajał go Antoni.– Przecież nikt jej nie szuka.Wolałbym jednak, żebyś ty nie pokazywał się na ulicach.nawet w tym przebraniu.Siedzieli w bogato urządzonym salonie.Najwyraźniej generał pochodził z rodu, w którym było wielu znakomitych żołnierzy, bo na ścianach wisiały ogromne szkaradne obrazy olejne przedstawiające obwieszonych medalami staruszków z bujnymi bokobrodami.W wielkim kominku palił się ogień.Otworzyły się drzwi i weszła Natalia.Teatralnym gestem skłoniła się w pas i obwieściła:– Już zdążyłam ubłagać tatę, w iście rekordowym czasie.Mogę skorzystać z salonki, ale musiałam uroczyście przyrzec, że nie zakopcimy jej, jak tato powiedział, “oparami haszyszu”.Przyrzekłam.Jerzy wybuchnął śmiechem.– Dobrze się spisałaś.Dotrzymamy twojej obietnicy.Może najwyżej powąchamy trochę koki.Kiedy jedziemy?Podeszła do Antoniego, wyjęła mu piwo z ręki, wypiła do dna, po czym wyjaśniła:– Pozostawiłam tatę w przekonaniu, że to on podjął decyzję.Zaproponował jutrzejszy express o wpół do dwunastej.Właśnie wydaje niezbędne polecenia.Musimy być na bocznicy po dziesiątej.Ściborowi nieco ulżyło.Chociaż bardzo się starał, nie potrafił traktować naprawdę poważnie tych szalonych ludzi.Ale oto właśnie Natalia spokojnie go poinformowała, że pojadą do Warszawy specjalnym wagonem i nawet podała dokładny czas.Już miał jej podziękować, kiedy dobiegł jego uszu jakiś hałas z zewnątrz.Usłyszał głos Ireny, a zaraz potem ostry głos Marii.Drzwi gwałtownie się otworzyły i dziewczęta wpadły do środka.Jeden rzut oka na twarz Marii powiedział Ściborowi, że zdarzyło się najgorsze.Dziewczyna zalana była łzami, a z jej oczu wyzierał strach.Wszyscy zasypali ją pytaniami.Gardło miała ściśnięte łkaniem.– Uciszcie się! Wszyscy! – krzyknął Ścibor.Zamilkli.– Opowiedz.spokojnie – zwrócił się do Marii.Przełknęła łzy, uspokoiła się i w kilku krótkich zdaniach powiedziała, co zaszło.Na chwilę zapadła martwa cisza.Kiedy wszyscy uświadomili sobie, co się stało, wpadli w panikę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •