[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pierwszy raz tego dnia Obi-Wan Kenobi poczuł zimne dreszcze.Dopiero teraz zrozumiał i docenił krucjatę, którą prowadziła senator Amidala - krucjatę przeciwko stworzeniu sił zbrojnych Republiki nieuniknionej konsekwencji tego kroku: wojnie.Rycerz Jedi na Kamino.Ta myśl wydała się Jango Fettowi więcej niż niepokojąca.Łowca spojrzał na Bobę, który w drugim końcu pokoju z uwagą wertował schematy techniczne i listy parametrów bojowych myśliwca Delta 7, porównując je ze znanymi zaletami i wadami jednostek astromechanicznych typu R4-P.Życie chłopca jest proste, myślał z zazdrością Jango.Dla Boby liczy się jedynie miłość - ojca i do ojca - oraz nauka rzemiosła.Poza tymi dwiema sprawami interesowało go wyłącznie organizowanie sobie rozrywek w czasie, który spędzał samotnie, gdy Jango opuszczał planetę lub załatwiał swoje interesy z Kaminoanami.Spoglądając na syna, Jango Fett czuł się, że zaczyna się o niego bać.Omal nie rozkazał Bobie pakować się, omal nie zabrał go i nie uciekł z planety Kamino, ale zbyt dobrze rozumiał niebezpieczeństwo kryjące się w takiej taktyce.Opuściłby planetę, nie dowiedziawszy się niczego o potencjalnym przeciwniku, rycerzu Jedi, który pojawił się tak niespodziewanie.A przecież zleceniodawcy zależy na takich informacjach.Jango także ich potrzebował.Gdyby wyjechał teraz, tuż przed spotkaniem z Jedi, byłoby oczywiste, że uciekł.A wtedy jego tropem wyruszyłby rycerz Jedi - przeciwnik, o którym nie wiedział praktycznie nic.Jango wpatrywał się uparcie w Bobę, jedyną istotę we wszechświecie, na której naprawdę mu zależało.- Rozegraj to na zimno - szepnął do siebie.- Jesteś tylko surowcem dla klonów, wystarczająco dobrze opłacanym, by nie interesować się celem całego przedsięwzięcia.To była jego litania.To był jego plan, który musiał się powieść.Dla dobra Boby.Ruch dłoni Taun We uruchomił niewidzialny dzwonek, kolejny raz przypominając Obi-Wanowi, jak obcy i niezwykły jest ten świat, Kamino i miasto Tipoca.Nie rozmyślał jednak nad tym długo, ponieważ jego uwagę przykuł mechanizm blokujący drzwi: rozbudowany, elektroniczny zamek z ryglem.Wydawało mu się, że to dość niezwykłe zabezpieczenie, biorąc pod uwagę rzekomo znakomite stosunki Jango Fetta z Kaminoanami.Czy zamek miał zatrzymać intruzów na zewnątrz, czy Jango Fetta wewnątrz?Raczej to pierwsze, pomyślał Obi-Wan.Jango był przecież łowcą nagród.Na pewno miał licznych i niebezpiecznych wrogów.Kenobi wciąż jeszcze przyglądał się zamkowi, kiedy drzwi rozsunęły się, ukazując stojącego za nimi chłopca - wierną kopię tych, których Jedi oglądał przez cały dzień.Egzemplarz zamówiony przez Jango różnił się od nich jedynie tym, że naprawdę miał dziesięć lat.- Boba - odezwała się przyjaźnie Taun We.- Zastaliśmy twojego ojca? Boba Fett długo wpatrywał się w towarzyszącego jej człowieka.- Ta - a - odpowiedział.- A czy możemy się z nim zobaczyć?- Jasne - odrzekł Boba.Cofnął się o krok, ale gdy goście przekraczali próg, ani na chwilę nie spuszczał z oka rycerza Jedi.- Tato! - zawołał.Ta forma zdziwiła nieco Obi-Wana, który wiedział, że ma do czynienia z klonem, a nie biologicznym synem.Czyżby rzeczywiście istniała więź między chłopcem a jego ojcem? Czy Jango zażądał repliki samego siebie nie dla zysku, lecz po prostu dlatego, że chciał mieć syna?- Tato! - powtórzył głośniej Boba.- Przyszła Taun We!Jango Fett ubrany był w prostą koszulę i spodnie.Obi-Wan rozpoznał go natychmiast, choć mężczyzna był znacznie starszy od najstarszych klonów, a jego nieogoloną twarz znaczyły liczne blizny.Ciało łowcy wciąż prezentowało się imponująco, budząc nieodparte skojarzenia z zahartowanymi twardym życiem typami spod ciemnej gwiazdy, których Kenobi spotykał w mało wytwornych zakątkach galaktyki.Przedramiona Jango zdobiły dziwne tatuaże, których wzór nic Obi-Wanowi nie mówił.Kiedy Jedi uniósł głowę, przekonał się, że łowca lustruje go podejrzliwym wzrokiem.Ten człowiek balansuje niebezpiecznie na krawędzi strachu, pomyślał Obi-Wan.- Witaj w domu, Jango - powiedziała Taun-We.- Miałeś udaną podróż?Kenobi wpatrywał się intensywnie w oczy łowcy, zastanawiając się, o jaką podróż chodziło.Jango był jednak profesjonalistą; jego twarz nawet nie drgnęła.- W miarę - odpowiedział swobodnie.Nie przestawał przy tym mierzyć wzrokiem Obi-Wana, złowrogo mrużąc oczy.- Przedstawiam ci mistrza Jedi, Obi-Wana Kenobiego - odezwała się Taun We, próbując rozładować narastające napięcie.- Przybył dokonać inspekcji naszych dokonań.- Naprawdę? - Jeżeli słowa Kaminoanki w ogóle obchodziły Janga, nie okazał tego.- Twoje klony są imponujące - rzekł Obi-Wan.- Pewnie jesteś z nich bardzo dumny.- Jestem tylko prostym człowiekiem, który szuka swojej drogi we wszechświecie, mistrzu Jedi.- Jak my wszyscy, prawda?Kenobi rozejrzał się po pokoju.Jego uwagą przykuły półotwarte drzwi do sąsiedniego pomieszczenia.Dostrzegł w głębi poobijane i osmalone fragmenty pancerza, uderzająco podobnego do tego, w który ubrany był mężczyzna z plecakiem rakietowym, właściciel zatrutej strzałki, zabójca Zam Weseli.Jedi dostrzegł także niebieskawą linię kojarzącą się z oprawą wizjera i szczeliny oddechowej na hełmie zamachowca z Coruscant.Zanim jednak zdążył przyjrzeć się jej bliżej, Jango stanął tuż przed nim, celowo zasłaniając widok.- Zapuszczasz się czasami do centrum Republiki, na przykład na Coruscant? - spytał otwarcie Obi-Wan.- Byłem tam raz czy dwa.- Ostatnio?Spojrzenie łowcy nagród znowu stało się podejrzliwe.- Możliwe.- W takim razie, na pewno znasz Mistrza Sifo-Dyasa - stwierdził Obi-Wan, ciekaw reakcji mężczyzny.Reakcji nie było.Jango Fett ani drgnął, a kiedy Jedi próbował odrobinę się przesunąć, by jeszcze raz zajrzeć do sąsiedniego pokoju, Jango odezwał się w specjalnym, umownym języku:- Boba, zamknij drzwi.Dopiero gdy polecenie zostało wykonane, Jango odsunął się nie-co.Obi-Wan miał wrażenie, że mężczyzna czai się do skoku.- Mistrza.?-spytał Jango.- Sifo-Dyasa.To on wynajął cię do tej roboty, prawda?- Nigdy o nim nie słyszałem - odparł Jango.Jeśli kłamał, Obi-Wan nie potrafił wyczuć w jego słowach fałszu.- Naprawdę?- Zatrudnił mnie gość nazwiskiem Tyranus, na jednym z księżyców Bogdena - wyjaśnił Jango.Obi-Wan znowu odniósł wrażenie, że mężczyzna mówi prawdę.- Ciekawe - mruknął i spuścił wzrok, zaskoczony i zmieszany takim obrotem sprawy.- Podoba ci się armia, mistrzu Jedi? - spytał Jango Fett.- Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę ją w akcji - odrzekł Kenobi.Jango spoglądał na niego z uwagą, szukając ukrytego w jego słowach podtekstu.A potem, jakby doszedł wniosku, że w zasadzie nie ma to wielkiego znaczenia, błysnął zębami w uśmiechu.- Zrobią, co do nich należy.Gwarantuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •