[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sądy się rozpoczęły.Pierwsza szła sprawa ze skargi strażnika na jakiegoś łyczka o nieporządki w podwórzu.Skazany zaocznie.Potem o pobicie chłopaka za wypasanie końmi koniczyny.Pogodzili się - matka dostała pięć rubli, a chłopak nowe portki i lejbik.Sprawa o woranie się. Odłożona z braku dowodów.Sprawa o kradzież leśną w borze sędziego; stawał rządca - oskarżeni chłopi z Rokicin.Skazani na kary pieniężne lub odsiedzenie w areszcie po dwa tygodnie.Nie przyjęli wyroku, pójdą do apelacji.I tak głośno zaczęli wykrzykiwać na niesprawiedliwość bo las był wspólny, serwitutowy, aż sędzia skinąłna Jacka, i ten zagrzmiał:- Cichojta, cichojta, bo tu sąd, nie karczma.I tak szła sprawa za sprawą, kieby skiba za skibą, równo i dość spokojnie, czasem tylko podnosiły sięskargi abo chlipanie, abo i przekleństwo, ale te Jacek wnet przyciszał.Z izby ubyło nieco ludzi, ale w ich miejsce przybyło tyle nowych, że stali zbici kieby w snop, że niktoporuszyć się nie mógł i zrobił się taki gorąc, iż ani odetchnąć aż sędzia polecił otworzyć okna.Teraz szła sprawa Bartka Kozła z Lipiec o kradzież świni u Marcjanny Antonówny Pacześ.Zwiadkowie:taż Marcjanna, syn jej Szymon, Barbara Piesek itd.- Zwiadkowie czy są?.zapytał ławnik.- Jesteśmy! - zawołali chórem.Boryna, który dotąd samotnie a cierpliwie stał przy kracie, przysunął się nieco do Paczesiowejprzywitać, boć to była Dominikowa, matka Jagny.- Oskarżony, Bartek Kozioł, bliżej, za kratę.Niski chłop przepychał się ze środka tak gwałtownie, aż kląć poczęli, że depcze po kulasach iprzyodziewek ozdziera.- Cichojta, ścierwy, bo prześwietny sąd mówi! - krzyknął Jacek, wpuszczając go.- Wy Bartłomiej Kozioł?Chłop drapał się frasobliwie po gęstych, równo obciętych włosach; głupowaty uśmiech skrzywiał musuchą, wygoloną twarz, a małe rudawe oczki chytrze skakały po sędziach niby wiewiórki.- Wy Bartłomiej Kozioł? - zapytał znowu sędzia, bo chłop milczał.- Dyć juści, on ci Bartłomiej Kozioł, dopraszam się łaski prześwietnego sądu! - piszczała ogromnakobieta, wpychając się siłą za kraty.- A wy czego?- Dopraszam się łaski, a dyć ja żona tego chudziaka, Bartka Kozła - i kłaniała się ręką ziemi, ażwyrurkowanym czepcem zawadzała o stół sędziowski.- Zwiadkujecie?- Niby to za świadka? ni, jeno dopraszam się.- Wozny; wyrzuć ją za kratę.- Wychodzta, kobieto, bo nie la was tu miejsce.- Chwycił ją za ramiona i pchał zadem.- Dopraszam się prześwietnego sądu, kiej mój ano nie dosłyszy na ten przykład.- krzyczała.- Wychodzta, póki po dobremu - i aż jęknęła, tak ją ciepnął na kratę, bo ani kroku po dobroci ustąpićnie chciała.- Wyjdzcie, będziemy głośno mówili, to choć on Kozioł, a usłyszy!Zaczęło się wreszcie badanie.- Jak się nazywacie?- Hę?.a, przezywam?.Przeciech wołali mę, to niby wiedzieć wiedzą.- Głupiś.Jak się nazywacie? - indagował nieubłaganie sędzia.- Bartek Kozioł, prześwietny sądzie - rzuciła żona.- Ile lat?- Hę?.a, lat?.bo ja to pomnę! Matka, wiele to ja mam roków?.- Pięćdziesiąt i dwa, widzi mi się, będzie na zwiesnę.- Gospodarz?.- I.trzy morgi piachu i ten jeden krowi ogon.sielny gospodarz.- Był już karany?- Hę?.karany?- Czy siedzieliście w kozie?- To niby w kreminale?.karany?.Matka, byłem to w kreminale, hę?.- A byłeś, Bartku, byłeś, a to cię te ścierwy dworskie o to zdechłe jagniątko.- Juści, juści.na paśniku znalazłem zdechłe jagnię.wzionem, co miały psy rozwłócyć.poskarżyły,przysięgły, com ukradł, sąd przysądził.wsadziły mę i siedziałem.Niesprawiedliwość jest ino,niesprawiedliwość.- mówił głucho i obzierał się znacznie na żonę.- Oskarżeni jesteście o kradzież maciory Marcjannie Pacześ! Wzięliście ją z pola, zagnali do domu,zarznęli i zjedli! Co macie na swoją obronę?- Hę? Zjadłem! %7łebym tak Boga przy skonaniu nie oglądał, że nie zjadłem!.o świecie rodzony, jazjadłem! - wołał żałośnie.- Cóż macie na swoją obronę?- Obronę.miałem to co rzec, matka?.Juści, baczę; niewinowatym, świni nie zjadłem a MarcjannaDominikowa, na ten przykład, szczeka bele co, kiej ten pies, że ino chycić za ten paskudny pysk asprać.a.- O ludzie, ludzie!.- jęknęła Dominikowa.- To już sobie pózniej zrobicie, ateraz mówcie, jakim sposobem świnia Paczesiowej znalazła się uwas?. - Zwinia Paczesiowa.u mnie?.Matka, co to wielmożny dziedzic rzekli?.- A dyć, Bartku, to o tym prosiaku, co to za tobą przylazł do chałupy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •