[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Althea starała się zachować spokój w obliczu jego opanowania.- Jak śmiesz mówić w ten sposób do mojej matki i siostry? Jak możesz tak spokojnie opowiadać im, że zamierzasz “powrócić” i “doglądać wszystkiego"?- Zdaje się, że jestem teraz głową tej rodziny - obwieścił Kyle bez osłonek.Althea uśmiechnęła się chłodno.- Możesz nazywać siebie, jak chcesz.Ale jeśli sądzisz, że zdo­łasz zatrzymać mój statek, jesteś w błędzie.Mężczyzna westchnął dramatycznie.- Sądziłem, że tylko waszym krewniakom z Deszczowych Ostę­pów spełniają się życzenia - zauważył z sarkazmem.- Mała sio­strzyczko, ależ jesteś niemądra.Statek należy do twojej siostry nie tylko zgodnie ze zwyczajowym prawem Miasta Wolnego Handlu.Mamy również w tej sprawie pismo Ephrona Vestrita, przez niego podpisane.Przeciwstawisz się nawet własnemu zmarłemu ojcu?Jego słowa niemal ją ogłuszyły i Althea poczuła, jak gdyby ktoś odebrał jej wszystko, co kiedykolwiek dawało jej wewnętrzną siłę.Już prawie zdołała przekonać samą siebie, że wczorajsze zdarzenia to przypadek, że jej ojciec nigdy świadomie nie odebrałby jej statku.Sądziła, że cierpiący i umierający człowiek nie wiedział, co czyni.A teraz usłyszała, że spisał swą ostatnią wolę, w której ją pominął.Nie, nie, nie.Spojrzała na matkę, a potem ponownie na szwagra.- Nie dbam o papiery, które podstępem podsunęliście do podpi­sania leżącemu na łożu śmierci starcowi - oświadczyła cichym, lecz kipiącym wściekłością głosem.- Wiem, że “Vivacia” jest moja i to w sposób, w jaki nigdy nie będzie należała do ciebie, Kyle'u.Mówię ci, że nie spocznę, póki nie znajdzie się pod moją komendą.- Twoją komendą! - Kyle o mało nie udławił się ze śmiechu.- Masz przesadne mniemanie o swoich umiejętnościach.Wiedz, że sama siebie oszukujesz.Nie jesteś żeglarzem! O ile wiem, twój ojciec trzymał cię na pokładzie tylko dlatego, żebyś nie popadła w jakieś kłopoty na lądzie.Nie jesteś nawet dobrym marynarzem.Althea otworzyła usta, aby coś powiedzieć, w tym momencie jednak leżący na podłodze Wintrow jęknął i wszystkie oczy zwróci­ły się ku niemu.Keffria zrobiła krok do przodu, ale Kyle powstrzy­mał ją gestem.Ronica jednakże zignorowała jego spojrzenie i pod­niesioną dłoń.Podeszła do chłopca, który - wyraźnie oszołomiony - usiadł z rękoma przy skroniach.Z wysiłkiem wpatrywał się w babcię.- Czy ja żyję? - spytał półprzytomnie.- Mam nadzieję, że tak - odparła poważnie, po czym lekko westchnęła.- Altheo, przyniesiesz mi zimną, mokrą ściereczkę?- Temu chłopakowi nic nie będzie - wtrącił Kyle zrzędliwie.Althea go zlekceważyła.Pobiegła po ręcznik, przez cały czas pytając siebie, dlaczego spełnia matczyną prośbę.Podejrzewała, że to właśnie Ronica podstępem skłoniła ojca do podpisania doku­mentu, którego dobrowolnie nigdy by nie podpisał.Dlaczego więc tak potulnie jej posłuchała? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie.Może nieświadomie szukała pretekstu, by opuścić pokój, ponieważ w przeciwnym razie jeszcze chwila i pewnie rzuciłaby się na Kyle'a z pięściami.Kiedy biegła korytarzem do kuchni, zadała sobie pytanie, co się stało z jej światem.Nigdy przedtem w jej domu nie dochodziło do takich scysji.Ludzie nawet nie podnosili na siebie głosu, a teraz Kyle jednym ciosem powalił własnego syna na posadzkę.Ciągle nie mogła uwierzyć w to, co się działo.Ten nowy świat był dla niej ob­cy i tak bardzo ją szokował, że nie wiedziała, co powinna robić i czuć.Uruchomiła pompę, zanurzyła ściereczkę pod strumień zim­nej wody, potem dobrze wyżęła materiał.Nagle do pomieszczenia zajrzała bardzo zdenerwowana służąca.- Potrzebujesz mojej pomocy? - wyszeptała.- Nie.Nie, panujemy nad wszystkim.Po prostu kapitan Haven za bardzo się zdenerwował.- Althea usłyszała własne ciche kłam­stwo.“Panujemy”, pomyślała z ironią.Miała wrażenie, że przypa­truje się wszystkim zmianom z daleka, że jest pałką żonglera, która leci w powietrzu i nie wie, czyja ręka ją chwyci i rzuci dalej.Może ni­czyja.“Może polecę gdzieś w dal i nigdy już nie wrócę do swojej ro­dziny”.Uśmiechnęła się z goryczą na ten zabawny wizerunek, po­tem włożyła mokrą ściereczkę do glinianej miski, podniosła ją i ru­szyła korytarzem z powrotem do jadalni.Wintrow i Ronica siedzieli w rogu niskiego stołu.Chłopiec był blady i drżał, a jej matka wyglądała na bardzo zdecydowaną.Trzy­mała obie dłonie wnuka w swoich i żarliwie do niego przemawiała.Kyle stał odwrócony do okna z ramionami skrzyżowanymi na piersi.Dziewczyna wyczuła, że jest oburzony.Obok niego stała pa­trząca błagalnie Keffria, mężczyzna wszakże zdawał się nieświadom obecności żony.-.Wszystko w rękach Sa - Ronica przemawiała do chłopca z wielką powagą.- Wierzę, że to On przysłał cię z powrotem do nas i nie bez powodu stworzył więź między tobą i statkiem.Tak się mu­siało stać, Wintrowie.Czy potrafisz zaakceptować ten fakt, tak jak niegdyś zgodziłeś się zostać kapłanem?Więź między Wintrowem i jej statkiem! To niemożliwe! Dziew­czynie zmartwiało serce.Chłopiec skupił teraz całą uwagę na twarzy babci.Po prostu wbił w nią wzrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •